Filip Rauczyński i muzyczne ciekawostki roku 2009



Dla miłośników papierowego rapdziennikarstwa z pewnością nie był to dobry rok. Magazyn Hip Hop - ostatnie czasopismo, dotyczące naszej muzyki i kultury - znikł z półek na samym początku 2010.

Jednak jego naczelny Filip Rauczyński wciąż ma wam wiele do powiedzenia. Dla nas, cofając się trochę głębiej, przygotował specjalny i nietypowy ranking najciekawszych albumów roku 2009, który dajemy wam, zanim jeszcze na dobre rozkręcimy się z podsumowywaniem tego, co działo się w 2010 i w całej dekadzie. Dlaczego nietypowy?

Bo nie ograniczający się gatunkowo pod żadnym względem i stawiający tylko na poziom i oryginalność. Ale oddajmy już głos Filipowi...

Keaver & Brause - The Middle Way
Kompletnie niezauważony album "The Middle Way" przyczajonego Keavera i ukrytego Brause'a uosabia wszystko, czego znudzona konwencjonalną muzyką dusza może zapragnąć. Mamy tu głęboki, rozsadzający membrany bas, ciężkie, przeważnie połamane bębny, dosadne elektroniczne pulsowanie i szereg klimatycznych analogowych sampli - pociętych jakby ręką nie do końca trzeźwego chirurga. Jeżeli jesteście ciekawi, jak brzmi najlepsze "chopped & magic" A.D. 2009 - nie mogliście lepiej trafić.

Sa-Ra Creative Partners - Nuclear Evolution: The Age of Love
Ci panowie w łączeniu erotycznego, hipnotyzującego neo-soulu i nowoczesnego, leniwie płynącego electro-funku są po prostu mistrzami. Już od "Hollywood Recordings" powtarzam, że ich dewiza powinna brzmieć: "Sex, drugs and Sa-Ra, czyli soundtrack do futurystycznego, niekoniecznie heteroseksualnego pornosa - jak znalazł" - i z nieukrywaną radością oświadczam, że po nowym albumie niewiele się w tej kwestii zmieniło.

Portico Quartet - Isla
Modern jazzowy Portico Quartet tworzą muzycy nieokiełznani, niepoukładani i - jak wnioskuję - żonaci. "Isla" to w końcu album taki jak nasze życiowe partnerki: w jednej chwili zachwyca i powoduje ciarki, by za moment przytłoczyć, znudzić, a nawet spowodować u nas ból głowy. Tak to już jest z kobietami - kochamy je, bo ich nie rozumiemy, i chyba tak samo jest z tym albumem.

Electric Wire Hustle - Electric Wire Hustle
"Electric Wire Hustle" to prawdziwa muzyczna lewatywa dla tych, którzy mają stereotypowe i mocno przeterminowane poglądy na światowy soul. Album Nowozelandczyków w arcyciekawy sposób łączy ze sobą subtelny, ospały śpiew i soczyste, bujające głową podkłady, które często zamiast płynąć z wokalem, ścigają się z nim po schodach. Jednym słowem: świeżość nad świeżościami i wszystko świeżość.

Flying Lotus - L.A. EP 3 x 3
Parafrazując słowa M. J. Keenana - muzyka Flying Lotusa - to swoisty plac zabaw dla głosów w mojej głowie, gdzie Ego i Anima spotykają się i wymieniają przepisami na ciasteczka. Tak, wiem, jak to brzmi - dlatego wszystkim tym, którzy poproszą mnie teraz o numer do mojego dilera, polecam po prostu bliższe zapoznanie się z (niekoniecznie najnowszą) twórczością Stevena Ellisona.

Parov Stelar - That Swing
Ostatnie wydawnictwo Parova Stelara jest swoistym hołdem dla jazzu i swingu lat 20. i 30. XX wieku, a tym samym bardzo klimatycznym (i jakże przebojowym!) tłem dla nocnych, samochodowych wypraw w nieznane. Zaprawdę powiadam Wam, jeszcze jedna taka płyta i naprawdę zacznę żałować, że nie mam prawa jazdy.

Mayer Hawthorne - A Strange Arrangement
Mówcie, co chcecie, ale to właśnie dzięki takim artystom jak Mayer Hawthorne ciepła i sympatyczna muzyka retro wraca do łask. "A Strange Arrangement" to wręcz wymarzona alternatywa dla wspomnianego wcześniej "Electric Wire Hustle" i podejrzewam, że ortodoksyjni fani soulu podczas jej słuchania przeżyją jakieś... 12 orgazmów.

