Wiz Khalifa królem wawelskiej nocy - relacja z Kraków Live Festival
"W ch*j największa frekwencja na nim, na nikim tu nie było tylu ludzi!" - stwierdził z uznaniem jeden z ochroniarzy w rozmowie z kolegą po fachu chwilę po występie Wiza na Kraków Live Festival. Trzeba przyznać - Khalifa ma w Polsce ogromny fanbase, a odzew na jego występy zawsze jest fenomenalny. Zresztą nie tylko w Polsce - patrząc na przykładowy miernik ilości fanów na FB to Wiz ma ich na swoim fanpage'u tylu, co dwie inne mainstreamowe gwiazdy w podobnym wieku, Drake i J. Cole... razem wzięci. Nie ma co, robi wrażenie.
Trzecia wizyta Wiza na polskiej ziemi i po dwóch openerowych występach pora na Kraków Live Festival. A ta noc była długa i wcale nie miała skończyć się dla Khalify i jego fanów na terenie festiwalu... Ale po kolei.
Pierwszy dzień Kraków Live Festivalu to gorąca letnia atmosfera i słoneczko podgrzewające muzyczny vibe. W sobotę jednak całą Polskę opanowały deszczowe opady - i to niemałe, bo jeszcze 30 minut przed występem Wiza ulewa zacinała dość ostro a pod sceną roiło się od parasolek. Jednak... dosłownie 5 minut przed wejściem ekipy Taylor Gangu na scenę deszcz zelżał do symbolicznych rozmiarów a tłum pochował parasole, by skupić się na muzyce. A było na czym. Wiz wjechał na scenę w towarzystwie DJ-a Bonicsa oraz bandu Kush & Orange Juice, serwując nam tradycyjnie przelot przez swój wielobarwny repertuar. Od największych szlagierów pokroju "We Dem Boyz" czy "Black & Yellow" (przy których tłum piszczał już "po pierwszej nutce"), poprzez gościnne zwrotki, aż po smaczki dla wiernych fanów ("Mezmorized" czy przegenialne "The Race"). Nie zabrakło ognistego "Taylor Gang" wykonywanego na rękach tłumu, najnowszego singla "Something New" czy latających ogromnych dmuchanych jointów oraz konfetti wystrzelonego w trakcie "We Dem Boyz". To mój piąty koncert Khalify, więc cieszyć może, że co trasę lekko zmienia repertuar, zarazem nie ograniczając się jedynie do najnowszych rzeczy z przebogatego katalogu. Cieszy też, że jego zgranie z bandem wygląda już dużo lepiej niż przy trasie w 2012 roku i mimo że wciąż uważam, że akurat Wiz stworzony jest do grania w formule DJ+MC ("podkręcenie" perełek pokroju "Paperbond" czy "The Race" żywymi instrumentami wcale nie wychodzi im na dobre) to brak już przearanżowania, przekombinowania i rozbicia klimatu niektórych numerów co zdarzało się wcześniej. Wiz schodzi więc ze sceny przy dźwiękach "Something New", deszcz jakby z automatu lekko podkręca intensywność a my... przemieszczamy się już w kierunku klubu Prozak 2.0., bowiem dostaliśmy cynk, że tego wieczoru Cameron Thomaz może odwiedzić oficjalny festiwalowy after.
Gościem na prozakowym afterze (organizowanym przy wsparciu BIG idea) miał być pierwotnie DJ Bonics, czyli koncertowy DJ Wiza - rzadko zdarza się, by samym głównym gwiazdom tego pokroju chciało się ruszać gdzieś dalej bez odpowiedniej finansowej motywacji bardzo grubym plikiem i kontraktowego podstemplowania. Okazało się jednak, że tej nocy urodziny miał manager Khalify w związku z czym cała ekipa postanowiła wybrać się na miasto i przyświętować. Gdy Taylor Gang wparował do Prozaka nie udał się jednak na odgrodzoną lożę a prosto na DJ-kę, gdzie Wiz chwycił za mikrofon i pomógł Bonicsowi rozkręcić najgorętszy tego dnia melanż w Polsce - dosłownie i w przenośni. Naciskający na DJ-kę szalony tłum połączony z niskim sufitem Prozaka oraz wakacyjną pogodą wygenerował bowiem prawdziwą saunę, co sprawiło, że grono szalejące pod sceną nasuwało na myśl klasyczny mobbdeepowy cytat "Survival of the fit, only the strong survive". Tłum chłonął też jak gąbka wszelkie świeżynki serwowane przez ekipę TGOD - od "Look at me" XXXtentaciona po "Everyday We Lit" YFN Lucciego i PNB Rocka - a Khalifa elegancko podbijał je, przekręcał refreny by trochę je "zazielenić" i raczył się na przemian ginem i niezbędną w tych warunkach wodą mineralną. Spędził na DJ-ce około 30 minut, po czym otoczony ochroną szybko przeszedł na lożę - temperatura dała mu się we znaki, bo nie miał już niestety siły wyjść do ludzi na podpisy czy zdjęcia, za to Bonics grał w najlepsze dalej, sporo dłużej niż pierwotnie zakładał. Szalony wieczór i choć ponownie wywiadu nie udało się ogarnąć to nie ustajemy w walce, trzymajcie więc kciuki by kolejna podobna relacja rozpoczynała się od słów "Mamy to! Wiz Khalifa zasiadł wreszcie przed kamerą Popkillera i udzielił nam godzinnego wywiadu odpowiadając na wszystkie nagromadzone przez lata pytania" ;) TGOD!