Hip-hop bywa grą z cholernie niesprawiedliwymi zasadami. Zdarza się tak, że sprzedajesz epkę z bagażnika samochodu, ludzie poznają się na tobie, propsują, szlifujesz styl stając się jednym z najlepszych, nagrywasz wybitne albumy, pracujesz z najlepszymi w branży... I po 15 latach zamiast siedzieć na dolcach i odcinać kupony, widzisz, że Twój najlepszy (?) album jest białym krukiem, na którym zarabiają eBayowi manipulanci, a nie ty.
Dwaj reprezentanci Bronxu, którzy debiutowali na "Funky Technician" Lorda Finesse, w pierwszej połowie lat 90. wydali dwie płyty, które są klasykami, nawet w obiektywnym ujęciu. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która takiemu stwierdzeniu zaprzeczy, a jeśli tak, to nie pałam do niej sympatią. "Runaway Slave" i "Goodfellas" to albumy bez których rap na pewno nie byłby dziś taki sam. Fani D.I.T.C. do dziś spierają się, która z nich jest lepsza. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend zajmiemy się drugą, pochodzącą z 1995 roku, mroczniejszą i cięższą produkcją.
A.G. pozornie nie ma najlepszych warunków, żeby być klasowym raperem -
jego głos sam w sobie raczej nie byłby w stanie zaimponować. OK, barwa
jest ciekawa, ma "chrypkę", która dodaje mu uroku, ale na pewno nie
jest to ani chropowaty Guru, ani głęboki Rakim, ani nawet żywiołowy i
dynamiczny Big L, a mimo to stawiam go z nimi w jednym rzędzie. Dlaczego? Słuchając jak płynie na tej płycie do dziś mam ciarki na
plecach, a słyszałem ją już setki razy. Można cytować linijki, bo
jest co, ale nigdy nie zrozumie się istoty tej muzyki nie
słysząc jak Andre Barnes wędruje sobie po bicie, jak akcentuje, jak...
robi wszystko co mu się tylko podoba. A.G. na tym albumie jest ścisłą
czołówką nowojorskich raperów, czego nie zrozumiesz póki go nie
usłyszysz. Jeśli jednak zaufasz moim zapewnieniom stoję o zakład, że w
przeciągu kilku dni, będziesz polecał tą płytę ziomom, katował nią
sąsiadów, uczył się tekstów na pamięć i bujał się po mieszkaniu razem z
melodyjnymi zaciągnięciami Andre The Gianta na głośnikach... Nie musi
śpiewać, żeby porywać, nie musi rzucać punchy, żeby niszczyć wacków,
nie musi mieć tubalnego głosu, żeby wzbudzać respekt. Ma dar, który
usłyszycie od razu. Od wielu lat jest moim ulubionym MC, choć
oczywiście sto procent obiektywne to nie jest. Dodajmy, że z bardzo dobrymi zwrotami pojawiają się tutaj Method Man (!), Lord Finesse, Diamond D i Ghetto Dwellas, których kiedyś nie doceniałem. Poza tym mamy tu mniej znanych, ale nie gorszych Wali Worlda, Big Cathy'ego czy Deshawna.
Showbiz? Ta ksywa to marka i świadczy o tym, że będzie brudno, głośno,
lekko chaotycznie i przede wszystkim... nowojorsko. Basy, które ważą
milion ton, perkusja, którą Twoje bębenki popamiętają na długo, proste,
ale zapadające w pamięć sample... Słuchając takich bitów jak "You Know
Now", "Neighbourhood Sickness" czy "Medicine" z zamkniętymi oczami
można poczuć na własnej skórze (ciarki w zestawie) jakie było Wielkie
Jabłko półtorej dekady temu. Show nie jest tutaj sam... Na "Goodfellas"
mamy bardzo dobre produkcje ś.p. Roc Raida i Dres'a z Black Sheep i
największą perłę - "Next Level (The Nyte Time Mix)" DJ'a Premiera,
który uważam za ścisłą czołówkę najlepszych bitów w dorobku połówki
GangStarra.
Jak opisać ten album, żeby zachęcić do niego ludzi, którzy go nie
słyszeli i póki co nie mają zamiaru? Nie mam pojęcia... Musicie mi
zaufać. Bo jak można słowami opisać sposób w jaki Andre rapuje "you can
ask Guru and Preemo, cause we know it's Hard To Earn" czy "stop bluffin
cause you ain't saying nothing G/ and start duckin' I'm the A to the
fucking G"... Ta płyta pochodzi z czasów, kiedy przepisanie tekstu
dawało zaledwie mały fragment Twojej wiedzy o raperze. To trzeba
usłyszeć. Flow, które może absolutnie wszystko, plus bity, które dają
wyobrażenie co by się stało gdyby ulice Bronxu dało się wtłoczyć na
winyl. W efekcie klasyk wielkiego formatu.
Wielu słuchaczy rapu kojarzy Lorda Finesse bardziej jako legendarnego producenta odpowiedzialnego za "Suicidal Thoughts" B.I.G., "MVP" Big L'a czy "...
Dokładnie dzisiaj Malik "Phife Dawg" Taylor skończyłby 49 lat. Zmarły 4 lata temu MC rodem z nowojorskiego Queens i członek A Tribe Called Quest na...
Hej, już wiele lat szukam tego albumu na CD, jakby ktoś miał na handel to cudo, dajcie znać. Pozdro.
to jest najlepsza płyta jaka słuchałem w historii.jedyna płyta, która słucham od 11 lat jak ja pierwszy raz dopadłemi jescze ani na sekunde mi sie nie znudziła!!!. nazwałbym to arcydziełemnawet. Zgadzam sie co do słowa z recenzją a szczegolnie ze zdaniem"Flow, które może absolutnie wszystko, plus bity, które dają wyobrażenie co by się stało gdyby ulice Bronxu dało się wtłoczyć na winyl". Najbardzoej klimtyczna płyta w historii rapu jak dla mnie
Dokładnie...nic dodać nic ująć, Showbiz i A.G na pełną skale.
Zgadzam sie z recenzja! Klasyk jakich malo! Pamietam jak pierwszy raz dorwalem ta plyte. Sluchalem az do znudzenia. Kwintesencja starego, dobrego, bez kompromisowego rapu z NYC! Teraz juz nikt nie nagrywa takich krazkow. Nawet ten duet.
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.