The Cinematic Orchestra - Les Ailes Pourpres
Chyba tylko oni potrafią zabrać się za soundtrack do Disneyowskiego filmu przyrodniczego o flamingach i zrobić z niego pieprzone arcydzieło. Co prawda już nie możemy powiedzieć, że orkiestra Jasona Swinscoe tworzy soundtracki do nieistniejących filmów, ale i tak jest zajebiście.


Vijay Iyer Trio - Historicity
Muzycy, których wolałbym nie spotkać w ciemnym zaułku. Bywają dziwnie nabuzowani, agresywni, nieprzewidywalni. I oni grają jazz! Ich "Historicity" to na pewno jeden z najciekawszych i najbardziej oryginalnych jazzowych albumów 2009. Wróć - to najbardziej wkurwiony jazzowy album 2009. Czyli "łagodny jak baranek" w języku hiphopowców.

Carlos Nino & Miguel Atwood-Ferguson - Suite for Ma Dukes

Jeżeli zirytowały Was tracklisty obu części "Dillanthology" i wpadliście w załamanie nerwowe po przesłuchaniu pośmiertnych odrzutów Jaya Dee na "Jay Stay Paid" - instrumentalne interpretacje jego bitów będą dla Was prawdziwym katharsis. A jeśli nie... Cóż, na mnie nie patrzcie. Ja Wam kasy za zużyty transfer na rapidzie na pewno nie zwrócę.

Chromeo: DJ KiCKS
Panowie z Chromeo przypomnieli mi tym krążkiem, jak bardzo kocham kiczowaty pop lat 80., i równocześnie zawstydzili mnie selekcją i mixem utworów. Kiedy tego słucham, mam ochotę zakosić Flying Lotusowi działkę LSD i śmignąć na jakiś dancefloor. Sprawdźcie, czy nie macie podobnie. Jakby co, podzielę się z Wami psychodeliczną substancją psychoaktywną od Stevena i śmigniemy razem.

Nomak - Muziq and Foto
Przy Krushu czy Nujabesie Nomak wydaje się muzycznym neandertalczykiem, ale akurat w jego przypadku można obrócić to na plus. Jego kompozycje, mimo iż są wręcz łopatologicznym zlepkiem dźwięków, urzekają swoją lekkością, plastycznością i melancholią, a zawarty w nich ładunek emocjonalny sprawia, że nawet najwięksi twardziele potrafią zapłakać. Chociaż może to zbyt pochopna opinia. Na Popku z Firmy jeszcze tego nie testowano.

The Nextmen - Join the Dots
"Join the Dots" to zimny prysznic dla tych, którzy spodziewali się po londyńczykach drugiego "This Was Supposed to Be the Future". Ich nowy album to momentami istna klubowa sieczka, która  sprawdzi się chyba tylko na przećpanych parkietach dyskotek w UK - co nie zmienia faktu, że drugiej tak wybuchowej mieszanki popu, dancehallu, UK garage'u i baile funku w 2009 roku chyba nie mieliśmy (bo nie mieliśmy, prawda?).

MSTRKRFT - Fist of God
Ten wąsato-brodaty electro duet z Kanady sprawia, że przedstawiciele cukierkowatego indie-rocka zyskują klubowe pierdolnięcie, a j-popowe wokalistki (jakimś cudem) przestają być obciachowe. Ale bez obaw - ich nowy krążek to przede wszystkim niski ukłon w stronę raperów. I umówmy się, jeżeli E-40, N.O.R.E. czy Ghostface Killah nie przekonają Was do rzeźniczego electro, to zapewne już nikt tego nie zrobi.

Eskmo - Hypercolour EP
Kolejny utalentowany wąsacz - tym razem dużo trudniejszy do zaszufladkowania. Tworzy muzykę tak omamiającą i zawiesistą, że klękają przed nim tacy zawodnicy jak (wspomniany już nie raz) Flying "narkotyki mniam mniam" Lotus czy Amon "crack is wack" Tobin. Czy potrzeba Wam jeszcze jakichś rekomendacji? Szykujcie portfele i polujcie na album "Eskmo" z 2010. Naprawdę warto.

Ochre - Like Dust Of The Balance
Ochre. Gdy słucham jego płyt, w głowie zakwita mi tysiąc różnobarwnych kwiatów, które dosłownie wypychają resztki mojego mózgu za burtę. Jak określić to co robi? Nie mam pojęcia. Na myśl przychodzą mi jedynie infantylne określenia w stylu: "walenie kotka za pomocą młotka" albo "ambientowa folktronica". Choć... chyba to drugie bardziej pasuje.

