After Kozyrev's resignment, in January 1996 a new foreign minister is called in for that place. His name is Yevgeny Primakov.
Felietony
Felietony
After Kozyrev's resignment, in January 1996 a new foreign minister is called in for that place. His name is Yevgeny Primakov.
Odmienił oblicze rapu, fakt, ale wyjąwszy go z hiphopowego kontekstu mamy do czynienia z artystą kompletnym. Z wokalem, który nie miał sobie podobnych. Precyzyjnie cięte słowa, niemal żadnych westchnień czy okrzyków w tle, pełna dyscyplina przed mikrofonem - Hale operował głosem w sposób, spod którego prześwitywała trzyletnia służba w US Marines.
Znamy się tylko z widzenia, wybacz więc bezpośredni ton. Nie chodzi mi też o taką zwykłą popkulturową miłość, bo wiesz, jakby ci to powiedzieć, piękny nie jesteś, wręcz przeciwnie.Parafrazując klasyków: z łóżka bym Cię wyrzuciła. Jest ku temu zresztą wiele powodów.
Ale nie obrażaj się. Masz inne zalety i kieruję do Ciebie te słowa pełne bałwochwalczego uwielbienia właśnie w związku z pozostałymi atutami... Kocham Ciebie, a w zasadzie Twoje The Streets. I w związku z tym mam jedno pytanie.
Demyt, w tejże dekadzie (2001-2010) działo się naprawdę sporo i sporo warto wspomnieć...
Gdy w styczniu dowiedzieliśmy się, że Spinner zostanie zamknięty wydawało się, że miniony już rok będzie dla nas dużo mniej udany niż poprzednie. Okazało się jednak całkiem inaczej.
Rok 2010 był według mnie jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym rapowym rocznikiem w tej dekadzie. Większość wydanych płyt była bardziej niż udana. Stwierdzenie jakoby "Hip hop umarł", można było wrzucić między bajki. A jak zapowiada się pierwszy rok nowej dekady? Zobaczmy.
Czy warto było przehierarchizować moją piramidę potrzeb? Głupie pytanie. Oczywiście, że warto było, co więcej, marzę o tym, by zrobić to jeszcze raz.
Jak pewnie wie większość naszych czytelników, Popkiller powstał jako kontynuacja roboty, którą staraliśmy się wykonywać jak najlepiej na polskim Spinnerze. Ledwo co zdążyliśmy się ochrzcić, do urodzin jeszcze sporo czasu, a już możemy pochwalić się paroma sukcesami i dokonaniami, z których jako muzyczni zajawkowicze jesteśmy bardzo dumni. W polskim internecie brakowało dobrych stron muzycznych, szczególnie tych poświęconych muzyce miejskiej. Powody są prozaiczne. Cytując Marcina Flinta "w prasie już nie ma pieniędzy, w internecie jeszcze ich nie ma".
Od kilku miesięcy wykonujemy dla Was naszą pracę zupełnie non-profit. Staramy się robić to możliwie najszczerzej wobec siebie, ale też dopasowywać się do waszych oczekiwań i uwzględniać sugestie, w szczególności te sformułowane w niegłupi sposób, a dzięki Bogu wciąż ich nie brakuje. Bez stałej pensji nie jest to łatwe zadanie, ale robimy co możemy, a plany są tak ambitne, że realizacja choćby 10% może okazać się ważnym wydarzeniem, nie tylko w skali raczkującego portalu z potencjałem. Przyszedł jednak czas, kiedy i my potrzebujemy Waszej pomocy.
Już dziesięć lat mija od kiedy Yeezy związał się z Roc-a-Fella Records co spowodowało wielki przełom w jego karierze. Na początku był "tylko" producentem i choć wielu by chciało, żeby nim pozostał, zaczął także rapować. Choć nie przyszło mu to łatwo, w końcu się przebił i teraz jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych raperów/producentów czy ogólnie mówiąc hiphopowców na świecie. Czy to uprawnia do narcyzmu?
Możesz być fanem lub hejterem, możesz być całkowicie obojętny, ale to nic nie zmieni. Kanye West jest bożyszczem tłumów, każdy raper chciałby z nim współpracować - choćby ulubieniec trueschoolowców Termanology, jest trampoliną do mainstreamu (patrz Kid Cudi). Po prostu jest żywą legendą, mimo że dopiero osiągnął wiek Chrystusowy. Dlatego czy powinien nas dziwić tak "inny" film przez niego stworzony? Czy ta woda sodowa musiała prędzej czy później znaleźć ujście, jak ten uwalniający się Fenix? Jeśli nie widziałeś - sprawdź wcześniej pełną wersję filmu i wyciągnij własne wnioski.
