Muflon "Nigdy nie marzyłem o byciu wielkim raperem" - wywiad
Muflon to ciekawy rozmówca, bardzo wygadany. Naszą gadkę w jednej z mokotowskich knajp zaczęliśmy od freestyle’u, a zakończyliśmy na polityce. Dostało się raperom, ich „prawicowa” hipokryzja została skrzętnie opisana, jednak dwukrotny mistrz WBW opowiadał mi przede wszystkim o sobie, swoich rapowych zajawkach i powodach, dla których sam nie spełnił się jako studyjny artysta.
Myślę, że niełatwo spotkać dziś w Polsce rapera o równie szerokich horyzontach, o podobnie wyróżniającej się osobistości i niemniej ciekawym podejściu do muzyki. Zapraszamy do sprawdzenia wywiadu krótko przed dzisiejszymi X urodzinami Aloha Entertainment, na których usłyszymy również Muflona.
Zaczniemy nietypowo. Jaki jest według Ciebie najlepszy raper studyjny wśród freestyle’owców?
Pierwsze ksywki, które mi przychodzą do głowy, to na pewno Te-Tris i Białas. Wiesz, byli też jacyś goście, którzy pojawiali się na bitwach, ale nie bardzo regularnie. Proceente, Duże Pe, Majkel, Solar, Flint, Trzy Sześć - taką ekipę bym wymienił na szybko.
A z tej nowszej fali? Quebo na przykład?
Jasne, jest zajebistym raperem. Bardzo mi się podoba to, co ostatnio robi. Uważam, że znajduje idealne proporcje między treścią, zabawą słowem i stylowością. Nie wiem tylko na ile go kwalifikować jako freestyle’owca - on tam się pojawił ledwie na paru bitwach, jednej edycji WBW bodajże…
No w każdym razie od tego zaczynał swoją karierę.
Tak, w ogóle niesamowite jak to się z nim wszystko szybko potoczyło. Nie wiem, czy powinienem o tym publicznie mówić, ale jeszcze parę lat temu, gdy Quebo zaczął pojawiać się na bitwach, to przesiadywał sporo u Solara w studio. Solar mi wtedy opowiadał, że jest taki Quebo, który nagrywa jakieś tam średnie rzeczy. No a chwilę później okazało się, że te średnie rzeczy zamieniły się w niezłe, a potem to już sami widzieliśmy... Mega szybko to poszło. Poza tym, to chyba nie mam nic oryginalnego do dodania. Nie przychodzi mi na myśl jedna osoba, która się jakoś mega wyróżnia wśród byłych freestyle’owców - jest sporo dobrych zawodników i nie chcę nikogo pominąć.
No to inaczej spróbujemy. A najlepsza płyta wydana przez freestyle’owca? Przychodzi Ci coś konkretnego do głowy?
Nie wiem, stary. Ciężko tak z pamięci strzelać, ale może Te-Tris "Lot 2011". Bardzo dobra płyta i paradoksalnie daleka od stylistyki „post-fristajlowej”. Może ją bym wskazał jako pierwszą, nie zagłębiając się specjalnie w temat.
Pytam dlatego, że chciałbym, żebyś spróbował porównać swoje studyjne skille i jakość wydanej przez siebie niedawno epki, z rzeczami tworzonymi przez innych raperów, którzy wybili się poprzez freestyle. Na bitwach przez lata byłeś najlepszy, a w studio?
Na pewno jest wielu lepszych. Wiesz, ogólnie w życiu, a w szczególności w rapie dużo ważniejsze od talentu są determinacja i praca. To we freestyle’u za moich czasów było trochę inaczej - tam liczyły się przede wszystkim predyspozycje. Jeśli je miałeś, nie było potrzeby wkładać w to jakoś strasznie dużo wysiłku, żeby być w czołówce.
