Muflon - Pisanki Freestyle'owca #7: Co począć z hejterami

Ciekawa sprawa – polskim hip-hopem w ostatnim tygodniu wstrząsnęła nagła i niespodziewana debata. Nastąpiło odejście od naturalnego cyklu zdarzeń, który to głównie opiera się na tym, że pojawiają się nowe klipy, które zbierają falę propsów lub krytyki (czasami obie te reakcje następują jedna po drugiej), wywiady z których na ogół trudno wyciągnąć nawet jeden interesujący cytat, raperzy na swoich fanpage'ach zapraszają na koncerty, załączając przy tym podziękowania dla miast w których to grali w ostatni weekend, a całość uzupełnia to, że tak gdzieś raz na tydzień wydarzy się coś, z czego można podrzeć łacha. A tu nagle, zdaje się, że za sprawą tego ostatniego elementu, przez tydzień czy dwa, głównym tematem rapowych publicznych refleksji stał się internetowy hejting. Nie mogę oprzeć się pokusie wzięcia udziału w tejże dyskusji. Taki rarytas jak "temat z pierwszych stron gazet" zbyt często się tu nie zdarza, raczej wszyscy zajęci są swoimi prywatnymi stronami („kup Pan t-shirt!”). I szczerze – właśnie chęć trzymania ręki na pulsie, pokusa bycia na bieżąco motywuje mnie do podjęcia tej tematyki, bardziej niż poruszenie ostatnimi wydarzeniami.

Do rzeczy zatem. Wszystko zaczęło się od zorganizowanej trollingowej akcji niestrudzonych internetowych złośliwców, którzy wspólnym wysiłkiem przyczynili się do zmian w facebookowych kategoryzacjach fanpage'ów niektórych polskich raperów. I tak na przykład fanpage KaeNa stał się stroną społecznościową o Eminemie, Chady o Katy Perry, a Zeusa o Macklemorze. Ten ostatni (Zeus, nie Macklemore) zareagował na to dość nerwowo i pokusił się o słowa, które rozpętały omawianą debatę. Luźno podsumowując: Zeus wyraził refleksję, że młode pokolenie słuchające rapu to (w dużej części) debile nie mające do niczego szacunku, a szukające wszędzie okazji do kręcenia beki. Podobne opinie, w reakcji na słowa Zeusa, wyrazili też m.in. Młody M i Kamel. W ten krajobraz bardzo dobrze wpasował się wpis Kaliego, który groził małoletniemu hejterowi, że spotka go kara za "niekonstruktywną krytykę" dorobku artystycznego rapera.

I teraz jeżeli ktoś z was liczy na to, że po tym wprowadzeniu, ja przewrotnie stanę w obronie internetowych szyderców, to niestety muszę go zawieść. Nie mam zamiaru stawać w obronie kasztanów, których jedyną motywacją do działania jest czysta złośliwość, w dodatku na ogół występująca w ścisłej symbiozie z tępotą. I choć nie lubię słowa "hejter", bo mam wrażenie, że często jest ono wygodnym chwytem retorycznym, który ma na celu przypisanie krytykantowi złych intencji, tym samym dyskredytując jego często konstruktywną opinię, to będę go tu używał, ale pisząc właśnie o – że tak się wyrażę – czystym typie hejtera. Czyli osobie, która trolluje by trollować.

Spora część refleksji, które w tych mijających tygodniach można było przeczytać, pokrywa się z tym, co pisałem w dwóch wcześniejszych felietonach. Tym o rapowej bece – rzecz jasna, i tym ostatnim, w którym zwracałem uwagę na to, że polski rap w coraz mniejszym stopniu jest muzyką, a coraz bardziej staje się jakimś wielo-komponentowym tworem, w którym teledyski, wypowiedzi raperów, facebookowe zamieszanie stają się równie istotnymi elementami. Sam łapię się na tym, że więcej czasu spędzam na czytaniu co raperzy piszą na fanpage'ach, czy śledzeniu jakichś lolkontentowych zjawisk, niż na samym słuchaniu polskiego rapu. To tło, które początkowo było tylko naroślą na rapie, żyje własnym życie, rozrosło się do gigantycznych rozmiarów, a ogólna atmosfera w nim panująca ma właśnie szyderczy charakter. Polski hip-hop stał się serialem komediowym, w dodatku dość przaśnym, i nic dziwnego, że jego mimowolni pierwszoplanowi aktorzy bywają zmęczeni tym, że każdemu ich wejściu w kadr towarzyszy sitcomowy niemal śmiech (chcieli być Al-Qaedą, są jak Al Bundy).

