Słuchanie Jeżozwierza jest rozrywką, którą można porównać z oglądaniem brutalnie prawdziwych filmów wojennych pokroju "Full Metal Jacket". Miewa chwile, kiedy jest odrobinę lżejszy, ale to zawsze był i zawsze będzie kawał chłopa, który całym ciężarem ląduje na bit w ciężkich wojskowych buciorach i skacze po głowach przeciwników z kiepem w zębach. Pamiętam jak jeszcze w spinnerowych czasach dorwałem się do "Jebać Tytuł" i, przyznaję z pokorą, nie skumałem do końca o co w tym wszystkim chodzi. Po setkach odsłuchów znakomitego moim zdaniem "Pana Kolczastego" rozumiem już znacznie lepiej, a po drodze stałem się fanem. Jak wytłumaczyć to najkrócej? Wyobraźcie sobie wychowanego przez osiedle bydlaka, którego w weekendy mijacie nachlanego i nastukanego tak, że ledwo idzie, ale jednocześnie wyposażcie go w umysł tak bystry, że na dobrą sprawę intelektualnie jest grubo ponad osiedlową średnią, co widać jak bardzo nie starałby się ukrywać. Do tego morze inspiracji z bardzo różnych, często dziwnych klimatów. Mieszanka żelaznego kręgosłupa, wielkich bochenów pięści i czaszki, która wykracza znacznie ponad to co zobaczycie przy pierwszym kontakcie. Takim gościem dla mnie jest Jeż, jeśli mam wnioskować po zawartości nagrań.
Epka z SoulPetem wisiała w powietrzu od dłuższego czasu, a to co ukazywało się po drodze utwierdzało w przekonaniu, że będzie bardzo dobrze. Co prawda na bitach Świętego raper z Ochoty brzmiał niemal perfekcyjnie, tak jakby znalazł się w idealnym środowisku dla jego umiejętności, ale zmasowane, monumentalne niemal podkłady producenta z Lublina również wydawały się być dla niego dobrym gruntem. Tym bardziej, że Pete od wielu, wielu miesięcy prezentuję formę, która wydaje się potwierdzać słowa jego kumpli z Rap Addix, że jest producentem światowej klasy. Zupełnie poważnie myślę, że album Seana Price'a na jego podkładach mógłby wypaść lepiej niż jego ostatnia solówka, którą uważam za bardzo udaną. "RDS 220" za chwilę trafi do waszego audio. Przyjrzyjmy się tym siedmiu numerom z bliska, mimo że to trochę jak zaglądać w lufę Abramsa.