A nie masz przypadkiem takiego wrażenia, że ogólnie freestyle to nie jest dyscyplina, która przez te kilkanaście lat istnienia w Polsce weszłaby na jakiś nieosiągalny poziom? To chyba najlepiej widać po takim Boberze, który jakieś półtora roku po swojej pierwszej bitwie wygrał WBW…
Zdecydowanie, wydaje mi się, że chyba nie było w Polsce wolnostylowca, który by robił freestyle na takim poziomie, że słuchając go, myślisz sobie, „kurwa niemożliwe, ale on jest dobry”. Nie mieliśmy nikogo takiego - myślę, że można było wznieść wolny styl wyżej, niż my to w najlepszych momentach robiliśmy. Nie wiem, czy dużo wyżej, ale na pewno był jeszcze solidny margines.
Ja miałem tak, że kiedy zaczynałem się interesować freestyle’em, to bitwy robiły na mnie mega wrażenia, a z czasem, gdy poznałem różne schematy, sposoby, w które sklejacie wersy, to raczej doszedłem do wniosku, że niemal każdy przeciętny łebek, który poświęciłby sporo czasu na trening, miałby szanse dobić do czołówki.
Jasne, też tak uważam. Żeby być czołowym fristajlowcem w Polsce wystarczy albo naturalny talent albo minimum wysiłku. Oczywiście, żeby być w gronie tych rzeczywiście najlepszych, to trzeba mieć jakieś określone predyspozycje, ale żeby znaleźć się w grupie powiedzmy 30-40 najlepszych freestyle’owców w historii, to naprawdę wydaje mi się, że wystarczy trochę pracy i droga otwarta.
Dobra, myślę, że o freestyle’u się już w swoim życiu nagadałeś. Wróćmy więc może do pytania o studyjnego Muflona i porównanie jego rapu z rzeczami tworzonymi przez innych gości, których spotykał przed laty na bitwach.
No właśnie, widzisz, bycie dobrym raperem studyjnym jest już dużo trudniejsze. Trzeba wykonać szereg różnych ruchów, aktywności, bardzo konsekwentnie pracować nad tym w różnych wymiarach, także promocyjnych, wizerunkowych… Choć też żeby przesadnio nie słodzić studyjnym raperem i nie dezawuować fristajlowców – jeśli osiągnąłeś sukces jako fristajlowiec, to znaczy że na niego zasłużyłeś. A jest masa raperów studyjnych, którzy są bardzo uznani, mimo że nie są dobrzy.
A ty jesteś dobrym raperem studyjnym?
Wiesz co, pytanie jak rozumiesz to określenie. Ja lubię artystów, którzy mnie czymś zainteresują - bardziej niż „kompletny raper”, interesuje mnie gość, którego jak włączę, to jestem po prostu ciekaw, co on mi powie, albo ma jakiś element swojej twórczości, który mnie będzie nurtował. Interesują mnie przebłyski, a nie średnia arytmetyczna. I spoglądając na to w ten sposób, jestem dobrym raperem, bo jestem typem, którego sam bym sprawdzał. Z drugiej strony, patrząc przez pryzmat takiego uniwersalnego spojrzenia, myśląc o rapie, który ma sobie luźno lecieć, kiedy ty np. robisz kolację, no to pewnie nie jestem najlepszy. Tak więc, wracając do Twojego poprzedniego pytania, jeśli patrzysz na rap, w taki sposób, jak ja to robię, to myślę, że na pewno jestem w czołówce tych raperów fristajlowych. Natomiast jeżeli spojrzysz na nasze kawałki jako pewien produkt muzyczny, który ma być w pełni dopracowany i mieć potencjał, żeby się sprzedać, to już raczej nie.
A co dokładnie czyni Twój rap, Twoją epkę trudną w odbiorze, nie najlepszą do słuchania przy robieniu kolacji?