Ta kumulacja zjawiska hejtingu, w moim mniemaniu, jest naturalnym następstwem skrócenia dystansu między raperami a odbiorcami. Bezpośredni kontakt rapera ze słuchaczem ma liczne zalety, sprawia między innymi, że polski hip-hop nie potrzebuje wsparcia wykazujących ignorancję dużych mediów, ani pazernych dużych wytwórni. Ma on jednak też swoje wady. M.in. daje okazję do rozwinięcia skrzydeł wszystkim jednostkom o hejterskich inklinacjach. Co innego popsioczyć sobie na kogoś na forum, a co innego wiedzieć, że pisze się do tej osoby bezpośrednio i że jest spora szansa, że nielubiany przez nas raper naszego "chuja do dupy" przyjmie - że tak się wyrażę z lekceważeniem dla anatomii - naocznie.

Nie sądzę natomiast, że można mówić o jakimś pokoleniowym problemie. Myślę, że generalnie idiotów proporcjonalnie jest tyle samo, co wcześniej. Jeżeli ktoś ulega pokusie idealizacji przeszłości, to niech sobie przypomni co działo się na forum hip-hop.pl na poczatku lat dwutysięcznych. Fakt, że wydaje się, że jest ich więcej, wynika z tego, że po prostu hip-hop przeżywa kolejny boom i odbiorca znów stał się masowy. Siłą rzeczy więc hejterów też jest więcej.Jeżeli raperze, masz kilkusettysięczny fanpage, milionowe wyświetlenia klipów i czerpiesz z tego wymierne korzyści, to naucz się radzić z faktem, że twoja sława będzie też miała negatywne skutki. Artyści ogólnie są osobami o dużym ego (myślę, że to punkt wyjścia dla każdego działania o charakterze publicznym) i wrażliwymi na swoim punkcie, ale mam wrażenie, że nawet na tym artystycznym tle raperzy wyróżniają się w kwestii obaw o swoje dobre imię. Możliwe, że wynika to z faktu, że w rapowej branży, w jak mało której, akceptacja twórczości bezpośrednio wiąże się z akceptacją danej osoby (casus HST: dla wielu odbiorców fakt, że robi on dobry rap jest bez znaczenia w obliczu dyskredytujących go w ich oczach zdarzeń z jego życia).

Ta nadwrażliwość raperów na swoim punkcie może więc być zrozumiała, choć tak naprawdę na ogół działa na ich własną niekorzyść. Nic tak nie cieszy hejtera, jak reakcja na jego hejt. A im bardziej ta jest nerwowa, tym bardziej nakręca falę kolejnych szyderstw. Tu z kolei można posłużyć się casusem Eldoki, którego nerwowe reakcje na żarty z jego fristajlu stanowiły bardzo wygodną krzywiznę dla kuli śnieżnej formowanej z kolejnych przeróbek owego występu. Z pewnością zachowywanie większego dystansu wobec własnej osoby i twórczości byłoby najlepszym sposobem na okiełznanie fali hejtingu. W końcu najlepsza zemsta to brak reakcji. A na pewno dobrą metodą nie są nerwowe wpisy w stylu: "hahaha pierdolę was hejterzy!!!" albo groźby dojechania czy puszczenia ledwo nastoletniego hejtera nago przez osiedle.

Ten większy dystans u twórców miałby też dobre skutki dla całej sceny. Fakt, że mimo jej rozrostu nadal nie dorobiliśmy się właściwie prawie żadnych opiniotwórczych postaci, a hip-hopowych krytyków, którzy działają na szerszą skalę i mają odwagę regularnie pisać pod własnym nazwiskiem mocno krytyczne recenzje można policzyć na palcach (może nawet palcu?) jednej ręki, to w głównej mierze właśnie skutek uboczny usposobienia polskich raperów. Po co recenzenci mają się narażać i pisać recenzje materiałów, które im się nie podobają? Pieniędzy z tego nie ma praktycznie żadnych, a jeszcze gonga można wyłapać na jakimś melanżu. Lepiej napisać pięć pozytywnych recenzji, słabsze dzieła grzecznie przemilczeć, a potem wbić się za darmo na koncert i napić z raperami na backstage'u. Nie piszę tego złośliwie - to jest logiczne postępowanie. Serio, don't hate the recenzent, hate the game.

