Jeżozwierz & SoulPete "RDS 220" - przedpremierowa recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-12-09 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 3)

Słuchanie Jeżozwierza jest rozrywką, którą można porównać z oglądaniem brutalnie prawdziwych filmów wojennych pokroju "Full Metal Jacket". Miewa chwile, kiedy jest odrobinę lżejszy, ale to zawsze był i zawsze będzie kawał chłopa, który całym ciężarem ląduje na bit w ciężkich wojskowych buciorach i skacze po głowach przeciwników z kiepem w zębach. Pamiętam jak jeszcze w spinnerowych czasach dorwałem się do "Jebać Tytuł" i, przyznaję z pokorą, nie skumałem do końca o co w tym wszystkim chodzi. Po setkach odsłuchów znakomitego moim zdaniem "Pana Kolczastego" rozumiem już znacznie lepiej, a po drodze stałem się fanem. Jak wytłumaczyć to najkrócej? Wyobraźcie sobie wychowanego przez osiedle bydlaka, którego w weekendy mijacie nachlanego i nastukanego tak, że ledwo idzie, ale jednocześnie wyposażcie go w umysł tak bystry, że na dobrą sprawę intelektualnie jest grubo ponad osiedlową średnią, co widać jak bardzo nie starałby się ukrywać. Do tego morze inspiracji z bardzo różnych, często dziwnych klimatów. Mieszanka żelaznego kręgosłupa, wielkich bochenów pięści i czaszki, która wykracza znacznie ponad to co zobaczycie przy pierwszym kontakcie. Takim gościem dla mnie jest Jeż, jeśli mam wnioskować po zawartości nagrań.

Epka z SoulPetem wisiała w powietrzu od dłuższego czasu, a to co ukazywało się po drodze utwierdzało w przekonaniu, że będzie bardzo dobrze. Co prawda na bitach Świętego raper z Ochoty brzmiał niemal perfekcyjnie, tak jakby znalazł się w idealnym środowisku dla jego umiejętności, ale zmasowane, monumentalne niemal podkłady producenta z Lublina również wydawały się być dla niego dobrym gruntem. Tym bardziej, że Pete od wielu, wielu miesięcy prezentuję formę, która wydaje się potwierdzać słowa jego kumpli z Rap Addix, że jest producentem światowej klasy. Zupełnie poważnie myślę, że album Seana Price'a na jego podkładach mógłby wypaść lepiej niż jego ostatnia solówka, którą uważam za bardzo udaną. "RDS 220" za chwilę trafi do waszego audio. Przyjrzyjmy się tym siedmiu numerom z bliska, mimo że to trochę jak zaglądać w lufę Abramsa.


No i właśnie strzał z dużego kalibru w "Wiozę Się Pomału" dostajemy na dzieńdobry. To czego można było się spodziewać - w dobie rapu, któremu brakuje oddechu Jeż faktycznie nie plącze sylab, żeby brzmiały jak seria z uzi, raczej napierdala z grubej rury na dosyć prostej, ale adekwatnej w tym klimacie stylówie. SoulPete z kolei wygrywa życie, dostosowując swój styl do rapera. Wydaje się, że w mixie jest jeszcze więcej "dołu" niż zwykle, to gra jak puszczone z dna studni i z charczącym, "niedelikatnym" głosem rapera tworzy symbiozę niespotykaną w polskim rapie. To album militarny o mocnej sile odrzutu, nawet kiedy tematycznie na chwilę czołgi ustępują miejsca rozkminom człowieka w którego otoczeniu alkohol i alkoholizm są czymś najzupełniej poszechnym. Dzięki szczerości i swojskości przekmin Jeża "Marskawątra" jest drugim ciosem po którym większość będzie już zamroczona słaniać się na nogach.

