Na początku lutego tego roku premierę miała druga płyta projektu Bike For Three!, w którym główną siłę wokalną stanowi Buck 65. Raper nie rozpieszczał nigdy dużą ilością produkcji w ciągu roku, stąd niezłym zaskoczeniem dla niektórych musiała być zapowiedź nowej solówki artysty. Co ciekawe, okazało się, że dzień przed premierą „Neverlove” bez specjalnego rozgłosu została opublikowana kolejna produkcja artysty, mini–album „Laundromat Boogie”, którego prace rozpoczęto tuż po zamknięciu oficjalnego longplaya. My zajmiemy się dziś jednak wyłącznie daniem głównym w postaci "Neverlove".
Anticon
Anticon
Aż trudno uwierzyć, że minęła już dekada od wydania przez Sage'a Francisa "A Healthy Distrust". Singiel promujący ten album, "Escape artist", to oparty na gitarze bit Aliasa, napędzająca numer elektroniczna perkusja, a przede wszystkim neurotyczne flow Sage'a i genialny tekst. Bo jak inaczej nazwać numer, oparty na metaforze hip-hopu jako magii i postaci rapera jako iluzjonisty? Trudno nie docenić otwierającego dwuwersu "When I first got into the magic, it was the underground phenomenon/Now everybody's like pick a card, any card", obrazującego jak zmienił się rap od czasów, gdy Sage zaczynał swoją przygodę z muzyką. Pochodzący z Rhode Island artysta nie boi się nawet zaburzyć obowiązujących w hip-hopie konwencji ("When I say hip/You? You say shut the fuck up, we ain't sayin' shit/And I respect it"). Warto przypomnieć sobie ten utwór, wszak już w sobotę Sage Francis gra pierwszy w historii koncert w Polsce we wrocławskim klubie Firlej.
Z czym kojarzy się wam pojęcie „europejski hip-hop”? Z Aggro Berlin? Z francuskim rapem spod znaku Supreme NTM i IAM? Z Anglikami z ich Lewisem Parkerem, The Streets czy Jehstem? Albo z dreadami i długą, szwedzką brodą Promoe z Looptroop Rockers? To i tak chyba nie tak najgorzej, ale patrząc, jak rozbudowana jest sama polska scena, prawdopodobnie taki zestaw wypada dość mizernie. A skoro wśród naszych rodzimych raperów można znaleźć sporo niedocenionych, niezwykłych postaci pomyślmy, ilu takich może skrywać cały kontynent.
Sole zawsze miał w sobie odrobinę szaleństwa, niezależnie, czy mowa o flow, czy o tekstach. To sprawiało, że Tim Holland należał do grona niesamowicie intrygujących raperów. Bezkompromisowość, zaangażowanie, ekshibicjonizm emocjonalny, ekspresja, świetne ucho do bitów – te cechy sprawiały, że Sole cieszył się gronem oddanych fanów. Nawet zagorzali przeciwnicy współtwórcy Anticonu przyznają, że jego twórczość miała spory wpływ na amerykańskie hip-hopowe podziemie.
Pierwsza solówka, „Bottle of Humans”, ze swoim tytułowym numerem wydawała się być manifestem tego, co dziennikarze nazwali pół–żartem „emo-hopem”. Wydane w 2003 „Selling Live Water” jest albumem, którego w żaden sposób rdza się nie ima – produkcją dojrzałą, świetnie wyprodukowaną, ukazującą w pełni wykształtowany, charakterystyczny styl Sole’a. Przebiło ją dopiero „Hello Cruel World” z 2011 – prawdopodobnie najbardziej dopracowana pozycja rapera, wydana w Fake Four już po odejściu rapera z rodzimej wytwórni. A potem zaczęły się schody…
Kiedy Sage Francis wypuścił pierwszy singiel, promujący swój najnowszy krążek „Copper Gone”, wiedziałem, że będę musiał napisać recenzję płyty. Okazało się, że nie ja jeden miałem w Popkillerze takie plany. Dlatego zamiast tradycyjnych dwóch tekstów, postanowiłem zaproponować Maćkowi Wojszkunowi połączenie sił.
Gdy w 2004 roku wyszła płyta „Connected” amerykańsko-holenderskiego zespołu Foreign Exchange, słuchacze łapali się za głowę. „Ale jak to tak?! Przecież Phonte i Nicolay się nigdy nie widzieli, a tu coś takiego…”. Chociaż cała komunikacja odbywała się przez internet, produkcja była na tyle udana, że jest wspominana zdecydowanie chętniej niż dwie ostatnie płyty rodzimego składu Phonte’a, Little Brother.Niedługo po powstaniu „Connected”, Nicolay postanowił przenieść się z Holandii do Stanów Zjednoczonych, co zdecydowanie ułatwiło komunikację obu muzykom. Dlatego też nie dziwi, że od tamtego czasu powstały trzy pełnoprawne kontynuacje „Connected”.
Kanadyjsko-belgijski duet Bike For Three! do tej pory nie spotkał się na żywo, ale nie przeszkodziło mu to w stworzeniu albumu „So Much Forever”, będącego kontynuacją wydanego w 2009 przez Anticon „More Heart Than Brains”.
Anticon kilka lat temu słynął głównie z paczki przewrażliwionych białych raperów o flow regularnych jak rytm serca Pezeta i producentów, będących w stanie wycisnąć niesamowity bit z zabawki własnego dziecka. I to takiej, która nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Później zaczęła się fala włączania do wytwórni indie-rockowych zespołów, niepewnie brzmiących wokalistów i post-pitchforkowych eksperymentów o niejasnym celu. Co więcej, z Anticonu odszedł jeden z głównych filarów kolektywu, Sole, ostatecznie stawiając słuchaczom pytanie, gdzie podziała się dawna bezkompromisowość „mrówek”. Spokojnie, słuchaczu: nie myśl, że Anticon ostatecznie zjadł własny ogon, bo oto pojawił się pierwszy longplay tria z Edynburga, Young Fathers.