Bonobo - The Keeper (singiel)
"Days to Come" to mój ulubiony album wszech czasów, a "Recurring" to najczęściej słuchany przeze mnie numer. Dlatego wiadomość o singlu "The Keeper" kompletnie mnie zelektryzowała, a sam singiel... No cóż. Czasem mam wrażenie, że usnąłem przy nim z nudów i do tej pory się nie obudziłem. Oczywiście nie mówię, że to źle - przecież każdy lubi sobie czasem dłużej pospać...

Puscifer - C Is for (Please Insert Sophomoric Genitalia Reference Here)
Ciekawostka przez duże "C". Wiecie dlaczego tylu zombie chce dokonać krwawego mordu na ludzkości w filmach z serii "Resident Evil"? Nie? To posłuchajcie śpiewającej Mili Jovovic. Uszy krwawią, włosy stają dęba, jądra chowają się pod żołądek. Ale nie tym razem - "The Mission" to chyba pierwszy znośny numer z jej udziałem. Doceńmy to.

The Qemists - Join the Q oraz Sub Focus - Sub Focus
Uszojebny, stricte imprezowy drum and bass, kontra ten ciut spokojniejszy, ambitniejszy. Wprost idealnie kontrastujące ze sobą płyty, na których każdy amator d'n'b znajdzie coś dla siebie. Ale co ja tam mogę wiedzieć - dowiedziałem się o istnieniu tej muzyki dopiero parę lat temu, kiedy to Marian - mój sąsiad z dołu - przybijał półki do ściany.

8-Bit Weapon - Electric High EP oraz Anamanaguchi - Dawn Metropolis
Chcecie sobie przypomnieć czasy, kiedy siedzieliście z rodzeństwem po turecku przed telewizorem, ciupiąc dniami i nocami w takie klasyki jak "Dizzy", "Contra" czy "Mario"? Nic prostszego. Sięgnijcie po 8-bitowe "Electric High EP" oraz "Dawn Metropolis" i pamiętajcie, że Pegasus to najbardziej życiowa konsola. Wszak "there is no 'save game' in real life"...

Team Teamwork - The Ocarina of Rhyme
A skoro już jesteśmy przy grach - kojarzycie "The Legend of Zelda: Ocarina of Time"? Jeśli tak, koniecznie sprawdźcie, co z soundtracku do tej gry i z wokali znanych raperów zmontowali panowie z Team Teamwork. Zainteresowanych odsyłam na stronę teamteamwork.bandcamp.com, gdzie znajdziecie także tegoroczne "Vinyl Fantasy 7", czyli swoisty hołd dla... Czy ja muszę w ogóle mówić, dla jakiej gry to hołd?

Ronald Jenkees - Disorganized Fun
Elektronika z rockowym zacięciem, inspirowana (bez wątpienia) westcoastowym hip hopem. Brzmi głupio? Nie w wykonaniu Ronalda Jenkeesa. Ten niepozorny młodzieniec ma wszelkie predyspozycje do tego, by już wkrótce stać się kimś dużo więcej niż tylko "gwiazdką YouTube'a". To doskonały improwizator, który zapewne sprzedałby własną matkę za nową klawiaturę MIDI, gdyby tylko miał ku temu okazję.

Kaori Kobayashi - Golden Best
Uroda tej 29-letniej japonki to kwestia mocno dyskusyjna, ale talentu i wyczucia do smooth-jazzu odmówić jej nie można. Jej "Golden Best" to jeden z przykładów na to, że w "najmniej wymagającym muzycznie kraju na świecie" jest jeszcze miejsce na rzeczy trochę ambitniejsze niż muzyka poprzedzona literą "J". Chciałeś nowego motywu przewodniego do "Mody na Sukces"? To masz!

Pokój Czarnych Płyt - Retro Lyrics
"Retro Lyrics" to sprytny kolaż gatunków (takich jak jazz, soul czy funk) i bardzo przyjemny romans z trzeszczącymi analogowymi dźwiękami, przywodzącymi na myśl wczesne dokonania Madliba i klimat najlepszych polskich nagrań lat 60. Innymi słowy: jedni się zajarają, a drudzy wyrzucą ten album przez okno (a Wy najlepiej sami sprawdźcie, do której grupy należycie).

