Obie części "Level Up" odbiły się dużym echem na rapowych forach. Na koniec roku LaikIke1 i Bob Air przygotowali część trzecią. Czy lepszą od...
LaikIke1/Młodzik "Milczmen Screamdustry" - przedpremierowa recenzja
recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-02-17 20:00
przez: Piotr Zdziarstek
(komentarze: 36) Aż chciałoby się zakrzyknąć: to jak jest w końcu z tym Laikiem? To geniusz czy grafoman? Na przeróżnych forach i portalach
internetowych (bo w końcu to tam hip-hop tętni życiem, prawda?) dyskusje na jego temat są wiecznie żywe, a zdania podzielone. Niewątpliwie wielu z was
spotkało się z banalnym opisem artysty kontrowersyjnego. Mówi się wtedy, że go się albo kocha, albo
nienawidzi.
Cóż, ja jestem przeciwnikiem tego stwierdzenia, bowiem brak miłości lub nienawiści wcale nie musi być oznaką obojętności. Przyznam jednak, że jeżeli ktoś zmusiłby mnie do scharakteryzowania kogokolwiek tymi właśnie słowami, to Laik z pewnością byłby jedną z pierwszych osób, które przyszłyby mi na myśl.
Mimo to, to wcale nie oznacza, że uczucia względem "Milczmen Screamdustry" muszą być czarno-białe, wręcz przeciwnie. Na tym albumie jest sporo momentów, które robią naprawdę niemałe wrażenie, jednakże nie obyło się bez potknięć.
Ale po kolei: jak opisać najnowszy krążek Laika i Młodzika w jednym zdaniu? Otóż jest to rozwinięcie stylu i brzmienia doskonale nam znanego z "Bybzi Bybzi". Rozwinięcie oraz dopracowanie, ponieważ już podczas pierwszego odsłuchu czujemy, że wszystkie numery zostały wykonane pieczołowicie, z ogromną dbałością o detale. Tę sumienność zauważyć można przede wszystkim w tekstach. Są trudne i to jest fakt, ale tym razem, szczęśliwie, obyło się bez przekombinowanych wersów, w stylu słynnego "steam jak noon z eisem". Niektóre linijki zachwycają techniką (spory progres), inne mają świetnie skonstruowane metafory lub też niosą ogromny ładunek emocjonalny ("Lulaj syneczku mój", który pod tym względem przypomina "Aniatomię"), a jeszcze inne w przedziwny sposób fascynują swoją bezczelnością ("Goń mnie, jakbym cię zrobił w karty na kafla, a ty wstając zobaczył moje asy w rękawkach", "goń mnie, jakbym cię na koloniach rozniósł, a ty rok przeze mnie jechał na hormonach wzrostu" - żeby wymienić tylko te dwa). Warto jednak zauważyć, że na dłuższą metę ta stylistyka może być nieco przytłaczająca. Zwłaszcza, że nie ma co się spodziewać jakichś większych przerw na wzięcie oddechu pomiędzy kolejnymi wersami - refrenów tutaj właściwie nie uświadczymy, a odstępy pomiędzy zwrotkami są raczej rzadkie.
Ponadto, żeby w pełni docenić warstwę liryczną na tym albumie, należy go przesłuchać wielokrotnie. A i wtedy wcale nie ma gwarancji, że wszystko zrozumiemy jak trzeba. Dlaczego? Nie chodzi mi wcale o poziom skomplikowania wersów, bo to jest kwestia czasu, bądź dobrego researchu. Laik wtrąca wiele słówek slangowych, łączy je z wyrazami obcymi, by szyć z nich metafory. Dodajmy do tego bogatą technikę, która jak wiadomo często utrudnia klarowność przekazu i przejrzystość wypowiedzi i voila - mamy niezły zamęt. Ale problem zaczyna się dopiero w momencie, gdy nie słyszymy tego, co Laik rapuje. W jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że rzeczywiście wielu słuchaczy ma trudności z rozszyfrowaniem użytych przez niego słów. Co gorsza, nie wie nawet czego to jest wynikiem - słabej dykcji, kiepskiego miksu (ja obstawiam dwa powyższe plus odrobinę zbyt bogata ekspresja) etc. Cóż, przydałoby się opublikowanie tekstów (co raper już zapowiedział), ponieważ układanie puzzli może i jest emocjonujące, ale tylko wtedy, gdy mamy wszystkie części układanki.
Cichym (a właściwie głośnym) bohaterem na tej płycie jest oczywiście Młodzik. Wielkie brawa za to, że próbuje opanować swój talent i to z bardzo dobrym skutkiem, co wcale nie jest takie proste. Młodzik już dawno odnalazł swój styl. Styl, który laik taki jak ja opisałby jako: gorzki jak Firma, brudny jak martwy drań, gdzie sample są jak Żentara, a perkusje to tran. Bo rzeczywiście tak brzmią. Szkoda tylko, że lżejszych momentów jest tutaj jak na lekarstwo. W przypadku tego albumu, polopiryną jest czarująca "Zagadka" oraz niesamowity "Folwark". Zapobiegają one ewentualnemu kacu, spowodowanym tą cięższą częścią albumu.
"Milczmen Screamdustry" jest płytą wymagającą - nie ma co się oszukiwać. Nie przypadnie do gustu każdemu, gdyż wymaga skupienia, jest dość wyczerpująca emocjonalnie, warstwa brzmieniowa także nie daje wytchnienia. Na szczęście (sic!) album ten jest krótki, przez co całość nie zamienia się w miałką, niewyraźną papkę. Jest konkretnie i solidnie. Owszem, także z wadami, jednak nawet one nie są w stanie zbyt mocno naruszyć tego silnego szkieletu.
