Bumpy Knuckles starszym słuchaczom rapu znany lepiej jako Freddie Foxxx nie jest postacią o której można mówić w kategoriach "powrotów". On zawsze był w grze, choć jego muzyka nie zawsze była odpowiednio eksponowana. Członek Gang Starr Foundation po tylu latach nie traci swoich największych rapowych zalet - wiarygodności, impetu, mocy przekazu prosto z ulicy nowojorskiego Long Island, która częściej pojawiała się w jego życiu niż w tekstach. Freddie to raper podobnej kategorii jak Blaq Poet czy O.C. - słuchając ich wiesz, że wykrzykiwane "real shit" nie jest pustą zbitką słów, które ładnie pasują do konceptu. Koleżka od 1989 roku serwuje klasyczny hip-hop i po czterdziestce nadal rzadko zmienia swoją prostolinijną wizję, która stała się jego marką.
Statik Selektah w tym roku przymierza się chyba do rekordu Guinessa w kategorii "najwięcej wyprodukowanych kawałków w 12 miesięcy". Ilość projektów, produkcji dla innych raperów, płyt robionych w dobę jest przytłaczająca. W moim przekonaniu dotąd odbijało się to na jakości materiału. Jak jest tym razem?
Klasyczne cięcia
sampla (i to przeważnie bardzo fajnie dobranego), gęsty skrecz, dobrze dobrane cuty - to zdecydowanie na plus i to duży. Niestety nie mogę nie
wspomnieć o tym, że perkusje i bas na tym albumie, choć nie nazwę ich
słabymi, to do rapu z serii "Bumpy Knuckles, raw Bumpy Knuckles" jak
określa to sam Freddie, pasują czasem słabo. Bywa naprawdę dobrze jak w "Animalistic", "Beats On'Em", "Blast Yourself", "Who Did The Beat" czy nawet stanowiącym bardzo fajną fuzję stylów dwójki
autorów "Rock Solid". Bywa też gorzej. Bit do "Beat It Up" pasuje tu
średnio, "Pen Game" jest przeciętny. Za takie numery jak "The Grand Finale" można jednak wybaczyć naprawdę wiele.
Stary lis spisuje się również na nowych bitach. I to spisuje się w
pewnych względach kapitalnie. Nawet kiedy przez połowę płyty nawija o
tym, że jest prawdziwym czarnuchem i, że pierdoli tych nieprawdziwych,
jest w to tak masakrycznie zaangażowany i wczuty, a co za tym idzie, bardzo
przekonujący. To dobitny raper, który potrafi rapować więcej niż
poprawnie. Czasem to klepanie podwójnych na końcu wersów przez pół
zwrotki zaczyna trochę nudzić, ale przez większość słucha się
go uważnie. Oldschoolowy sposób rapowanie jest tu kultywowany naprawdę
troskliwie. Freddie na dodatek ma specyficzną wymowę i głos, który budzi respekt oraz naprawdę błyskotliwy umysł, którego mógłby pozazdrościć niejeden newcomer. Bez fajerwerków, to raczej
bezceremonialny wjazd z buta, którego słucha się uważnie. Z jeszcze większą uwagą
wypatruję zapowiadanego jakiś czas temu projektu z Premierem na
wykopanych, starych bitach.
To płyta warta uwagi. Statik jest w dobrej
formie i pojedyncze wpadki, to prędzej wypadki przy pracy. Freddie jest
naprawdę imponujący w swojej długowieczności. Koniec końców połączenie ich stylistyk może chwilami budzić wątpliwości... Mnóstwo tu świetnego materiału, ale i przynajmniej kilka
numerów, które znikając z tracklisty podwyższałyby wartość albumu. Takich rzeczy jak "Beats On'Em", "Who Did The Beat", "Rock Solid", "Ambition" i cała końcówka albumu jednak zapominać nie można. Całościowo oceniłbym płytę na cztery z plusem, choć są tu
zadatki na znacznie więcej.