Przy okazji beefu Peji i Tedego można było przeczytać opinie o tym, jaką to hańbą jest, że dorośli mężczyżni zachowują się jak dzieci. Czy jednak podziały i starcia nie są notorycznie podsycane przez samych słuchaczy?
W ostatni poniedziałek minęło równo 14 lat od śmierci Tupaca Shakura, ikony hip-hopu, jednego z największych raperów wszech czasów, jak i wszechstronnego artysty. Jego wpływ na kulturę hip-hop można by luźno porównać z wpływem Elvisa Presleya na rock 'n' roll. Wystarczy tylko wspomnieć, że płyty 2Pac'a na całym świecie kupiło ponad 75 mln osób, co zapewniło mu nawet miejsce w Księdze Guinnessa. Warto więc zastanowić się, w czym tkwi ten fenomen, co sprawia, że tylu ludzi na całym globie przyciąga jego muzyka?
Sam przyznam, że Tupaca słucham od kiedy miałem bodajże 12 lat i nie rozumiałem wtedy zupełnie nic z jego tekstów. Potem stopniowo poznawałem go coraz lepiej, w czym pomógł mi ogrom materiałów mu poświęconych (książki, filmy, wywiady). I nie wiem z czego to wynika, ale co jakiś czas mam tak, że na nowo łapię zajawkę na 2Pac'a i ponownie zagłębiam się coraz bardziej w jego twórczość. Postaram się więc odpowiedzieć na pytanie "Co tak naprawdę stało się muzyką 2Pac'a po jego śmierci?".
Kończąca się właśnie dekada, w rapie upłynęła pod znakiem "zjadania ogona". Niby nie było tak źle i otrzymaliśmy sporo albumów, które wracają do odtwarzaczy ze sporą regularnością. To w latach dwutysięcznych powstały "A Long Hot Summer", "Untitled", "Black Album", "Starchild", "Quality" czy "The Tipping Point". W grze brakowało jednak jednego istotnego elementu... debiutów.
Chlubne wyjątki tylko potwierdzały regułę. Debiutanci albo nie byli zbyt dobrzy by porwać tłumy, albo nie byli zbyt dobrze promowani, albo starsi koledzy nie mieli ochoty babrać się w błocie undergroundu, żeby szukać pereł, które gorzkniały, traciły formę i przepadały... Wygląda na to, że w bardzo dynamicznym tempie ulega to zmianie, co dobrze wróży kolejnej dekadzie, a co za tym idzie naszym uszom.
18 maja niespecjalnie różnił się dla mnie od innych majowych dni - zbliżające się widmo sesji, przyzwoita pogoda za otwartym oknem, świeże poranne powietrze w syfie, pod którym ukrywa się mój pokój itp. Wyszedłem rano i cały dzień spędziłem w błogiej nieświadomości, bo najzwyczajniej w Świecie zapomniałem o tym, że to dzień premiery "Revolutions Per Minute" Reflection Eternal i "Distant Relatives" Nasa i Damiana Marleya.
Powiedzmy sobie szczerze... Czekałem na te albumy. Czekam na wiele albumów. Czasami czekam na kilkadziesiąt jednocześnie. Pracuję pisząc o muzyce, śledzę ją, codziennie w głośnikach przewija się jej mnóstwo, czasami tak skrajnie różnej, że artyści ją tworzący mieliby pretensję, że puszczam ją obok siebie. Co za tym idzie waga takich wydarzeń jak premiera albumu sukcesywnie się zmniejsza. To już nie czasy, kiedy częstotliwość występowania muzyki Nasa czy Kweliego w moich słuchawkach była patologicznie wysoka... I wiecie co? 18 maja to zmienił.
Rozmijając się ze sławą i zaszczytami, wiódł bikiniarskie życie w warszawskiej bohemie. Pisał, dyskutował ze Zbigniewem Herbertem i Stefanem Kisielewskim, spotykał się z kobietami i trochę melanżował (mimo problemów z chorą wątrobą). Z dnia na dzień powstawało jedno z najważniejszych dzieł jego życia.
Co zaskoczyło nas najbardziej pozytywnie w zeszłym roku? Jeżeli odnieść to pytanie do polskiej sceny hip-hop, to dla wielu odpowiedź będzie brzmiała - "Galimatias" Proceente. Znakomicie wyprodukowany, doskonale brzmiący, dojrzały, a zarazem utrzymany w luzackim, szybkoszmalowym klimacie album wracał do naszych odtwarzaczy często, za każdym razem robiąc naprawdę dobre wrażenie. Mamy dla was informację o kolejnej produkcji czerniakowskiego MC, który tym razem nawiązał współpracę z innym, bardzo rozchwytywanym ostatnio producentem.