Ode mnie 4+ i czekam na więcej. A najwięksi fani duetu mogą z czystym sumieniem dodać te pół oczka do góry. Bo w końcu "nikt w Polsce jak Laik".
Northim Kismajes
Cóż, ja jestem przeciwnikiem tego stwierdzenia, bowiem brak miłości lub nienawiści wcale nie musi być oznaką obojętności. Przyznam jednak, że jeżeli ktoś zmusiłby mnie do scharakteryzowania kogokolwiek tymi właśnie słowami, to Laik z pewnością byłby jedną z pierwszych osób, które przyszłyby mi na myśl.
Mimo to, to wcale nie oznacza, że uczucia względem "Milczmen Screamdustry" muszą być czarno-białe, wręcz przeciwnie. Na tym albumie jest sporo momentów, które robią naprawdę niemałe wrażenie, jednakże nie obyło się bez potknięć.
Ale po kolei: jak opisać najnowszy krążek Laika i Młodzika w jednym zdaniu? Otóż jest to rozwinięcie stylu i brzmienia doskonale nam znanego z "Bybzi Bybzi". Rozwinięcie oraz dopracowanie, ponieważ już podczas pierwszego odsłuchu czujemy, że wszystkie numery zostały wykonane pieczołowicie, z ogromną dbałością o detale. Tę sumienność zauważyć można przede wszystkim w tekstach. Są trudne i to jest fakt, ale tym razem, szczęśliwie, obyło się bez przekombinowanych wersów, w stylu słynnego "steam jak noon z eisem". Niektóre linijki zachwycają techniką (spory progres), inne mają świetnie skonstruowane metafory lub też niosą ogromny ładunek emocjonalny ("Lulaj syneczku mój", który pod tym względem przypomina "Aniatomię"), a jeszcze inne w przedziwny sposób fascynują swoją bezczelnością ("Goń mnie, jakbym cię zrobił w karty na kafla, a ty wstając zobaczył moje asy w rękawkach", "goń mnie, jakbym cię na koloniach rozniósł, a ty rok przeze mnie jechał na hormonach wzrostu" - żeby wymienić tylko te dwa). Warto jednak zauważyć, że na dłuższą metę ta stylistyka może być nieco przytłaczająca. Zwłaszcza, że nie ma co się spodziewać jakichś większych przerw na wzięcie oddechu pomiędzy kolejnymi wersami - refrenów tutaj właściwie nie uświadczymy, a odstępy pomiędzy zwrotkami są raczej rzadkie.
Ponadto, żeby w pełni docenić warstwę liryczną na tym albumie, należy go przesłuchać wielokrotnie. A i wtedy wcale nie ma gwarancji, że wszystko zrozumiemy jak trzeba. Dlaczego? Nie chodzi mi wcale o poziom skomplikowania wersów, bo to jest kwestia czasu, bądź dobrego researchu. Laik wtrąca wiele słówek slangowych, łączy je z wyrazami obcymi, by szyć z nich metafory. Dodajmy do tego bogatą technikę, która jak wiadomo często utrudnia klarowność przekazu i przejrzystość wypowiedzi i voila - mamy niezły zamęt. Ale problem zaczyna się dopiero w momencie, gdy nie słyszymy tego, co Laik rapuje. W jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że rzeczywiście wielu słuchaczy ma trudności z rozszyfrowaniem użytych przez niego słów. Co gorsza, nie wie nawet czego to jest wynikiem - słabej dykcji, kiepskiego miksu (ja obstawiam dwa powyższe plus odrobinę zbyt bogata ekspresja) etc. Cóż, przydałoby się opublikowanie tekstów (co raper już zapowiedział), ponieważ układanie puzzli może i jest emocjonujące, ale tylko wtedy, gdy mamy wszystkie części układanki.
Cichym (a właściwie głośnym) bohaterem na tej płycie jest oczywiście Młodzik. Wielkie brawa za to, że próbuje opanować swój talent i to z bardzo dobrym skutkiem, co wcale nie jest takie proste. Młodzik już dawno odnalazł swój styl. Styl, który laik taki jak ja opisałby jako: gorzki jak Firma, brudny jak martwy drań, gdzie sample są jak Żentara, a perkusje to tran. Bo rzeczywiście tak brzmią. Szkoda tylko, że lżejszych momentów jest tutaj jak na lekarstwo. W przypadku tego albumu, polopiryną jest czarująca "Zagadka" oraz niesamowity "Folwark". Zapobiegają one ewentualnemu kacu, spowodowanym tą cięższą częścią albumu.
"Milczmen Screamdustry" jest płytą wymagającą - nie ma co się oszukiwać. Nie przypadnie do gustu każdemu, gdyż wymaga skupienia, jest dość wyczerpująca emocjonalnie, warstwa brzmieniowa także nie daje wytchnienia. Na szczęście (sic!) album ten jest krótki, przez co całość nie zamienia się w miałką, niewyraźną papkę. Jest konkretnie i solidnie. Owszem, także z wadami, jednak nawet one nie są w stanie zbyt mocno naruszyć tego silnego szkieletu.
Ode mnie 4+ i czekam na więcej. A najwięksi fani duetu mogą z czystym sumieniem dodać te pół oczka do góry. Bo w końcu "nikt w Polsce jak Laik".
Northim Kismajes
Strony