Singlowe "Zombie", to temat przeruchany na sto sposobów, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Jeżozwierz równie dobrze mógłby nagrać kawałek o dupach albo hajsie i zrobiłby to w taki sposób, że nie byłoby w tym nic wtórnego. Podkład na nieco większym tempie, duszny i niepokojący, doskonale oddaje nastrój apokalipsy żywych trupów, których na codzień można spotkać na ulicach waszych miast. Mimo to całość, być może przez nazbyt toporne jak dla mnie akcenty, nie przemawia do mnie tak bardzo jak wspomniane wyżej dwa strzały w japę na dzień dobry. Druga zwrotka poprawia wrażenie, ale sam fakt, że ma co poprawiać jest na płytach Jeża nietypowy. "Guerra Sucia" i "Raw Shit" to próba zmierzenia się z inną rytmiką, która potwierdza, że mimo konserwatywnych poglądów na rap, Jeż nie jest twardogłowcem z zaślepkami na rozwój. Zresztą każdy kto słyszał "Kolczastego" wie o tym doskonale. Próba umiarkowanie udana. Jeż nie potyka się o bit lądując na glebie, czuje każde tempo, a jego nieidealny, brudny rap jest na swój sposób imponujący. Jednocześnie chwilami ma się wrażenie, że tak naprawdę na tej epce nie jest to do końca potrzebne i chciałoby się dostać zamiast tego dwie dodatkowe bomby pokroju "Abramsa". Zostawia trochę wrażenia, jakby autor chciał pokazać krytykowanym na albumie (nie tylko tym) "bujańcom", że kreatywność i nowoczesność to nie to samo. Jak dla mnie nie mniej kreatywny niż na tych nietypowych podziałach jest na klasycznych bangerach.

Jeśli powstają jakieś wątpliwości, fanom Jeża na pewno rozwieją je dwa ostatnie tracki - "Reaktor" i "Trylon" w którym gościnnie pojawiają się reprezentanci Rap Addix w znakomitej dyspozycji, w mojej opinii lepszej niż na niedawnej epce. "Reaktor" z niepokojącym, dreszczowcowym bitem i wersami w stylu "niewinni byliśmy gdzieś do czternastki", "byliśmy nieznośni, ale nikt nie żenił kosy", "odradzam kłapanie na dzielni pyskiem/ odrazę mam też dla dzielnych w ekipie" rapowane unikatowym, bardzo silnym głosem hartowanym przez alko i szlugi to coś czego nie powinno się analizować i rozkładać na czynniki pierwsze. To klimat, nastrój, budowanie napięcia, kreślenie obrazów... Wysoka półkaw kategorii świadomych zabiegów, zarówno wokalnych jak i lirycznych, wprowadzonych zupełnie naturalnie. W "Trylonie" natomiast cała kontrowersyjna ekipa Rap Addix pokazuje się chyba w pełnej krasie swoich możliwości. Tak jak ostatnio często miałem wrażenie, że Addixy stoją w cieniu Jeża, tak tutaj to Junes i Laik wysuwają się na pierwszy plan dając bardzo konkretne zwrotki. Oczywiście z ogromem technicznych i wokalnych usterek, na które w ich przypadku warto czasem przymykać oko.

Podsumowanie? Dla mnie świetna, bo charakterystyczna i niepodobna do niczego w polskim rapie epka na potężnych i dopasowanych do MC bitach. Nie można pominąć znakomitej roboty DJ'a Ace'a, który stał się ważnym elementem układanki pod tytułem "RDS 220" - jest obecny w większości tracków i brawa za to jak dobrze zrozumiał z jakim materiałem ma do czynienia. Żałuję trochę, że materiału nie jest więcej, bo dwa bardziej eksperymentalne tracki przez to ciążą na całości bardziej. Nawet gdyby to było kilka kolejnych "militarnych" granatów to ja to kupuję i nie narzekam, bo mamy do czynienia z unikatem. Jeśli lubicie "Wiozę Się Pomału (Abrams)" całość trzeba mieć na półce. Jeśli nie, to się nie zrozumiemy chyba. Tłusty, choć niewystarczający dla zgłodniałych takiego stylu kawał bardzo krwistego, wręcz surowego steka.

 

abrrrrams
świetna recenzja, ale nie zgodzę się z jednym - Junes miał chyba najsłabszą zwrotkę w "Trylonie" a Kidd i Laik najbardziej rozjebali, ale to wiadomo - rzecz gustu
jezkrol
fajna recka, podbijam post wyżej - kidd w trylonie po prostu rozpierdolił w pył. Epka zamówiona, czekam mocno
julooo
bochnów a nie bochenów!...

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>