Kawałki, które się na niej znajdują, to są w ogóle rzeczy dosyć stare, czasem mam wrażenie, że płyta byłaby fajna, jakbym ją wypuścił trzy lata temu. Na przykład, gdy wychodził pierwszy materiał Queby, to jeśli go porównasz z moimi numerami, to mieliśmy bardzo podobny sposób kminienia rapu. Dzisiaj już zupełnie inaczej na to patrzę i inaczej chciałbym pisać. Niektóre zwrotki, wersy z epki sięgają pamięcią czasów tuż po zakończeniu mojej kariery bitewnej. Wtedy jarałem się rapem jako pewnym konglomeratem, tym że na przestrzeni czterech wersów może się w nim spotkać kultura niska z wysoką, Mike Tyson z Van Goghiem, a Foucault i Bauman z Dodą Elektrodą… Taka forma jest trudna do deszyfracji dla postronnego, niezaangażowanego słuchacza.
Rzeczywiście, na Twojej epce roi się od wspomnianych nawiązań, choć wydaje mi się, że raczej do popkultury niż do kultury wysokiej.
Raczej tak, choć niektóre rzeczy są trochę poukrywane. Na tej epce jest na przykład kawałek z nawiązaniem do wierszu Miłosza, tylko że nie jest to w żaden bardzo widoczny sposób zaznaczone. Parę lat temu jarałem się właśnie takim podejściem - nie na zasadzie, że jest to jakaś moja intelektualna przewózka, tylko taki był mój sposób rozumienia rapu. W tym sensie, że jest on taką postmodernistyczną jazdą, że może się w nim spotykać na raz tak wiele elementów. Teraz patrzę już na to inaczej, bardziej mnie interesują proste rzeczy. Nawet oglądając się wstecz, dziś wolę słuchać mniej skomplikowanych kawałków sprzed lat, widzę jakąś siłę w tej prostocie. Tak więc jeśli teraz miałbym coś stworzyć, to na pewno bardzo różniłoby się od "Napisów Końcowych", byłoby bardziej komunikatywne, a mniej starałbym się skupiać na upychaniu porównań i ukrytych odniesień.
I wynika to tylko i wyłącznie ze zmiany Twojego podejścia i ukierunkowania zajawki? Czy jednak fakt, że na własnej skórze przekonałeś się, że ludzie gorzej przyjmują rzeczy trudne i bardziej złożone też ma na to wpływ?
Chodzi tylko o moje podejście. Rzeczy, które chodzą mi teraz po głowie i tak byłyby na tyle niekomercyjne, że próba dopasowania się do oczekiwań jakichkolwiek odbiorców nie miałaby zupełnie sensu. Na tym etapie mojej działalności mój potencjalny odbiorca jest już i tak na tyle niszowy, że starania o poszerzanie tego spectrum o odrobinę większą liczbę ludzi, łamanie sobie na tym kręgosłupa, byłyby głupotą. Jakbym już miał łamać sobie kręgosłup, to w celu zrobieni jakiegoś ogromnego hajsu, a nie po to żeby mieć 10 czy 30 tysięcy wyświetleń więcej pod kawałkami.
W swoich numerach i udzielanych wywiadach wskazujesz na trzy główne powody, dla których nie poszedłeś drogą Te-Trisa, Białasa czy Solara i nie zrobiłeś studyjnej kariery. Z jednej strony mówisz o braku marzeń do bycia uznanym studyjnym raperem, z drugiej wspominasz o niezmiennie trapiącym cię lenistwie, a na koniec pozostaje Twoja odwieczna niechęć do budowania rapowego wizerunku. Potrafisz powiedzieć, czy któraś z tych przyczyn była kluczowa?
