Drake vs Kanye West - kto wygrał w starciu głośnych premier? (Gremialnie)
"Donda" i "Certified Lover Boy". "Certified Lover Boy" i "Donda". Narrację w światowym rapie ostatnich dwóch miesięcy zdominowały te dwa materiały i wszystko, co działo się wokół nich. Gdy atmosfera już trochę opadła to pozostaje odpowiedzieć sobie na jedno ważne pytanie - kto w tym symbolicznym starciu wypadł lepiej i który z albumów jest mocniejszy? Spytaliśmy o to kilku przedstawicieli różnych mediów (a zarazem członków gremium Popkillerów), którzy przedstawią Wam swoje opinie w ramach serii "Gremialnie".
Michał Zdrojewski (Popkiller):
Zacznę od tego, że "Donda" i "CLB" są całkowicie różnymi albumami, które ze względu na bardzo rozbieżne brzmienie ciężko porównać - ale przecież sami raperzy odpowiednio z Toronto i Chicago ustawili retorykę pod konfrontację. W kategorii stand out tracków ewidentnym faworytem jest "Donda" od Kanye, gdzie "Off The Grid", "Hurricane" czy "Jesus Lord" są zdecydowanie jaśniejszymi punktami niż najlepsze utwory na "Certified Lover Boy" Drake'a. Nie zmienia to faktu, że "CLB" jest generalnie dużo lepiej zarapowanym przez gospodarza albumem. Boss OVO postawił - nie jestem pewien czy zamierzenie - na spójność albumu, ale autor "Take Care" czy "Views" przecież do tego nas przyzwyczaił. Trudniej na "CLB" znaleźć wyróżniające się poszczególne utwory, a przykładem na to niech będzie, że słuchając go pierwszy raz najbardziej zaciekawił mnie cudownie zaśpiewany przerywnik "Yebba's Heartbreak". Natomiast w przypadku "Dondy" te najjaśniejsze punkty nie są do końca robotą samego Ye, a bardziej jego współpracowników - Fivio Foreigna czy producentów.
Obydwa albumy wyszły po sobie w bardzo krótkim odstępie, ale myślę, że żaden z nich nie stracił blasku na rzecz drugiego - chaotyczna, mocno progresywna w brzmieniu "Donda" oraz spójne, trendy, ale zarazem niczym nie zaskakujące "Certified Lover Boy" dobrze uzupełniały się nawzajem, a tworząc ich wspólną playlistę będziemy mieli prawdziwą muzyczna ucztę. Oba projekty najchętniej skrocilbym o połowę - "CLB" to solidny album z mocnym repeat value, ale wyższość "Dondy" byłaby wtedy jeszcze bardziej widoczna.
Emil Młodak (Hypetalk, Czwórka, Random Boys Posting Trap Music):
"Donda" i "CLB" to albumy bardzo różniące się od siebie. Przede wszystkim największą różnicą jest to, że "Dondę" na spokojnie możemy nazwać albumem koncepcyjnym - utwory są ugruntowane stylistycznie i za każdym z nich stoi pomysł. Uważnie dobrane gościnki tak naprawdę tworzą cały album, bo Kanye na tym projekcie jest głównie spoiwem łączącym artystów, można wręcz powiedzieć że dyrygentem, a jego rap odchodzi trochę na drugi plan. Oprócz tego słuchając "Dondy" szybko zdajemy sobie sprawę, że nawet jeśli ta muzyka nie trafia do nas do końca, to nie da się odmówić jej pewnego uduchowienia przejawiającego się w gospelowych wstawkach, czy organowych podkładach. Projekt Drake’a za to od samego początku daje nam do zrozumienia z czym mamy do czynienia - poprzez chociażby kiczowate i karykaturalne "Way2Sexy" z Young Thugiem i Future'em. Grubą kreską należy oddzielić "Dondę" i "CLB" porównując bagaż emocjonalny jaki przekazują nam te projekty - to dwa różne światy. Album Kanadyjczyka jest nastawiony na komercyjny sukces, bez wychylania się poza swoją strefę komfortu, wydany przez artystę być może trochę zagubionego twórczo. Drake chcąc przedstawić nam od kilku ostatnich lat jakąś głębszą myśl na krążku zawodzi, tworząc nudny blend piosenek, które równie dobrze mogłyby wyjść jako single i nikt nie zwróciłby uwagi. Na "CLB" są kawałki dobre, ale nawet one z artystycznego punktu widzenia są jedynie próbą, nie przełomem. Mi bardziej przypadła do gustu "Donda", która przekonała mnie swoją duszą i całą stylistyczną otoczką wokół siebie.
Łukasz Rawski (Popkiller):
Jeśli mam być szczery, początkowo "Donda" była dla mnie ciężka w ocenie. Wydawała mi się za długa, męcząca po kolejnych odsłuchach, dlatego też bardzo szybko skróciłem ją do swoich ulubionych utworów. Nie dziwi więc, że kiedy Drizzy zaczął publikować listę gości, których usłyszymy na "CLB", moje oczekiwania względem kolejnego LP Kanadyjczyka były potężne. Niestety i tym razem "z dużej chmury, mały deszcz”. "Certified Lover Boy" ma momenty, ale to tylko momenty - w dodatku o wiele mniej ich niż u Westa. Brak tej płycie pazura i mało co sprawia, że mam ochotę do niej wracać. "Donda" za to zadziwia od strony produkcyjnej, dlatego mój głos leci właśnie do Westa.
TraPL:
"Donda" jest na pewno projektem o wiele bardziej eksperymentalnym, a co za tym idzie o wiele bardziej ryzykownym. "CLB" natomiast jest produktem bezpiecznym, którego po prostu każdy od Drake'a oczekiwał. Uważam, że za 5 lat to "Donda" będzie miała większy wpływ na rynek muzyczny (chociażby sposób jej promocji przez te wielkie wydarzenia listening party) czy też na samą muzykę, jednak mi osobiście bardziej do gustu przypadł album Drake'a.
Poniżej odsłuch obu krążków: