Instrumentalny hip-hop w Polsce wciąż jest wyjątkowo niedocenianym gatunkiem. O ile za naszymi granicami szaleją DJ Cam, DJ Shadow, RJD2 czy Blockhead, o tyle u nas pochwalić się możemy głównie Noonem i... właśnie - nikt oprócz Mikołaja Bugajaka nie wybił się w tej konwencji. A jednak - o dziwo - nie tylko były producent Grammatika i Pezeta sprawdzał się w utworach hip-hopowych z wykluczeniem niemalże ich standardowego elementu - rapu.
Zacznijmy jednak od początku: w 2004 roku pewien producent z Jeleniej Góry postanowił przelać swoje emocje za pomocą muzyki; spektrum emocji - od radości, przez zwątpienie, załamanie, po depresję i powrót do normalnego stanu. "Zatracenie" od Młodzika zyskało wiele pozytywnych recenzji, jak i pozwoliło autorowi dzieła zawrzeć kontakt z wrocławskim labelem Qulturap (dawniej Blend Records). W końcu - od czasów solowych albumów Noona, nikt w Polsce nie był w stanie z taką perfekcją zatopić swoich uczuć w dźwiękach pochodzących ze starych płyt winylowych.
Niedługo potem Młodzik zabrał się do pracy nad płytą "Laboratorium", która wydana została w 2006 roku. W założeniu instrumentalny album ewoluował w ubarwione gośćmi hip-hopowe dzieło, łamiące wszelkie schematy zarówno pod względem produkcji, jak i wokali oraz samej treści, wprowadzanej przez zapraszanych raperów. Przyznać trzeba, iż towarzystwo trudno określić inaczej niż jako specyficzne. Kidd, Faczyński, Majkel, Dany Tego, Czykita oraz Mołotof to indywidualności, od których próżno oczekiwać niesamowitych punchy, łatwo przyswajalnych tekstów oraz flow bujającego bloki i porywającego ze sobą tłumy - spodziewać się należy za to wyłamywania się z barier ustalonych przez mainstream, emocji, refleksyjnych czy rewolucyjnych tekstów, nieraz stosunkowo awangardowych jak na standardy sceny. Pokusić można się o stwierdzenie, iż Młodzik znalazł w MC's odzwierciedlenie tego, co sam chciał powiedzieć przez swoją muzykę - ci uzupełniają jego bity, nie będąc wyłącznie dodatkiem.
Ale chwila, chwila - głównym bohaterem tej płyty jednak wciąż jest gospodarz. Również jego bity nie są wyłącznie tłem dla raperów - w końcu lwią część płyty zajmują utwory pozbawione featuringów. Inspiracje jeleniogórskiego producenta sięgają od Def Jux, przez Warp Records, do Anticonu, a "Reanimację dźwięku" można by było wziąć za utwór samego Amona Tobina. Wciąż Młodzik był mistrzem aplikowania dźwiękom własnych odczuć, zarażając nimi słuchacza, czego świetnym przykładem było chociażby "Nie ma szans dla nas" . Zastrzeżenia są jedynie dwa: pierwszym jest brzmienie, które - chociaż o wiele lepsze niż na "Zatraceniu" - wciąż nie należało do najlepszych punktów producenta; drugim jest spora niespójność materiału, w porównaniu do poprzedniego materiału Młodzika. Utwory instrumentalne przeplatające się z tymi rapowanymi nie brzmią naturalnie jako całość - czuć, że początkowe założenia autora "Laboratorium" były zupełnie inne. Jeśli jednak przymknąć oko na te wady, okazuje się, iż parę lat temu dostaliśmy jedną z największych zaginionych perełek polskiego hip-hopu.
Co sprawiło, iż płyta ta sprzedała się w niewielkim nakładzie, który zostaje przekroczony często przez nielegale? Nietrudno się domyślić, iż nie jest to muzyka łatwa i przyjemna... wręcz przeciwnie, wymaga dużo uwagi, nieraz oswojenia i - przede wszystkim - otwartości. To muzyka ambitna, a ta ubóstwia cierpliwość jako wyznacznik swej wyjątkowości. Zdecydowanie warto się z nią zapoznać, a - co ciekawe - na "Laboratorium" Młodzika wciąż można trafić w niektórych punktach sklepowych. Szukajcie, a zdecydowanie tego nie pożałujecie.