Rok 2008 pamiętam dobrze. Był to rok pełen wyjątkowych wydarzeń, takich jak otwarcie ostatnich stacji warszawskiego metra, polska premiera iPhone'a 3G i legalizacji eutanazji w Luksemburgu. Dziękuję ci, kochana Wikipedio. A przy okazji, był to również rok debiutu Mursa w majorsie. I choć "Murs for President" śmierdzi nieco niechcianym mainstreamem, to wciąż sympatyczny album.
Po powszechnie uznanym za encyklopedię kreatywności "The End of the Beginning" z 2003 Mursa porwało tornado. A to projekty ze Slugiem, a to najlepszy numer na płycie producenckiej Oh No (tak), a to regularnie wypuszczane płyty z 9th Wonderem. Cóż, na "Murs for President" nie pojawia się chyba żadna oczekiwalna postać w stylu wyżej wymienionych (poza turbonudziarzem Wonderem) albo w ogóle kogokolwiek z Def Jux. Zamiast tego z wizytą wpadli przykładowo Snoop Dogg, Will.I.Am i Nottz. Warner ewidentnie sypnął kasą.