BzzzT Soundsystem - Ryjstrumental EP
Przepis na udaną beatboxową produkcję? Do rozgrzanego kotła wrzucić trzech doskonałych beatboxerów, zmieszać z idealnie pasującą do nich wokalistką i doprawić ubarwiającym całość fristajlowcem oraz jego kumplem raperem/fristajlowcem/internetową gwiazdą porno (niepotrzebne skreślić). No i jak, smakuje? No jasne, że smakuje. Nie może być inaczej.

Blazo - Alone Journey
Wszystkim przyczajonym emocjonalnie obywatelom Kraju Kwitnącej Wiśni przychodzi z odsieczą nasz rodak Blazo i jego świeży - wydany wyłącznie na terenie Japonii - album "Alone Journey". "Jedyna podróż" (bo tak tłumaczy tytuł sam autor) to bardzo zgrabne przelanie emocji i uczuć na muzykę, które z pewnością docenią fani takich artystów jak wspomniany wcześniej Nomak, Nujabes czy Uyama Hiroto. Aż chce się łyknąć sake i krzyknąć: "Polak potrafi!".

4hero - Extensions
Nie od dziś wiadomo, że 4hero są kopalnią świetnych pomysłów, które często z powodzeniem rozwijają inni muzycy. Tak było chociażby z genialnym remixem "Planetarii" autorstwa Hefnera, tak też jest po części z płytą "Extensions", na której znalazły się instrumentalne covery najbardziej znanych utworów tego nu-jazzowego duetu. Co tu dużo mówić - kontynuatorzy geniuszu 4hero spisali się świetnie i oddali w nasze ręce kawał dobrej, wysublimowanej muzyki, o której nawet Filip Rauczyński nie potrafi napisać nic głupiego.

Nigel Kennedy Quintet - A Very Nice Album
Na koniec małe oszukaństwo. Przespałem ten album w 2008 roku, dlatego jako zadośćuczynienie wspomnę o nim teraz. Nigel Kennedy to dobrze znany punk-wirtuoz, który potrafi wyjść na scenę zmięty jak 10-złotowy banknot i zagrać Bacha czy Vivaldiego przed gronem wczutych snobów, bezczelnie popijając przy tym piwo z puszki (i jak tu się nim nie jarać?). Jego "Bardzo miły album" w żadnym wypadku nie jest jednak ukłonem w stronę klasycznych kompozytorów - to bardzo odważna podróż do krainy jazzu - jazzu, jakiego już dawno nie słyszeliście. Niech żyją wirtuozi alkoholicy!
YYYY
Świetne.Fajnie by było gdybyście oprócz hip hopu pisali też o innych gatunkach tak jak na spinerze, zawsze to jakiś ciekawy dodatek.
:D
Reggae/Ragga w szczególności :DDD
Wojciech Graczyk
Podłączam się do opinię na temat "A Strange Arrangement". Album jest doskonały na poprawę humoru. Tym którzy go nie słyszeli polecam z całego serca.
Kiełba$a
Popieram YYYY!
MONSTER
BEKA ZNAM TYLKO JEDEN ALBUM Z TEJ LISTY
@Monster
Flying lotus? ja tez ;d
arca
zachęciłeś mnie do sprawdzenia Nextmen. Sprawdziłem ... i chyba słuchaliśmy dwóch różnych płyt. Gdzie niby jest ta "istna klubowa sieczka" którą obiecałeś? :)
haaaa
no beka ale co się dziwić, jak po głupim youtubie widać ile to ma wyświetleń, więc można o tym nie słyszeć, co nie znaczy że to słabe albumy
arca
MRW no straszna sieczka, majtek trzeba się trzymać żeby z krzesła nie spaść :)
ABS
spora część tych albumów to nie 2010...
Kadłub
@ ABS ''...przygotował specjalny i nietypowy ranking najciekawszych albumów roku 2009...'' Czytanie ze zrozumieniem się kłania.
miodan
Z całym szacunkiem, ale żaden szanujący się słuchacz soul'u nigdy nie powie, że Mayer Hawthorne jest dobrym reprezentantem tego gatunku.
c
Sa-ra creative partners to sie od dawna jaram.goscie sa wyjebani
grincz
twoja stara nie ma soulu !
I Want Your Soul
Bo Mayer Hawthorne nie jest reprezentantem nurtu soul, lecz nurtu retro soul, muzyka soul już dawno umarła
pedro
Może pismo padło dlatego, że jego naczelny miał ledwo mierny z polskiego w szkole średniej. Dziennikarzyna z niego po tak intensywnym kursie, że ręce opadają.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>