Macklemore zwerbował do swojego nowego singla Skylar Grey, czego efektem jest "Glorious" - pierwsza zapowiedź nadchodzącej płyty rapera. Tym razem reprezentant Seattle tworzy muzykę bez wsparcia Ryana Lewisa, a zamiast produkcji wieloletniego współpracownika na krążku znajdą się bity różnych producentów. Dlaczego?
Skylar Grey
Skylar Grey
Pod koniec tego roku spod szyldu Young Money wyjdą ciekawe propozycje muzyczne. Oprócz długo zapowiadanego nowego projektu Lil Wayne'a w sklepach pojawi się najnowszy solowy materiał jednej z najpopularniejszych raperek świata - Nicki Minaj. "The Pinkprint" zawita na rynku muzycznym 15 grudnia. Jego kolejnym przedsmakiem jest singiel "Bed Of Lies", w którym pojawia się gościnnie Skylar Grey.
T.I. to kolejny raper, po J. Cole'u, B.o.B. i G-Unit, który w ramach swojej twórczości w ostatnim czasie zdecydował się wypowiedzieć w związku z głośnym wydarzeniem w Ferguson. Opublikował on utwór "New National Anthem", w którym refren zaśpiewała Skylar Grey. Numer możecie sprawdzić w rozwinięciu.
Koniec hip-hopowego świata w roku pańskim 2013 nie nastąpił.
Nie wykuty został rękami ludzkimi, ani z niebios otwartych nie spadł hip-hopowy platynowy monument, pieczołowicie i z namaszczeniem z krwi, potu i łez, z sampli i atramentu wykuty. Nie został stworzony wzorzec niedościgniony, powód bezsilnego łkania lub płonących ambicji wielu młodych MC, album doskonały, na klęczkach wychwalany za niezgłębioną perfekcję. Nie nastały Dni Pomsty, Lamentu i Frustracji niszczonych klawiatur hejterów, do głębi wstrząśniętych, że nie mogą się do niczego przyczepić. Nie nadszedł wreszcie Mesjasz, Awatar, ogniem i ciętym słowem równający scenę z ziemią, prowadzący ją na nowy poziom, nieskończoną krynicą inspiracji będący. Wielcy tej Gry zawiedli. Kanye w obłęd popadłszy, Yeezusem kazał się mianować, i odleciał w rejony niedostępne zwykłym śmiertelnikom w akompaniamencie elektronicznych pierdnięć, otoczony białymi koszulkami za 120 dolców, fałszywymi Jezusami i flagami Konfederacji (seriously, WTF Kanye?). Jay zaś gnuśnym się stał, w pieniądzach i udach Beyonce się zasmakowawszy, średniawy albumik wydał, buńczucznie zatytułowany Świętym Graalem na Magnetycznej Karcie (coś w ten deseń), a promowany męczącym i – prawdzie w oczy spójrzmy – chujowym singlem z JT… Scena nie zmieniła się więc wiele. Wstrząs i deszcz ognia i krwi, mające zmyć grzechy gatunku i zmienić jego oblicze - nie nadeszły.
Ale jednak było blisko. Jak nigdy dotąd.
Tak jak pisałem w Klasyku Na Weekend - źle się stało, że nowy materiał został tak zatytułowany, bo w zestawieniu z genialnym krążkiem z 2000 roku wszystko wydaje się mniejsze i gorsze. Tymczasem "mniejsze i gorsze" w opisie siódmego solowego materiału Eminema w mainstreamowym obiegu, pasuje co najwyżej do konkurencji. Realia się zmieniły, a Eminem odsiedział swoje na szczycie, mając obok tronu szeptaczy Interscope, którzy zapewne wtłukli mu już do głowy, że nie wystarczy być najlepszym z najlepszych, trzeba jeszcze robić hity, odważnie kombinować z nowoczesnością, dogadać się z wokalistkami itd. Pewnie zresztą zdążył zauważyć to sam, dopiero, kiedy znalazł w sobie kontrowersję, obrazoburstwo i skandal, któremu nadał imię Slim Shady, zwrócono na niego uwagę, chociaż przecież i wcześniej jego styl był jak miotacz ognia.
Pierwszy track mówi wiele. "Bad Guy", opowiedziana po latach historia Matthew Mitchela, który jako dziecko został bohaterem drugiego planu w legendarnym singlu "Stan", pokazuje, że autor naprawdę ma ochotę zrobić jeden z najlepszych krążków w swoim dorobku, że przywiązuje wagę do wszystkiego i chce pokazać, że po 13 latach nie jest słabszy. Nikt chyba nie miał większych wątpliwości dotyczących formy gwiazdy z Detroit, jedyna obawa mogła wiązać się z tym czy nie "przedobrzy". Czy nie przesadzi z mruganiem okiem do radio i TV, czy nie zabije naszej koncentracji przesadnym nagromadzeniem kanonad rymów, czy dobierze odpowiednie bity. I co?
O ile sam numer nie jest najnowszy, i został już umieszczony na naszej stronie w wersji audio, o tyle teledysk jest dosyć świeży. Domyślam się, że sporej części słuchaczy utwór nie przypadnie do gustu, ale trzeba przyznać, że w Eminemie cały czas siedzi Slim Shady.