Myślę, że to wszystko bardzo się zazębia. Dokładnie te rzeczy, o których wspomniałeś zdecydowały o tym, że nie zrobiłem kariery w rapie. Być może czwartym czynnikiem byłaby moja konstrukcja psychiczna. Jestem taką dziwną mieszanką - z jednej strony jestem pewny siebie - czego zresztą wymaga freestyle’owanie - a z drugiej strony pozostaję strasznie samokrytyczny. Jak coś piszę, to proces weryfikowania tego, sprawdzenia, czy to na pewno jest wystarczająco dobre, a co za tym idzie, czy spodoba się ludziom, jest dla mnie mega stresujący. A to słaba cecha - jak chcesz coś w życiu osiągnąć to musisz cisnąć do przodu i mieć takie rzeczy w dupie. Dziś już trochę mam, bo zaraz stuknie mi trzydziestka i człowiek nabiera dystansu do siebie z wiekiem, ale w 2008/2009 roku było nieco inaczej. Kiedy widziałem, że ludzie średnio odbierają „So amazing”, podcinało mi to mocno skrzydła. I wcale nie było tak, że odbiorcy to jakoś mega zhejtowali, ale ja jestem tego typu perfekcjonistą, że jak coś zrobię, to oczekuje, że to będzie zajebiste i ludziom będzie się mega podobało. A jeśli jest inaczej, to w dużym stopniu mnie to hamuje i myślę, że ten czynnik też miał wpływ na to, że moja kariera potoczyła się tak a nie inaczej.
A gdybyś nie był leniem, znalazł motywację i zaczął nagrywać płyty powiedzmy, że dekadę temu, to myślisz, że odniósłbyś komercyjny sukces w rapie?
Szczerze, uważam, ze gdybym ruszył z tym np. w 2007 roku, kiedy byłem na topie bitewnym, a freestyle naprawdę był popularnym zjawiskiem, to by się udało. Wówczas było spore zapotrzebowanie na takich raperów panczlajnowych, „post-fristajlowych” i myślę, że nie miałbym problemu, żeby się wybić. I nie jest to kwestia jakiejś tam pychy, tylko naprawdę przy odrobinie talentu - a myślę, że taki posiadam - stanie się rozpoznawalną personą w rapie nie było wtedy trudne. Zresztą, patrząc wstecz na pokolenie „podpałacowe”, w którym byłem np. ja, Flint, Skajs, Puoć, Solar, 3-6 czy Theodor, to te dziesięć lat temu nie obstawiłbym, że to Solar - z całym szacunkiem do niego - odniesie z nas największy sukces w rapie.
On chyba po prostu włożył w to cholernie dużo pracy…
Tak, poza tym determinacja, jaką on miał, ułożone w głowie, odwaga, pracowitość - pod tymi względami Solar przewyższył nas wszystkich i to właśnie dzięki temu doszedł tak daleko. Oczywiście, nie odbieram mu naturalnej ikry, ale uważam, że w branży muzycznej inne elementy ostatecznie okazują się decydujące. A, powracając do mnie, to myślę, że gdybym miał tego wszystkiego tyle co on, gdybym wykonał przez lata szereg rapowych aktywności, a przede wszystkim nagrywał płyty, to też byłbym dziś uznaną osobistością w rodzimym hip hopie. Polski rap to nie NBA czy NASA - naprawdę da się tu przebić.
To znaczy, że teraz też podpisałbyś się pod swoimi wersami z kawałka „Nieskończona liczba małp”, że jesteś takim Freddym Adu polskiego rapu?
To oczywiście pewna hiperbola, ale na pewno jestem swego rodzaju niezrealizowanym talentem i to chyba nie jest zbytnia buta wypowiedzieć takie słowa.
Po nich z kolei padają wersy o tym, by zachować w sobie wiarę, „bo najgorsze co możesz zmarnować to talent”. Wydaje mi się jednak, iż Ty nie odczuwasz przesadnego żalu, że nie spełniłeś się jako raper studyjny?
