Bike For Three! "So Much Forever" - recenzja
Gdy w 2004 roku wyszła płyta „Connected” amerykańsko-holenderskiego zespołu Foreign Exchange, słuchacze łapali się za głowę. „Ale jak to tak?! Przecież Phonte i Nicolay się nigdy nie widzieli, a tu coś takiego…”. Chociaż cała komunikacja odbywała się przez internet, produkcja była na tyle udana, że jest wspominana zdecydowanie chętniej niż dwie ostatnie płyty rodzimego składu Phonte’a, Little Brother.Niedługo po powstaniu „Connected”, Nicolay postanowił przenieść się z Holandii do Stanów Zjednoczonych, co zdecydowanie ułatwiło komunikację obu muzykom. Dlatego też nie dziwi, że od tamtego czasu powstały trzy pełnoprawne kontynuacje „Connected”.
Kanadyjsko-belgijski duet Bike For Three! do tej pory nie spotkał się na żywo, ale nie przeszkodziło mu to w stworzeniu albumu „So Much Forever”, będącego kontynuacją wydanego w 2009 przez Anticon „More Heart Than Brains”.
Wokal na Bike For Three to domena Bucka 65, swego czasu ochrzczonego przez dziennikarzy określeniem „Tom Waits z samplerem”. I wcale to nie dziwi, wszak drugiego tak ochrypniętego głosu w historii hip-hopu chyba nie było. Nieważne, ze to najprawdopodobniej zasługa wszystkich wypalonych papierosów. Z Tomem Waitsem łączy rapera jeszcze więcej – miłość do bluesa i folku oraz zamiłowanie do storytellingu. Buck to facet, który na jednej płycie potrafi nawinąć zabawny numer o inwazji zombie i zrobić cover „Who by Fire” Leonarda Cohena.
A jednak Bike For Three! to projekt na wskroś przepełniony elektroniką, a to za sprawą genialnych bitów przygotowanych przez Joëlle Phuong Minh Lê, znaną bardziej jako Greetings From Tuskan. Produkcją pełną glitchy, poruszających się na granicy fałszu instrumentów, bardzo bogatą w tle, a jednocześnie tak zimną, że można by nią mrozić drinki. Licznie użyte syntezatory i pogłosy na fortepianach sprawiają, że miejscami nasunąć się mogą nawet skojarzenia z… Depeche Mode i Kraftwerk. Joëlle zdarza się również całkiem przyjemnie śpiewać – niestety, głównie po francusku, co może stanowić przeszkodę dla osób nie znających tego języka. Chyba że postarają się przetłumaczyć teksty na własną rękę, korzystając z książeczki. Choć i tu może być problem, gdyż – co dziwne – nie wszystkie udziały wokalne Belgijki są w niej uwzględnione.
„More Heart Than Brains” było jedną z najbardziej osobistych płyt w dyskografii Bucka – osobiście jest również na „So Much Forever”. Oczywiście, wszyscy fani rapera znają jego uwielbienie dla tematów miłosnych (tak, również wtedy, gdy mowa o centaurze z za dużym penisem jak w utworze „The Centaur” z płyty „Vertex”). Tu wcale nie jest inaczej. I choć flow Kanadyjczyka jest raczej proste, stroniące od fajerwerków, słucha się go przyjemnie. Szczególnie, że dobre wrażenie buduje warstwa techniczna tekstów. Uwierzcie, u niewielu raperów tak wyraźnie słychać użycie wielokrotnych rymów.
Buck na swoim fanpage’u regularnie wrzuca typowo blogowe notki. Raz opisywał tam swoją znajomość z Joëlle, która zasadniczo polegała na tym, że producentka wysyłała bit, a on odsyłał wokal bez nawet słowa wyjaśnienia. Wokal Bucka dopełnia się na tyle dobrze z podkładami Lê, że jestem w stanie uwierzyć, iż rozumieją się ze sobą bez słów. A jednak „So Much Forever” to płyta nieznacznie słabsza od poprzedniej pozycji duetu. Co o tym decyduje? Monotonność w porównaniu do poprzedniego albumu – mam wrażenie, że na „More Heart Than Brains” Bike For Three! pozwalali sobie na więcej. Tu otrzymujemy płytę stonowaną, świetnie wyprodukowaną, ale jednocześnie wzbudzającą podziw tylko miejscami (perfekcyjne „Intro” i „Outro”, „Stay Close Until We Reach The End”, „The Muse Inside Me”, „Full Moon”) oraz mający swoje słabsze strony („You Can Be Everything”, „Wolf Sister”). Debiutancka pozycja Bike For Three! powodowała nieustanny opad szczęki, dlatego też nie jestem w stanie jej kontynuacji wystawić wyższej oceny niż cztery i pół.