Macklemore już osiem lat temu wpadł w ucho forumowych diggerów głębokiego podziemia, po czym w związku z życiowymi problemami na parę lat zapadł się pod ziemię. Wrócił jednak i od tego czasu konsekwentnie, po swojemu i w pełni niezależnie parł do przodu, skupiając coraz większą uwagę. Gdy zobaczyłem live na Splashu co zrobił razem z Ryanem Lewisem to byłem w mocnym szoku, bo numery znałem, ale nie spodziewałem się aż takiego ognia na żywo. Na jesieni ukazała się debiutancka "The Heist", a dziś Macklemore jest o złotą płytę, multiplatynowy singiel i kilkaset milionów youtube'owych odsłon dalej... i śmiem twierdzić, że zasłużył na każdego zarobionego w ostatnich miesiącach centa. Pokazał bowiem, że do mainstreamu można wciąż wjechać z buta bez kompromisów, w pełni niezależnie, i stawiając tylko na muzykę a nie kasę, kontakty czy budowanie medialnej kontrowersji. A także, że pod chwytliwą powłoką można przemycić tam treści poważniejsze, często społeczne i dalej robić swoje z undergroundową mentalnością, tylko na o wiele większą skalę.
A dlaczego piszę o tym teraz, w przededniu premiery klipu do "Can't Hold Us"? Bo gdy zobaczyłem video z wykonania tego numeru live na MTV Movie Awards to doszedłem do wniosku, że teoretycznie, porównując do Splasha i Hip Hop Kempu przez ten rok zmieniło się wszystko - przepych, pozycja, otoczka, siła rażenia. Jednak pod tą powłoką wciąż kryje się ten sam surowy, koncertowy ogień i czysty hip-hop. Sprawdźcie sami jak Macklemore radzi sobie na scenie bez hypemana, jedynie z DJ-em i trębaczem, i przekonajcie się, że między występami na Splashu i na rozdaniu nagród MTV zmieniło się wszystko - poza esencją.