Lord Finesse "Return Of The Funky Man" (Klasyk Na Weekend)
Wielu słuchaczy rapu kojarzy Lorda Finesse bardziej jako legendarnego producenta odpowiedzialnego za "Suicidal Thoughts" B.I.G., "MVP" Big L'a czy "The Message" Dr. Dre. Warto pamiętać, że zanim Finesse zrobił swój pierwszy podkład w życiu był już jednym z najlepszych MC's w Nowym Jorku. Formalnie pochodzące z 1992 roku "Return Of The Funky Man" jest solowym debiutem Finesse'a, ale dla mnie jest to swego rodzaju kontynuacja "Funky Technician" z DJ'em Mike Smooth z 1990. Różnica polega przede wszystkim na tym, że pochodzący z Bronxu raper zdążył się dużo nauczyć, rozwiązał współpracę z DJ'em (Mike Smooth pojawia się dużo rzadziej niż na "Funky Technician") i sam zaczął stawać za deckami - w efekcie zrobił płytę, która pokazała wtedy i pokazuje nadal, że połączenie rapu z funkiem w najbardziej niewybrednych formach może być kluczem do sukcesu.
Ta płyta dla mnie za każdym razem kiedy rozkładam wkładkę albumu jest jak lekcja historii ukochanego gatunku. Tutaj nie ma przypadkowych gości. Pierwsze bity Finesse'a to faktycznie najbardziej funkowe produkcje w jego długiej karierze, a towarzystwo na albumie ma znakomite. Dla przykładu - cały materiał nagrano w studio Jazzy Jaya, człowieka, który jest autorem pierwszego singla Def Jamu ever, gościnnie debiutuje Andre The Giant, a jedne z najbardziej klasycznych zwrotek nawija Percee P (tutaj jako Percy P).
Kiedy Lord Finesse staje za mikrofonem wiadomo, że nie ma miejsca na przerywniki. To były czasy, kiedy raper miał jeden z najbardziej niewyparzonych języków w całym Wielkim Jabłku, uczestniczył w oficjalnych i nieoficjalnych bitwach freestylowych, trzymał się z ludźmi, którzy za chwilę mieli utworzyć D.I.T.C., a wtedy jeszcze byli wśród nich... Guru i DJ Premier. W pozdrowieniach na albumie Gang Starr jest wymieniony w jednym rzędzie z resztą członków D.I.T.C. Produkcyjne szlify zbierali tutaj Showbiz i Diamond D, którzy przez lata stanowili wraz z Funky Manem produkcyjną siłę ognie kolektywu. Co ciekawe jednak produkuje tutaj też DJ Aladdin & S.L.J. - dwójka odpowiedzialna za muzykę na albumach Ice'a-T (który ponoć stoi za transferem LF z Wild Pitch do Giant Records), a potem m.in. WC czy Ice Cube. DJ Aladin był zwycięzcą DMC w 1989 roku. Kiedy ktoś rozumie trochę jak wyglądały warunki powstawania rapu w 1992 roku doceni to jak niesamowicie wiele energii udało się wyciągnąć przy użyciu bardzo ograniczonych środków. Pulsacja, rytm, porywająca perkusja i pętle, które są kapitalnym tłem dla karkołomnych, ale też spokojniejszych popisów raperów... Tak wygląda "Return Of The Funky Man".
To, że minęło 21 lat od premiery tego albumu jest zauważalne w konstrukcji podkładów, ale również w tym, że panowały wówczas trochę inne zasady. Każdy z raperów pojawiających się na tej płycie dysponuje wyrazistym głosem, odróżnia się od pozostałych nawet pomimo zaraźliwych patentów gospodarza, każda próbka perkusji jest dopasowana optymalnie do charakteru kawałka... Pętle często oparte na perkusji i kilku akordach samplowanego instrumentu z przewagą trąbki, która dodaje całości jeszczę więcej funkowej energii. Już intro z genialnymi cutami stanowi przecież klasyk w najczystszej postaci. Finesse uwielbia bragga i błyskotliwe linijki, ale najbardziej zaskakuje, kiedy opowiada historię albo rekonstruuje dialogi z kobietami... Prostymi środkami, śmiesznymi powiedzonkami i wrodzoną złośliwością łatwo skupia uwagę, a absolutnie wyjątkowy i bardzo wyraźny wokal bardzo ułatwia odbiór.
Kawałkiem, który najlepiej oddaje z jak niesamowitymi MC mamy do czynienia jest "Yes You May" z Perceem P i A.G. Numer otwiera legenda, która właśnie pojawiła się na singlu polskiego producenta... Tempo i stopień zaawansowania w składaniu rymów pokazuje, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym - wers "I'm high potent, devoting much time into one rhyme/ Every line of mine is worth quoting" można traktować zupełnie poważnie. Jamowa formuła kawałka każdemu z raperów bardzo służy, a P i A.G. nawijają tutaj trzydziestki dwójki! Dla Finesse'a i to było za mało, więc w zamykającej całość zwrotce dołożył jeszcze 10 wersów... Kiedy w kolejnym "Hey Look At Shorty" autor płyty opowiada historię swojego życia z cwaniacko-nowojorskim poczuciem humoru nie da się nie bujać. Przechodząc do rapowego etapu nawija "I was funky the way I kicked and tell things/ Take on MC's, and stomp em before the bell rings/ Usin my blessings to take out contestants/<Was you nice on the mic?>... Stupid question" i japa sama się cieszy, bo teraz się tak po prostu nie robi. Lord Finesse to MC ze starej szkoły i stara się w każdej konwencji zadbać o to, żeby brzmieć inaczej niż wszyscy, doskonale rozumie jakie możliwości dają mu poszczególne bity, kocha zabawę słowem...
Kapitalne numery można by wymieniać bez końca, płyta jest bardzo długa, ale daje radę w całości nawet kilka razy z rzędu. Ponad dwie dekady nie zmieniły wiele w energii. To płyta z typowo funkową wibracją połączoną z surowizną nowojorskiego rapu z 1991 roku. Płyta wprwadzie ukazała się w 92, dokładnie 28 stycznia, a więc nietrudno zgadnąć, że powstawała rok wcześniej. Podsumowując - ciężko się do tego nie ruszać, więcej - bez tego nie da się tej płyty w pełni zrozumieć. Weź człowieku wytrzymaj jak wjeżdża coś takiego jak "Fat For The 90's"... Pod spodem mała próbka tego co możecie znaleźć na albumie.