Nie chce mi się go przedstawiać po raz setny. Tym bardziej, że pisanie o nim "nowy podopieczny Jaya-Z", "wschodząca gwiazda", "nowy Nas" itp. jest już strasznie przebrzmiałe, a za chwilę będzie też nieaktualne. J. Cole to raper, którego słucha się naprawdę wyśmienicie, z poczuciem, że nie możemy wykluczyć czy nie katujemy przyszłego reformatora mainstreamu.
Być może... Ostatnie kawałki były bardzo dobre, ale też pozostało po nich wrażenie, że Cole odrobinę spuścił z tonu po wybitnym ze wszech miar "Who Dat". No to możecie się z tym wrażeniem pożegnać.
Być może... Ostatnie kawałki były bardzo dobre, ale też pozostało po nich wrażenie, że Cole odrobinę spuścił z tonu po wybitnym ze wszech miar "Who Dat". No to możecie się z tym wrażeniem pożegnać.