Ostatnimi czasy freestyle stał się dla wielu karykaturą rapu – jego mniej popularną, kulawą wersją, która atencję może znaleźć jedynie wśród gimnazjalistów. Wpływ na to miało nie tylko znaczne odwrócenie uwagi zawodników od umiejętności czysto warsztatowych, ale i wymyślane przez nich patenty i schematy na tworzenie coraz to „durniejszych” punchline’ów. Na szczęście nic nie trwa wiecznie, a dziś freestyle’owcy ponownie zaczynają imponować zarówno na bitwach, jak i – w szczególności – w kabinie nagraniowej.
No właśnie, tyle że mało kto jest tego świadom. Ich kawałki nie notują rekordowych wyświetleń, a płyty wręcz rzadko wychodzą w wersji fizycznej. Lenistwo? Krótki staż w rapie? A może po prostu brak parcia na zrobienie komercyjnej kariery? Powodów, dla których nagrania aktywnych freestyle’owców bitewnych nie zyskują specjalnego rozgłosu w branży jest mnóstwo, jednak tych, dla których warto je sprawdzać i odświeżać – uwierzcie mi – że znajdę w tym cyklu znacznie więcej.
Pomysł na jego stworzenie wpadł mi do głowy jeszcze dawien dawno, gdy słuchałem… epki Oseta i Oskiera. Serio, nieczęsto sprawdzam tego typu niszowe projekty, lecz akurat ten wywierał na mnie momentami olbrzymie wrażenie. Dobra, ale o tym później. Wiecie w ogóle kim są bohaterowie pierwszej odsłony Freestyle’owców w studo? Jeśli nie, już śpieszę z udzieleniem skrótowej odpowiedzi.