A jakich rzeczy słuchałeś ostatnio? Czy jest coś, co cię pozytywnie zaskoczyło w tym roku i mógłbyś to polecić słuchaczom?Ostatnio raczej nie jestem na bieżąco, więc nie za bardzo wiem co jest grane. Ogólnie wolę wracać do klasyki, takich raperów jak J, A i dawny P, wiesz o co chodzi? Sięgam głównie po rzeczy ponadczasowe. Wydaje mi się, że obecnie jest niewiele płyt wartych uwagi, większość to jest w kółko to samo, bez polotu i smaku. Nie podoba mi się to. Za to mogę polecić moich ziomków z I - mojego miasta. Między innymi E oraz R, którzy cały czas robią coś ciekawego. Poza tym ostatnio się dograłem na płytę D ze składu O, więc to też jest jedna z tych osób wartych uwagi. Ogólnie zadzwonił, poprosił o featuring i się zgodziłem, wiesz... Myślę, że warto czekać na jego solówkę.Jakieś ostatnie słowa na koniec?Tak, pozdrawiam wszystkich słuchaczy radia L. To był Ę z tej strony, trzymajcie się, pokój!Rzecz jasna nie jest to prawdziwa rozmowa, ale czy jest nierealistyczna?
Naprawdę nie mieliście okazji zobaczyć wywiadu przepełnionego podobnymi
bzdurami? Ja sam miałem wątpliwą przyjemność przeczytać takie rzeczy kilkakrotnie. I
tak naszła mnie taka rozkminka:
kiedy raperzy przestali być słuchaczami?
W którym momencie uznali, że nie ma nikogo utalentowanego na scenie,
oprócz ich ziomów i ludzi, z którymi współpracowali (bo wiadomo, to
zobowiązuje)?
Skoro taki raper nie słucha żadnych nowości, to jakim cudem może się wypowiadać o obecnym poziomie sceny? Po nazwach newsów na portalach o rapie? I czy owa ignorancja spod szyldu "nie ma teraz nic godnego mojej uwagi, wolę klasykę", która łudząco przypomina wyśmiewane "hip-hop umarł wraz z Magikiem i Tupakiem, bo Bóg chciał sobie urządzić cyphera w niebie" nie oznacza, że czuje się on lepszym artystą? Bo jeżeli nie, to nie rozumiem...
Drogi raperze, jesteś częścią tej sceny, tak? Tak więc i ty odpowiadasz za jej obecny poziom.
Co masz do zaoferowania słuchaczom, czego nie mają inni? Krótka piłka - określ w kilku zdaniach
dlaczego to właśnie ty i twoja płyta jesteście warci, często niemałych, pieniędzy słuchaczy. Jeżeli ci się uda, masz święte prawo wypowiadać się o obecnym poziomie sceny i krytykowania jej. Tylko bez pieprzenia w stylu: "gruba nawijka i wypasione skillsy na tłustych bitach" czy też "każdy znajdzie coś dla siebie" (co już dawno temu, słusznie zresztą, skrytykował Mes). Bez używania takich pustych i nic nieznaczących stwierdzeń jak: "bezkompromisowy", "najbardziej", "wyczekiwany" oraz "w iście [tutaj_wstaw_dowolny_przymiotnik] stylu". Te kłamstwa widzimy na co dzień w informacjach prasowych. Nie potraficie? A ja jestem zwykłym słuchaczem i o polskiej czołówce mogę napisać z miejsca kilka, kilkanaście zdań - kto, co i dla kogo.
Gdzie się podziała ta zajawka, wyparowała?
