15 lat po premierze "Til The Casket Drops" Clipse szykują się do wydania kolejnej płyty. Całość będzie wyprodukowana przez Pharrella.
Clipse
Clipse
Za oceanem robi się gorąco, amerykańskie media hip-hopowe żyją nowym beefem. Jim Jones i Pusha T nie szczędzą sobie mocnych słów.
W piątek w końcu na serwisy streamingowe trafiła nowa płyta Kanye, "JESUS IS KING". Westowi udało się namówić braci Thorton, by obaj wystąpili na jego najnowszym krążku.
Gdybym miał wskazać pięciu obecnie najlepszych raperów, na pewno byłby tam Pusha T. Wydane w 2013 „My Name Is My Name” było bez wątpienia jedną z czołowych produkcji tamtego roku, a współtworzone razem z bratem "Hell Hath No Fury" jest uważane za klasyk. Dlatego też nie mogłem doczekać się, zapowiadanego wstępnie na 2014, „King Push”. Zainteresowanie tym projektem podsycił jeszcze bardziej singiel „Lunch Money” oparty o kosmiczny bit Yeezy'ego. Jednak sam MC postanowił przed wydaniem właściwego projektu, dać nam drobny przedsmak w postaci preludium do tego krążka. Czy jest ono warte uwagi?
Przed Wami siódmy (!) klip promujący jeden z najlepszych krążków AD2013, "My Name Is My Name". Tym razem na warsztat poszedł numer pięć z tracklisty, czyli "Suicide" z gościnnym udziałem, kolegi z Re-Up Gangu, Ab-Livy. Bit do tego utworu stworzył Pharrell Williams.
Wydawało się, że solowe wyjście z cienia i rozkręcenie własnej kariery przez Pushę T będzie początkiem działań solo, a tu okazuje się, że... Clipse na tyle muzycznie stęsknili się za sobą i za odwiecznym producenckim wsparciem Neptunesów, że szykują nowy album składu!
Cała Ameryka żyje ostatnio dwiema premierami. Mowa tu o „Old” Danny'ego Browna i „My Name Is My Name” Pusha T. Niewielu jednak wie, że pod koniec sierpnia, swoją debiutancką płytę wydał brat Pushy, Malice (a raczej No Malice). Szczerze mówiąc bardzo czekałem na coś nowego od starszego z braci Thornton. Może dlatego, że trochę się bałem, że jego rapów będzie można posłuchać tylko okazjonalnie. Na szczęście Gene również nie zawiesił majka na kołku i możemy sprawdzić Clipse'a „reprezentującego jasną stronę mocy”.
Większość z Was pewnie się dziwi: "Dlaczego płyta, która ma zaledwie siedem lat, znajduje się w Klasyku Na Weekend?" A no dlatego, że jest jedną z najlepiej ocenianych płyt po roku 2000 (89/100 w Metacritic). Jako szósta zdobyła maksymalną ocenę w magazynie XXL. No i po trzecie, jest po prostu świetna i już uznawana za klasyczną. Mała ciekawostka. Tytuł płyty pochodzi od słów angielskiego dramatopisarza i poety, Williama Congreve'a. Pojawiły się one w tragedii jego pióra, o tytule "The Mourning Bride", a w całości brzmią: "Heaven has no rage, like love to hatred turned, Nor hell a fury, like a woman scorned", lub po prostu: "Hell hath no fury like a woman scorned". Już przy samym tytule widzimy, że obydwaj panowie nie są jakimiś tam raperami machającymi do kamery i nawijającymi o gnatach. To bardzo inteligentni i oczytani ludzie.
Płyta wyszła w 2006 roku. Był to dość ciekawy rok. Nas krzyczał, że Hiphop umarł, Jigga wrócił z emerytury, Game odmieniał Dr. Dre przez wszystkie przypadki, a Outkast nagrali musical, wraz ze ścieżką dźwiękową. Jednak to nie te postaci wydały najlepsze krążki. Po pierwsze Lupe Fiasco i jego debiut. Po drugie Ghostface Killah, który nagrał podobnie tematyczną płytę do tego co zaserwowali bracia z Virginii, no i mroczne, rozpolitowane "Game Theory" The Rootsów. Jednak to właśnie "Hell Hath No Fury", niespodziewanie stał się dla wielu numerem jeden w 2006 roku. Powodem tego były teksty Malice'a i Pushy, połączone z nieziemskimi bitami The Neptunes...
Jest rok 2009. Trzy lata po wydaniu, wybitnego "Hell Hath No Fury". Panowie z Clipse postanowili zmienić zwycięski skład i zamiast oddawać całą produkcję w ręce The Neptunes, wzięli bity od różnych producentów. Proporcje wyszły taki, że pięć produkcji wyszło spod ręki nowych bitmejkerów, a sześć było dziełem Pharrella i Chada. W tym poniższy klip. Willams wraz z Kenną popełnili również refren w tym kawałku. Dlaczego on jest taki ważny?
W 1997 Clipse, dzięki pomocy Pharrella należeli do Elektry. Pod ich skrzydłami mięli wydać swój debiut "Exclusive Audio Footage". Niestety z powodu, słabego odbioru "Funeral", album duetu nie ujrzał światła dziennego. Nie będę jednak mówił o jedynym klipie promującym, a o utworze, który miał otwierać album. Miał być równocześnie początkiem historii opowiedzianej w tym wydawnictwie.
W końcu doczekaliśmy się "My Name Is Name". Jednak co ciekawe, swój debiut wydał również brat Pushy, No Mailce. Postanowiłem więc przybliżyć Wam sylwetkę, jednych z najciekawszych postaci rap gry, którzy swoją karierę rozpoczęli, na dobre, po 2000 roku. W pracy nad tekstem pomógł mi m.in. artykuł "Pusha T Breaks Down His 25 Most Essential Songs", który ukazał się na stronie Complex.
Clipse, czyli duet No Malice i Pusha T są już z nami obecni od końca lat 90-tych. Ich kariera na dobre rozpoczęła się w XXI w., a po wydaniu "Til The Casket Drops", każdy z nich poszedł własną drogą. Wcześniej jednak namieszali sporo - u boku Pharrella i The Neptunes przeprowadzili małą rewolucję w rapowym brzmieniu, na wykręcone, odważnie futurystyczne bity rzucając pełne charyzmy i błysku opowieści o ciemnych stronach życia i pokazując, że uliczna jazda wciąż może brzmieć świeżo i łamać narzucane jej schematy. Jako, że jesteśmy po premierze dwóch solówek braci Thornton, zaczynamy tydzień poświęcony ich osobom...
Długo oczekiwałem na cokolwiek od mniej znanej połówki Clipse. Przez pewien moment bałem się nawet, że po nawróceniu się na "jasną stronę mocy", odwiesi mikrofon na kołek. Na szczęście No Malice tego nie zrobił i znowu możemy podziwiać jego osobę. Powyższy utwór to drugi występ rapera z Virginii. Polecam sprawdzić również jego wersy na "Church Clothes" Lecrea.
Kawałek mający swą premierę na marcowym "Fear of God" stał się singlowym utworem z nadchodzącej epki "Fear of God: Let Us Pray". Premiera sequela do tegorocznego mixtape'u już pod koniec września. Gościnnie pojawia się w tym numerze Kevin Cossom a produkcją zajęła się ekipa Tha Bizness. Miejmy nadzieję, że Pusha swoim Let Us Pray przpomni słuchaczom choć garść Clipsowej magii...