Wiesz co, trochę tak, trochę nie. To też dotyczy takie mojego życiowego problemu, że jestem cynicznym racjonalistą i nigdy nie miałem specjalnych marzeń i nie myślałem sobie za małolata o zostaniu wielkim raperem. Dziś to, że nie spełniłem się w studyjnej działalności raczej nie spędza mi snu z powiek, ale wiadomo, że niefajnie jest spojrzeć wstecz i pomyśleć: „kurde, mogłem coś zrobić, dojść do czegoś więcej przy minimalnym wysiłku”. Wiesz, chodzi o to, że zmarnowałem sporo czasu w życiu, nic nie robiąc, chodząc na melanże itd. Więc trochę szkoda. A swoja drogą, ten wers to follow up do Reno i świetnego numeru „Musisz klaskać”.
No dobra, w takim razie, żeby skończyć już gdybać, pogadajmy o tym, gdzie jesteś teraz. Po przesłuchaniu epki pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to fakt, że w pewien nietypowy sposób starasz się iść pod prąd określonych nurtów, które dominują obecnie w rapie. Po pierwsze jeśli chodzi o Twoją niechęć do budowania rapowego wizerunku, "bujania mordą na klipach" itd. Po drugie ze względu na to, że często wspominasz o trapiącym cię lenistwie, co również w dobie tekstów, w których każdy przekonuje o tym, jak to zapierdala za trzech, jest dość nietypowe. A po trzecie mam też na myśli Twoje poglądy polityczne, które jakby nie patrzeć stoją w mocnej sprzeczności do „prawicowej" narracji dominującej obecnie w polskim rapie. Masz takie wersy w kawałku „Attending”: „Nie wiem, czy nie jestem sam, kiedy grają bębny”. Nawiązują one właśnie do tego, że czujesz się w pewien sposób odmieńcem na dzisiejszej scenie rapowej?
Dokładnie tak, poza tym te linijki to oczywiście nawiązanie do Grammatika, do wersów mówiących o tym, że czują, iż nie są sami, gdy bębny grają. Ja mam trochę odwrotnie i bardzo dobrze to zdefiniowałeś. Mam sporo przekory w sobie i chyba też potrzebę do bycia innym od wszystkich. A w kontekście moich poglądów, to kurde ewoluują one coraz bardziej w lewo. I to też jest w pewien sposób przekorne. Lubimy sobie myśleć, że nasze poglądy idą w jakimś konkretnym kierunku, bo są słuszne i po prostu coraz więcej wiemy, ale to dość naiwne spojrzenie. Zawsze są też różne inne przyczyny. Gdybym miał dziś zapchanego facebooka jakimiś prostackimi lewicowymi memami to pewnie właśnie od tej lewej strony zacząłbym się trochę dystansować. A tak, skoro widzę codziennie w sieci mnóstwo prawicowych debilizmów, to podświadomie skręcam jeszcze bardziej w lewo. Swoją drogą to, co się obecnie dzieje odnośnie poglądów politycznych w polskim rapie, to jest śmiech na sali, a wręcz wstyd. Kultura hip hopowa jest w pewien sposób kulturą imigrancką, która otwartość na inność ma wpisaną w DNA – gdyby było inaczej nie mogłaby być taka chłonna i niezmiennie świeża, mimo prawie 50 lat na karku. Wyrasta z walki o równość, o prawa słabszych, uciskanych, z totalnego antyrazismu. A w Polsce mamy dziś na scenie rapowej jedno wielkie „White pride”, jakiś absurdalny rasizm o głębi memów i analiz Maxa Kolonki.
W numerze „Nowy dokument tekstowy” rzucasz wersy: „Wszędzie to widzę - Bóg, honor, hipokryzja”. A z kolei Twój opublikowany przed laty wywiad dla Wyborczej nosił nazwę: „Bóg, honor, hip hop”. Uważasz, że mógłbyś używać dwóch ostatnich słów z tych wyrażeń zamiennie? To znaczy, czy wspomniana hipokryzja rzeczywiście aż tak silnie przejawia się dziś w hip hopie?