Czy rap to nie zabawa już, tylko przykry obowiązek i praca, a klasyki pozostały jedynie sentymentem z dzieciństwa?Możecie mi wygarnąć, że niepotrzebnie się tego doczepiłem. Ja widzę to inaczej. Według mnie artysta, który się nie orientuje w tym, co się dzieje w jego dziedzinie, zwyczajnie nie może zaoferować fanom nic nowego. It's simple as that. Mając ciągle te same wpływy, robią ciągle to samo. Oczywiście, jeżeli raper jest słuchaczem zajawkowiczem i wie co w trawie piszczy, to wcale nie oznacza, że z miejsca przestanie nudzić, odnajdzie w sobie nieznany wcześniej talent i zacznie robić coś świeżego. To nieco bardziej skomplikowane. Mimo to,
cieszę się gdy widzę, że wśród raperów są psychofani. Nie tyle ślepi, co bezwzględnie wierzący w swoich idoli. Tak jak Tede, który jara się krytykowanym mocno "Blueprintem 3" (czy to był jednak "Kingdom Come"? Na jedno wychodzi) Jaya-Z, albo VNM, który otwarcie przyznaje, że jest sajkofanem J. Cole'a.
Dzięki temu widzę w nich ludzi, słuchaczy z krwi i kości - z własnym gustem, który dyktuje chemia i uczucie, a nie "obiektywność", która zabija wszystko to, co kreatywne. Każdy powinien móc czymś się jarać jak dziecko, którym przecież się było.
Bo muzyka to emocje, a nie tabliczka mnożenia, nie u każdego wyjdzie taki sam wynik.Żeby to wam lepiej zwizualizować - jakiś czas temu ukazał się bardzo
interesujący wywiad z Pezetem. Podczas oglądania uznałem, że ta rozmowa jest dość udana tylko ten dziennikarz taki troszkę jakby spięty... Dopiero w ostatniej, trzeciej części zorientowałem się, że to wcale nie był dziennikarz tylko zwykły słuchacz właśnie, który wygrał możliwość przeprowadzenia wywiadu z Kaplińskim w konkursie Orange. I to jest właśnie definicja słowa "fan", pytania zwyczajnie mu się cisnęły na usta, chciał się dowiedzieć jak najwięcej od swojego idola... I przyznam, że
nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy pod koniec wywiadu chłopak wyciągnął wszystkie płyty Pezeta z prośbą po autografy. Pudełka zupełnie połamane i rozpadające się, płyty porysowane. Niby można uznać, że koleś niespecjalnie o nie dbał. Bzdura. Po prostu je zakatował nieustannym słuchaniem. Doskonała puenta tej rozmowy.Wróćmy ponownie do raperów. Pamiętam, jak w bodajże Ślizgu ukazał się wywiad z Włodim. Raper czysto uliczny, jednak w rozmowie przyznał, że uwielbia komercyjny rap w stylu G-Unit, zwłaszcza jak jest dobrze wyprodukowany. I to jest gust. Wydaje mi się, że
dla artysty nie ma nic bardziej destrukcyjnego niż brak własnego gustu, gdyż jest on wtedy zwykłą skorupką, wydmuszką bez osobowości. Podobnie sprawa miała się sprawa z Tymonem. Na jednym z forów przyznał, że z wiekiem coraz bardziej docenia komercyjny rap, to jest taki, przy którym można się rozluźnić i pobujać, co także dosyć kontrastuje z muzyką pana Smektały. Jak widać bycie fanem wcale nie zmusza do kopiowania i naśladownictwa, można zachować swoją niezależność artystyczną, słuchając nieco innych rzeczy (oczywiście w granicach rozsądku).
Ostatnie trzy lata (z naciskiem na rok 09 i 11) w polskim rapie są niezwykle udane. Sprzedaż płyt wzrosła, jest więcej debiutantów i dobrej muzyki. Zauważył to także Eldo, który powiedział niegdyś (
również w popkillerowym wywiadzie), że narzekanie na obecną formę polskiej sceny to encyklopedyczny przykład ignorancji. Doceniam takie słowa, bo dużo bardziej na rękę byłaby postawa z wstępu do tej notki.
I napawa mnie optymizmem fakt, że weteran z wypiekami na twarzy oświadcza, że czuje w młodych kotach ogromną konkurencję, jednak jego głód mikrofonu nie pozwala mu odpuścić i stara się z nimi podjąć walkę, jak równy z równym. W "Zapiskach 1001 nocy" tę postawę było słychać, co poskutkowało jedną z najlepszych płyt Eldoki w jego karierze.
Podsumowania nie będzie - wnioski wyciągnijcie sami.
Northim Kismajes