Oczywiście, wiem, że mrzonkami są marzenia o ucywilizowaniu polskiego rapera i doprowadzeniu do momentu, w którym będzie on siadał ze swoimi krytykami przy herbacie i serdecznie dziękował za zwrócenie uwagi na fakt, że rzeczywiście mógłby w końcu rzucić dobrą linijkę. Tym niemniej o ile dla hejterów nic poza uśmiechem politowania, tak dla raperów wers od Fu: oriento, rondo, pronto, Toronto. A nie, wróć! To nie ten. To był tylko hejter we mnie, w końcu jesteś tym, o czym piszesz. Już się przywracam do porządku. Chodzi oczywiście o: dystans, dystans się liczy.

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

Kzt
chujowe
KRITERS
za długie, nie czytałem
Piker
Nie będę się chwalić nieumiejętnością przeczytania strony A4 tekstu, co zakrawa na idiotyzm pierwszej wody ;] Nawet się odniosę: Taka jest naturalna kolej rzeczy. Internet jako medium po pierwsze daje użytkownikowi poczucie anonimowości, po drugie poczucie wspólnoty (w komentarzach) i po trzecie jest demokratyczny - głos ma każdy niezależnie od wieku i poziomu intelektualnego. Już to samo wystarczy, by stworzyć warunki do nieskrępowanego zalewania społeczności internetowej jadem, który w realu nie może być uwalniany przez normy zachowań i oceny innych ludzi. A jest jeszcze kwestia kultury hip-hop. W większości tworzą ją ludzie młodzi, lub bardzo młodzi, którzy jeszcze nie wiedzą, że mogą nie mieć w czymś racji. A sami raperzy przez swoje teksty, zawierane "sojusze", wypowiedzi podsycają atmosferę rywalizacji - powód do hejtowania wszystkich, którzy nie trzymają sztamy z idolem... Przez te dwa czynniki nie ma się co łudzić. Hejt stał się szóstym filarem hip-hopu i już nim zostanie.
wTF
net = hejt. w sumie nie ma o czym gadać.
hejter numero uno
żyje własnym życie"m" jak już się tak czepiasz jeszcze pozwolę Ci wstawić przecinki i może jakieś lajki złapie na to konto ksywa muflon była Ci dana chyba nie tylko ze względu na wygląd
Boyd
Muszę się przyznać do tego, że od około 2 lat dość uważnie śledzę polską scenę rapową w internecie, ale nie z względu że słucham takiej muzy (od rapu mnie wręcz odrzuca), tylko traktując to jako substytut takich przyziemnych rozrywek, jak Kwejk, czy Sadistic. Muflon bardzo celnie określił że to co się dzieje, to jest komedia i to taka, że powyżej wymienionych serwisów już nie odwiedzam, bo nie równają się do tego co się dzieje w rapie (tym bardziej że to się dzieje naprawdę). Poczynając od przygłupich raperów, po opóźnionych w rozwoju słuchaczy i ich śmiechu warte dyskusje o muzyce czy życiu.
Hejterrr
Po co recenzenci mają się narażać i pisać recenzje materiałów, które im się nie podobają? Pieniędzy z tego nie ma praktycznie żadnych, a jeszcze gonga można wyłapać na jakimś melanżu. Lepiej napisać pięć pozytywnych recenzji, słabsze dzieła grzecznie przemilczeć, a potem wbić się za darmo na koncert i napić z raperami na backstage'u" Coś wspaniałego, Muflon pisząc felieton na popkillerze opisał sposób recenzowania przez popkiller. Niesamowite, propsy.
Hejterrr
Ale w sumie to rozumiem M. Natali & co. Napisaliby krytyczną recenzje, to jeszcze ktoś wywiadu nie da i się ten milion wystwietlen nie zrobi. Przeciez to glownie wywiady podkrecaja ogladalnosc. A tak to pojechali chyba tylko ZBUKA. To akurat teraz modne [nie, nie jestem jego fanem], więc w sumie trafili w target.
anonimowo
Propsy muflon, pisz dalej!
Konstruktywnie
Bardzo dobry artykuł Muflon, zresztą już nie pierwszy. Podzielam Twoje zdanie prawie w 100%tach. .
nsx
porownanie kaena z eminemem to rzecz ktorej nie umiem zrozumiec ... Co za czasy zeby zwyklego dachowca porownac z rasowym perskim kotem ;|

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>