Zdecydowanie tak. To co się teraz dzieje na scenie rapowej, to jest mega hipokryzja. Skoro hip hop jest kulturą na wskroś antyrasistowską, a raperzy używają dziś jej wytworu do szerzenia treści ksenofobicznych, do nawoływania do walki z jakimś wyimaginowanym wrogiem, którego znają ze stron typu „Polska i krzyż.prv.pl”, to jest to cholerna hipokryzja.
A myślisz, że wynika to z pewnej politycznej nieświadomości, z faktu, iż raperzy naprawdę w to wierzą, czy po części może być to również spowodowane tym, że takie treści po prostu lepiej się obecnie przyjmują?
Nie no, myślę, że oni serio w to wierzą. Odwróciłbym to za to w drugą stronę. Jest obecnie sporo raperów, którzy mają „normalne” poglądy, tylko jakoś specjalnie się z tym nie afiszują, bo mogłoby się to spotkać z negatywną reakcją słuchaczy. Najlepszy jest tu przykład Gurala, który jakiś czas temu starał się powiedzieć coś nie wpisującego się w dominujący dyskurs na scenie, a spotkał go za to ogromny hejt w internecie. A tak na marginesie, to jakoś dziwnym trafem jest tak, że najlepsi raperzy na tej scenie mają jednak normalne poglądy. I używam słowa „normalne” z pełną premedytacją, bo tu nie chodzi o podział na prawicę/lewicę. Dla mnie to zwykła przyzwoitość, a nie lewicowość, by nie nazywać ścierwem ludzi, którzy uciekają przed śmiercią, by po prostu traktować drugiego człowieka jak człowieka. Chociażby Mes, Ras, Pezet, Afrojax na pewno są takimi osobami, które nie wpisują się w ten nowy typ "polskiego rapera wyklętego".
Łona również…
No właśnie, widzisz wymieniliśmy najlepszych polskich raperów. Może więc nie jest tak źle. A jeszcze w kontekście sytuacji na scenie i w ogóle w kraju, to świetnie opisuje ją ostatnia zwrotka Mesa z numeru „Zawsze mogę liczyć na”. Mes nawija tam, że wchodzi na melanżu do kibla i spotyka jakiś kokainistów, którzy zaczynają mu wkręcać typowy lot młodzieży hip hopowej o prawicowych poglądach w stylu: my ci zaraz powiemy, kto wprowadza wrogów do ojczyzny, chce nas zniszczyć i tak dalej. A Mes im mówi na to, stary, skoro jesteś taki mądry to idź na historię, rozkmiń to na porządnie i wtedy możesz do mnie wracać. A nie jesteś jakimś melanżowym łebkiem, który pierdoli kocopoły i zawraca tylko ludziom głowę.
Dobra, może skończmy już gadać o polityce, żeby przypadkiem nie spotkał Cię los Gurala. Zostaniemy za to przy temacie hipokryzji. Nie tylko w Twoich kawałkach, ale chyba w szczególności w wywiadach czy felietonach wyrażałeś swego czasu dezaprobatę w stosunku do zachodzących w rapie przemian, do jego komercjalizacji i romansów z największymi koncernami. Dalej tego typu ruchy są czymś, co mocno zniechęca cię do polskiej rapgry?
