
O tym, ile miłych wrażeń i jak mocną podróż w przeszłość zapewniło mi budowanie tego zestawienia mogliście przeczytać we wczorajszym felietonie. Było pięknie i wspominkowo, była masa świetnej muzyki, której jakości nie da się podważyć.
Było jednak i ciężko, był ból głowy i zgrzytanie zębów. Dlaczego?
A jak tu ułożyć i shierarchizować płyty, z których do każdej ciężko się przyczepić, z których każda wniosła coś do dorobku polskiego rapu i zapewniła mi masę dobrze spędzonego czasu? Gdy najpierw wypisałem płyty, które "muszą być w dziesiątce" to wyszło ich ponad 20, stąd dodatkowa dycha wyróżnień a i miejsce 10 jest ex-aequo, bo nie mogłem zdecydować się, by którąś z tych płyt "tylko" wyróżnić a i żal paru, które w końcu odpadły z całości.
Zestawienie to budowałem praktycznie przez cały styczeń, ale chyba osiągnęło wreszcie stan, w którym nic bym nie zmienił. Mimo tego, że ranking jest subiektywny (bo jak obiektywnie wybrać najlepszą płytę dziesięciolecia? Wszystko zależy od gustu, a nie czuję się też takim ekspertem i autorytetem, by swoje zestawienie publikować bez zaznaczenia subiektywności) to starałem się nie ograniczać do subiektywnych odczuć i tego, które płyty najbardziej lubię.
Uśredniłem raczej własną opinię, sentyment, znaczenie jakie płyta miała dla sceny w momencie, gdy wychodziła i to, na ile wytrzymała próbę czasu i na ile wciąż wyróżnia się z tłumu oraz trzymałem się zasady, że jeden MC może mieć tu tylko jeden album. Jednak jeśli wciąż mierzi was kolejność i to, że płyta X jest pod płytą Y to olejcie miejsca, potraktujcie to jak zestawienie mocy i siły polskiego rapu w latach 2001-2010 (rok 2000 a w nim "Światła Miasta", "3:44" czy "Kinematografia" to jeszcze poprzedni wiek) i odpalcie krążki, które znacie lub nie. W końcu muzyka jest przede wszystkim po to, by jej słuchać, a ocenianie i klasyfikowanie to tylko dodatek. A tu bez wątpienia jest czego posłuchać...