Vixen "Loco Tranquilo" - recenzja
Nie do końca rozumiem koncept "Loco Tranquilo", ale ma on zasadniczo niewielkie znaczenie, kiedy włączy się ten materiał i poświęci mu uwagę, wczuje w rytm i skupi na szybkim toku myślowym rapera. To, co usłyszymy jest owocem talentu, ale także dużej pracy - Vixen ma na koncie kilkanaście materiałów i nie liczy ich od legalnego debiutu, konsekwentnie stawia kolejne kroki. W pełni skupiony na swoim celu, ciężko pracujący nad każdym aspektem swojej muzyki, który może przesunąć go w stronę jego osiągnięcia. "Loco Tranquilo" wydane przez RPS Enterteyment jest z pewnością w ścisłej czołówce materiałów, które znajdziecie w katalogu tej wytwórni.
"Trochę się zmieniło u mnie, choć walka trwa/ Życie musi płynąć nawet jak koryto puste mam/ Nie mówię o tym świniom co se żyją fajnie chwilą/ I żrą wszystko. Nie tak jak chciałem wyszło to #Frankenstein" wjeżdża w trzecim kawałku (prawie tytułowym), a to tak naprawdę tylko rozgrzewka. Niezwykle zdolny i od zawsze mający niezłe muzyczne wyczucie raper i producent właśnie zrobił najlepszy materiał w swoim dorobku i pokazał na co stać go w roku 2014. Nieważne co myślicie o dotychczasowych albumach Vixena, ten powinniście sprawdzić.
Ale na początek zarzut, bo single można było wybrać lepiej. "Szybko nie przestanę" jest akurat imponujące, ale już "Mam Nadzieję, Że Istnieje Eden" nieszczególnie. Z pewnością też nie reprezentuje tego materiału jako całości. A całość jest zaskakująca i intrygująca. Z miejsca, przykuwa uwagę, bawi, buja, nie da się przejść obok tej płyty obojętnie. Zabawne, że w dobie podziału na frakcje, tu nieszablonowa, często bardzo wymagająca skillu rytmika idzie w parze z raczej oldschoolowym brzmieniem. Vixen na nowej płycie jest trochę za duży na większość standardowych szuflad. Jako MC ma imponujący wachlarz możliwości, a to nie jedyna jego zdolność na tej płycie. Zrobił kawał dobrej roboty jako producent. To, co na płycie jest najbardziej standardowego i pasującego do "Kontinuum" i poprzednich albumów wnieśli akurat pozostali - Macios czy Nalef. Fajny i ładnie pasujący składnik dołożył natomiast Zbylu.
Kawałków jest 19, a spokojnie mogłoby być mniej i wyszłoby to chyba z korzyścią dla całościowego odbioru płyty, mimo to nie ma co narzekać. Nie dość, że raper wyluzowany, naturalny i obdarzony dużą swobodą na bicie, to jeszcze niegłupi i odróżniający się od normy na scenie w Polsce. I potrafi zaskoczyć, jakie to teraz rzadkie się zrobiło. Jeśli porusza tematy, które "się porusza" to i tak robi to po swojemu. Jest dobry zarówno w kwestii dużych koncepcji i przemyślanych numerów, ale też błyskotliwy w pojedynczych linijkach, najlepszy nie w ostentacyjnych punchlines i efekciarskich hashtagach, ale małych perłach pokroju "japońskiego" fragmentu "Szybko Nie Przestanę" czy motywu błędu językowego w singlowym "Alladynie". Jego flow bywa bardzo precyzyjne, ale ma też fajny swing i luz w rapowaniu poza bitem. Kapitalnie wypada większa część refrenów. Nawet jeśli na papierze "podnieś dłonie i skieruj je w moją stronę" albo "podnieście dłonie niech się leje gin, nie lubię ginu, ale leję go w ryj" brzmi jak generator rapu online, to w jego wykonaniu to rusza. Nie wiem jak, ale serio działa. Z jednej strony to zasługa świetnie "podbitych" aranżacji bitów w partiach refrenowych i dobrze budowanego napięcia, ale też niezłych umiejętności wokalnych. Vixen chwilami całkiem przyzwoicie śpiewa.
Nie wszystko tutaj jest dopięte na ostatni guzik i czasem chciałoby się, żeby jakiś producent wykonawczy zerknął na drobiazgi, które odrobinę psują zabawę. Czasami konsternację wzbudzają pojedyncze linijki, które jakby nie pasują poziomem - np. fajnie wpisujące się w koncept całości pierwsze wejście w "Tarantuli" kończy się "czarna dziura mnie nie żżera choć ją kocham kwasem/ czarna dziura mnie nie zżera, jestem ponad czasem". Małe, ale psuje wrażenie, szczególnie na końcu zwrotki. Tak samo z "jestem jak taran i nie muszę tulić cię do snu" obok rozkminek o barszczu z uszkami z Mike'iem Tysonem to za duży rozrzut. Z drugiej strony naprawdę dobre, rozpracowane i precyzyjne linijki chyba można cytować dłużej, a kilka przesłuchań więcej sprawia, że zaczynasz łapać sporo z tego co uciekło gdzieś wcześniej, w efekcie album docenia się bardziej. Dodatkowy plus za dodatkowe wstrząsy wtórne po znakomitym pierwszym wrażeniu. "Loco Tranquilo" szczerze chce się włączyć jeszcze raz. Jeden z najlepszych albumów rapowych w Polsce w 2014, z jednym z najlepszych singli, choć nawet nie on jest jeszcze singlem, a może już powinien. "Ahooj" to jest tęgi hicior jak na moje oko. Za całość jak dla mnie mocna piątka.