Big K.R.I.T. "Live From The Underground" - recenzja nr 2

recenzja
dodano: 2012-08-24 19:00 przez: Marcin Natali (komentarze: 10)
"Live From The Underground" Big K.R.I.T.'a było, obok "Life Is Good" i "Food & Liquor 2" najbardziej oczekiwaną przeze mnie płytą roku 2012. Na majorsowy debiut mojego ulubionego młodego MC czekałem z niecierpliwością, wiedząc, że jeśli Def Jam nie będzie przesadnie ingerować w tworzone przez niego brzmienie, to możemy spodziewać się najlepszego do tej pory albumu K.R.I.T.'a i kandydata do płyty roku.

Co prawda Daniel niedawno pisał już recenzję "Live From The Underground", jednak nie mogłem sobie odmówić przyjemności napisania swojej, również z uwagi na to, że w przeciwieństwie do niego twórczość K.R.I.T.'a śledzę od dłuższego czasu.

Sam K.R.I.T., wyjaśniając koncept (wspaniałej swoją drogą) okładki, zapowiadał, iż ta płyta stanowi wynik jego zderzenia z mainstreamem. Tego typu "wypadek" niesie ze sobą jednak zagrożenie - może albo uczynić cię jeszcze mocniejszym i wszechstronnym, albo brutalnie zepchnąć do roli kukiełki, grającej tak, jak nakaże ci wytwórnia. Na szczęście K.R.I.T. jest już na tyle ukształtowanym artystą, dysponującym własnym stylem, że druga opcja nie wchodziła w grę. Artysta z Mississipi zdecydowanie wyszedł więc z tego zderzenia zwycięsko a jego old school whip, z wyjątkiem paru małych rysek na masce, prezentuje się bardziej efektownie niż kiedykolwiek.

Jakby to ująć, K.R.I.T. dostał przysłowiowego "kopa na rozpęd". Jest dużo pewniejszy siebie, wie, do czego dąży i nie boi się eksperymentować. Kiedy dwa lata temu pisałem recenzję "Return of 4Eva", zaznaczyłem, że płycie brakuje jeszcze "kropki nad i" a MC powinien wzmocnić siłę rażenia i popracować nad wykończeniem. Tego samego nie mógłbym zarzucić już "Live From The Underground", chociażby za sprawą drugiego singla i największego bangera, jaki do tej pory wyszedł spod ręki K.R.I.T.'a - "I Got This". Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten numer, byłem nieźle zaskoczony aż tak wielką dawką energii i powtarzającym się w refrenie, bezkompromisowym "Fuck these haters fuck these hoes". Z każdym kolejnym przesłuchaniem przekonywałem się jednak coraz bardziej, aż w końcu rozkręciłem to prawie na max na głośnikach i w pełni doceniłem potencjał, jaki ma ten track. Połączenie sampli z "Foxy Brown" Williego Hutcha, szybkich, południowych bębnów i westcoastowej piszczały na refrenie brzmi bardzo ciekawie i oryginalnie.

Nie brak na "LFTU" także innych, klasycznie southowych bangerów, jak choćby promowany klipem "Money On The Floor" z gościnnym udziałem 8Balla i MJG oraz 2Chainza, "Pull Up" z Bunem B i Big Santem, czy też druga część (obecnego na "Return of 4Eva") "My Sub". Praktycznie pół płyty stanowią podobne energiczne numery. Niestety nie wszystkie wypadają równie kozacko, nie do końca przekonuje mnie "What U Mean" z Ludacrisem, które co prawda brzmi tłusto, ale hipnotyczny bit i powtarzający się prosty tekst refrenu mogą irytować. Podobnie jak banalny refren w "Yeah Dats Me".

Stopniowo brzmienie albumu się zmienia a bujające bangery zastępują numery spokojniejsze, bardziej osobiste, w których K.R.I.T. rzuca szczere, celne wersy, z których go znamy. Przykładem niech będzie ciekawe, nietypowe ujęcie zjawiska "hejterów" w świetnym "Don't Let Me Down":

I did all I could in my city so I had to bounce
I signed my deal and got more haters than I care to count
But I can't fault them for their feelings cause I know the score
It's hard to celebrate for others when you're dying poor

Te wychillowane podkłady, stylowe podśpiewywanie K.R.I.T.'a i ciekawe teksty sprawiają, że numerów takich jak "Don't Let Me Down", "Hydroplainin" z Devinem The Dude czy też "Porchlight" z wspaniałym jak zawsze Anthonym Hamiltonem można słuchać na ripicie. "If I Fall" natomiast to chyba najbardziej nadający się do radia kawałek z płyty, który przy dobrej promocji mógłby spokojnie latać w radiostacjach wielu krajów.

W porównaniu do poprzednich albumów Big K.R.I.T.'a, "Live From The Underground" stanowi zdecydowany progres, przede wszystkim brzmieniowo. Bity są bardziej zróżnicowane, a dodatkowo dopełniają je w dużej części żywe instrumenty. Efekt tego połączenia jest kapitalny, jak chociażby przy sekcji dętej w "Cool 2 Be Southern" czy w kończącym płytę "Live From The Underground (Reprise)". Tekstowo KRIT trzymał wysoki poziom od dawna ("Dreamin", "The Vent") i również tu ma wiele do powiedzenia. Na tle reszty zdecydowanie wyróżniają się bardzo osobiste "Rich Dad, Poor Dad" dedykowane ojcu rapera, oraz ambitne, poetycko nawiązujące do przeszłości i epizodu niewolnictwa w USA "Praying Man" z genialnym BB Kingiem. Całościowo album brzmi naprawdę wyjątkowo i stanowi kolejny dowód na to, że Big K.R.I.T. to jeden z najbardziej utalentowanych młodych artystów a ksywa King Remembered In Time może okazać się prorocza. Ode mnie piąteczka.

Zgadzam się
Koleżka, naprawdę daje radę i się rozwija, chociaż dale mnie puki co i tak największym hiciorem jest Country Shit.
Anonim
uwielbiam go słuchać, chociaż osobiście wydaję mi się że płytą roku zostanie ktoś z dwójki Kendrick/Lupe, zobaczymy
Anonim
Mam takie same odczucia co do 'I got this', ale moim zdaniem poprzednie płyty bardziej mi podchodziło, co nie zmienia tego, że ta też jest sto lat za resztą marnych raperzyn.
PbT
@Niuskul Chyba "przed". :)
Anonim
^ racja... i jeszcze podchdziły*, pardon wczoraj troche wypiłem.
Wtajemniczony
Zdecydowanie jedna z najlepszych płyt roku, lecz moim zdaniem poprzednie "wyczyny" K.R.I.T.a były ciekawsze.
black
Powiedzcie mi tylko gdzie to kupić w przystępnej cenie? :/
blał
po tej recencji muszę ją sprawdzić, bo powiem że nigdy nie sprawdziłem Big'a poza kilkowami featami. Nadrabiam zaległości. IMO płyta roku, jak napisał kolega wyżej należy do kogoś z dwójki Kendrick/Lupe.
Anonim
Niedługo częśc płyt Krita będzie najprawdopodobniej dostepna w naszym sklepie, więc stay tuned ;)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>