Wiesz co, ciągle trochę tak, ale teraz mam odrobinę inne podejście. Parę lat temu, bym ci powiedział, że na maksa mnie to zniechęca i wkurwia, a dziś aż tak się już w to nie wczuwam, bo nie czuję się już specjalnie aktywnym uczestnikiem tej całej hip hopowej sceny. Tyle, że wiadomo, że jak jesteś z mojego pokolenia, które otarło się jeszcze o czasy, kiedy hip hop był na maksa amatorsko tworzony, miał w sobie swego rodzaju punkrockowy sznyt, to oglądając dziś to, jak łatwo i łagodnie wchodzi on we wszystkie te współprace z dużymi koncernami, jak bardzo się ugładza i jak dużo jest w nim kunktatorstwa, to trochę musi cię to boleć. Jednak z drugiej strony jest to naturalna kolej rzeczy i ja to poniekąd rozumiem - raperzy to dorośli ludzie, muszą przecież jakoś żyć i wyżywić swoje rodziny. Dobrym przykładem jest tu współpraca Sokoła z Johnnym Walkerem. Z jednej strony uważam, że jest to pewne zagrożenie dla artystycznej integralności u rapera, jeżeli zaczyna on w swoich kawałkach niby od niechcenia wplatać claim marki, która mu za to płaci. Jako odbiorca zaczynasz się zastanawiać na ile słyszysz raport z rzeczywistości, którą przeżywa raper, a na ile kontent z agencyjnego briefu. Z drugiej strony, patrzę na ten ostatni numer z Podsiadło i widzę coś dobrego, zrobionego ze smakiem, nienachalnego w kontekście reklamowym. Przy obecnej konstrukcji rynku muzycznego, coraz mniejszych przychodach ze sprzedaży płyt, tego typu współprace są czymś nieuniknionym, więc niech chociaż wyglądają tak jak w tym przypadku.
Zdaje mi się, że zauważasz dość przewrotną rzecz. Z jednej strony grom raperów chełpi się swoją antysystemowością rozumianą w ten sposób, że pierdolą system, lewactwo, uchodźców itp, a z drugiej strony ci sami raperzy bezproblemowo wchodzą w najróżniejsze układy z systemem i czerpią z tego niemałe zyski. Ty jesteś zupełnie inny - idziesz niejako z głównym nurtem, jeśli chodzi o Twój światopogląd, a mimo to wciąż przeciwstawiasz się komercjalizacji rapu i cenisz w nim ostatki wspomnianego punkrockowego sznytu.
Nie no, bez przesady, nie mogę też specjalnie zgrywać bohatera. O tym rapuję w kawałku „Nowy dokument tekstowy” - łatwo jest mi być antysystemowcem, gdy rap nie jest moją pracą, łatwo jest mi mieć wyjebane, gdy nikt mi niczego nie proponuje (śmiech). W moim wypadku to nie jest żadne bohaterstwo, a oceniam dziś to, co się dzieje na scenie bardziej z perspektywy obserwatora aniżeli jej czynnego przedstawiciela.
Spoko, pozwolę sobie jednak na koniec przytoczyć, że w kawałku „Attending” pozostawiasz pewien margines, na wypadek, w którym twoja przyszłość rapowa miałaby się potoczyć nieco inaczej niż obecnie zakładasz. Rapujesz „chyba nie zostanę rap gorącą gwiazdą” - to „chyba” może nam dawać choćby minimalną nadzieję na to, że nagrasz jeszcze kolejną płytę i być może z nią uderzysz kiedyś w trasę koncertową?
Wiesz co, pewnie pisałem te wersy, jak jeszcze było to możliwe (śmiech). Teraz w ogóle opcji bycia zawodowym raperem nie biorę pod uwagę. Znaczy mam obecnie w głowie pewien projekt, sporo napisałem po wydaniu „Napisów Końcowych”, które z założenia miały być moją pierwszą i ostatnią płytą. Być może będzie inaczej, ale nie chcę się deklarować, bo obecnie nic nie robię, poza tym, że co jakiś czas otwieram notes i mówię „tak, to jest dobre, trzeba coś z tym podziałać”. Zresztą nawet jak przejdę od słów do czynów, to mój kolejny projekt z pewnością będzie równie niszowy co „Napisy Końcowe” i gwiazdą rapu w Polsce już na sto procent nigdy nie zostanę.
https://www.youtube.com/watch?v=3Ho_8fPWd_I&list=PLGmXs1509nAw6vZEN8dlBG...