Hip-hop bywa grą z cholernie niesprawiedliwymi zasadami. Zdarza się tak, że sprzedajesz epkę z bagażnika samochodu, ludzie poznają się na tobie, propsują, szlifujesz styl stając się jednym z najlepszych, nagrywasz wybitne albumy, pracujesz z najlepszymi w branży... I po 15 latach zamiast siedzieć na dolcach i odcinać kupony, widzisz, że Twój najlepszy (?) album jest białym krukiem, na którym zarabiają eBayowi manipulanci, a nie ty.
Dwaj reprezentanci Bronxu, którzy debiutowali na "Funky Technician" Lorda Finesse, w pierwszej połowie lat 90. wydali dwie płyty, które są klasykami, nawet w obiektywnym ujęciu. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która takiemu stwierdzeniu zaprzeczy, a jeśli tak, to nie pałam do niej sympatią. "Runaway Slave" i "Goodfellas" to albumy bez których rap na pewno nie byłby dziś taki sam. Fani D.I.T.C. do dziś spierają się, która z nich jest lepsza. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend zajmiemy się drugą, pochodzącą z 1995 roku, mroczniejszą i cięższą produkcją.