To już dłuższa chwila od kiedy w Polsce A$AP Rocky stał się symbolem tzw. nowej szkoły, a co za tym idzie obiektem ślepego hejtu i przesadnego uwielbienia naraz. Czas i konsekwencja sprawiają, że dzisiaj już prędzej spotykam się z opcjami "ja nie mówię, że słaby raper, ale wygląda jak pedał" albo "nie no słaby nie jest, ale to nie moja bajka". Nie wiem do końca o jaką bajkę chodzi, bo nowa płyta nieoficjalnego lidera A$AP Mob to doskonały dowód na to, że rap się ciekawie rozwija, a trudniejsze od klasycznej synkopy rytmiczne rozwiązania stały się niezwykłym impulsem dla inspiracji, który zadziałał jak mało który w historii gatunku.
Mimo że "Long.Live.A$AP" było dobrym krążkiem, to o Rockym myślałem zdecydowanie bardziej w kategoriach singli niż całych albumów. Raper z Harlemu na "At.Long.Last.A$AP" pokazał przekorę - zrobił płytę bardzo zaskakującą, ale jednocześnie eksponującą znane już zalety. Efektem jest najlepszy materiał w dyskografii artysty. Od teraz "artysta" będzie się pod jego adresem używać znacznie łatwiej.