Larry June to nasz ulubiony raper ostatnich lat - dlaczego?
Kalifornijskie słońce, widok na ocean, poranna szklanka soku pomarańczowego i studiowanie indeksów giełdowych, by znaleźć spółki, inwestowanie w które pozwoli zwielokrotnić zyski. A wszystko w oprawie esencjonalnego, letniego, soczyscie westcoastowego brzmienia. Panie i panowie, oto Larry June.
32-latek z San Francisco zaczął przebijać się w podziemiu w 2006 roku, a na scenie na poważnie obecny jest od dekady, ale to ostatnie lata przynoszą największy postęp w karierze i niesamowite tempo pracy. 5 płyt w 2019, 6 w 2020, 2 w 2021, 2 w 2022 i 2 w 2023. Raz solowe, raz tworzone w collabo z producentami najlepiej czującymi soulfulowy vibe i leniwy nasłoneczniony klimat. Cardo, Harry Fraud, Cookin Soul, The Alchemist.
To raper, który redefiniuje trendy, jakimi warto chwalić się w numerach, buduje mody na rzeczy absolutnie niemodne, a ludzie za nim idą. Zamiast purpurowych drinków i rycia głowy kodeiną stawia na pomarańczowy i szklanki soku, które czasem ustępują miejsca smoothies (jak w największym póki co hicie "Smoothies in 91"). A że pochodzi z Frisco, miasta kojarzonego wlasnie z pomarańczowym (Golden Gate, drużyna Giants) to wszystko jest tu na swoim miejscu. W jego katalogu znajdziemy też takie numery jak "Watering My Plants" czy "Green Juice in Dallas".
Przejrzyjcie komentarze pod klipami Larry'ego, prawie nie ma tam negatywnej energii. Są podziękowania za pomoc w poprzestawianiu życia, skupieniu się na zdrowym odżywianiu czy zdrowym trybie życia, na rozwoju biznesowym i osobistym. Larry jest jak doradca inwestycyjny, który nadal nie przestaje być gościem z ulicy, nawijać hustlerskich opowieści czy bezpruderyjnych flirciarskich numerów. Nadal jego ulubione słowo to "Numbers" a wszystko brzmi jak klasyczny gangsta rap czy weedrap spod szyldu Jet Life. Tyle że treści jakby z innej bajki.
Przy pierwszym kontakcie jego rap może sprawić wrażenie sztywnego i drewnianego - najpierw trzeba zwolnić własne tempo, przysiąść na chwilę dłużej, puścić cały projekt i wsiąknąć. Wtedy będziecie słuchali go na pętli. Sposób, w jaki dosiada wolne do granic, rozlewające się po głośnikach bity jest perfekcyjny. Jak wtapia się w nie, przechodząc z rapu w soulfulowe podśpiewywanie i śpiewane refreny. Jaką chemię łapie ze starymi samplami czy westowymi basami, a równolegle jak idealnie komponuje się z drum-lessami, czyli modnymi w podziemiu ostatnich lat bitami nawiązującymi do brzmienia lat '90, ale pozbawionymi perkusji.
Rap, który serwuje nam Larry to mieszanka wszystkiego co najlepsze. Dusza starej Kalifornii, palm, oldschoolowych aut i soulowych sampli, dopełnionych gdzieniegdzie piszczałami. Słoneczna esencja w lekko zwolnionym tempie, na co wpływ zapewne miało to, że kilka lat June spędził na południu Stanów. Do tego teksty balansujące między osiedlową gadką a biznesowymi poradami i motywacją. Jakbyś skrzyżował Snoop Dogga czy Devina z Tonym Robbinsem albo Garym Vee.
Od 3 lat Larry stanowi mój wakacyjny soundtrack i pozwala zwolnić tempo w codziennym zgiełku, także od 3 lat wydaje płyty, które kończą rok w moim top 3 - "Orange Print" w 2021, "Spaceships On The Blade" w 2022", "The Great Escape" w 2023 roku. To gość, który nie pcha się przed szereg, nie walczy na listach, nie stawia na hity. Stawia na świadomego odbiorcę, szukającego wartościowej muzyki w wyjątkowym klimacie - jeśli czujecie ten opis to sprawdzajcie jego projekty, kilka perełek załączam poniżej.
Pod klipami znajduje się ankieta, w której zagłosujesz na swoich faworytów w ramach Popkillerów 2024. Głosowanie dostępne jest w 28 kategoriach - na Freestyle'owca 25-lecia, Próbę Czasu (Album Roku 2013 z perspektywy 10 lat) oraz w 20 polskich i 6 zagranicznych kategoriach dotyczących roku 2023. W zagranicznych kategoriach oczywiście dostępny jest też Larry June.