Wiz Khalifa "KHALIFA" - recenzja
"KHALIFA" zbiera różne opinie. Raz, że świetny materiał, dwa, że Wiz zamula. Raz, że masa perełek, dwa, że nic do zapamiętania i płyta na jeden odsłuch. Dlaczego? A no odpowiedź jest prosta - to album stricte dla fanów wydziaranego Króla Pittsburgha.
Jak dla mnie "KHALIFA" to najlepszy materiał, który Wiz puścił w świat od czasu świetnego "O.N.I.F.C.". Mixtape'owa formuła i - jak mówi sam raper - zbiór numerów, które na wcześniejsze krążki nie dostały się za sprawą polityki wytwórni a on sam chciał wypuścić je w świat. Stąd tylu tu producentów dobrze znanych ze starszych projektów i tyle leniwego, upalonego brzmienia. W rozmowie z Rap Geniusem Khalifa dodał, że chciał na tym projekcie zawrzeć jak najwięcej motywatorów i kawałków mających dawać kopa do działania - a jest to właśnie to, co w twórczości szefa Taylor Gangu cenię najwyżej. Dla jednych Wiz to tylko jaranie i melanż, dla mnie gość z turbomotywacyjnym, pozytywnym nastawieniem do świata i wszystkiego wokół.
Takie "Elevated" brzmi jak wyjęte z "Rolling Papers" (co za vibe!), "City View" buja głową z automatu, podobnie jak "Celebrate" a "Call Waiting" zwalnia tempa w oka mgnieniu i ukazuje nam lekko jamajską odsłonę Khalify, którą pamiętać możemy jeszcze z czasu "Kush & O.J.". "Zoney" to ciary-instant, poczynając od mistrzowskiej pierwszej zwrotki ("Uh, coming up I always thought I’d be the runner up/Gave my all but it felt like it wasn’t enough/I remember spending summers in the studio/My pops told me have fun be a kid for once/What he ain’t know, was for a kid a that I had big dreams/I take a small frame turn it into a big screen/Taking best friends turn them to a good team/I’m watching Scarface living all the good scenes" - damn!), a kończąc na przyprawiającej banana z automatu rozmowie z synkiem na koniec numeru. Do tego mamy zaskakujący uliczny storytelling w "Cowboy" czy robiące furorę w Stanach "Bake Sale" z Travi$em Scottem... Dzieje się tu sporo.
Słychać, że to bardziej składanka studyjnych unreleasów niż zamknięty od początku do końca album - ale i tak brzmi lepiej i spójniej niż choćby "Blacc Hollywood", które obok genialnych momentów miało dłużyzny i fillery. A na pewno lepiej od "28 Grams" czy "Cabin Fever 3", w których mocne fragmenty policzyć można było na palcach. Ja od momentu dorwania się do "KHALIFA" słuchałem go na pętli przez dobry tydzień, a ostatnie projekty Wiza, które napędziły mi taką rotację to "Taylor Allderdice" i "O.N.I.F.C.". Mam nadzieję, że to dobry znak przed zapowiadanym na wakacje "Rolling Papers 2", które poprzeczkę ma postawioną naprawdę wysoko - mimo bowiem, że ponarzekałem w recenzji na część pierwszą, to od premiery wracam do niej regularnie, gdy tylko zrobi się cieplej. "KHALIFA" to świetny aperitif i porcja tego, co fani Wiza lubią najbardziej. Dla mnie szkolne 5-, jeśli hasło TGOD nie jest ci obce to sprawdzaj koniecznie.
*********************
ECHO Z REDAKCJI:
Karolina Dobkowska: Po zawodzie przy poprzedniej płycie "Blacc Hollywood" liczyłam, że Wiz tym razem wypuści materiał na miarę "O.N.I.F.C.", czy "Rolling Papers". Najnowszego albumu "Khalifa" do w/w krążków porównać niestety nie mogę, ale z pewnością nie uznam go za słaby materiał. Khalifa, który przez lata wypracował swoje brzmienie i charakterystyczny vibe, nową płytą konsekwentnie kontynuuje obraną na początku kariery ścieżkę. Tytuł albumu doskonale odnosi sie do zawartości krążka - raper z Pittsburgha na czas 13 tracków przenosi nas do swojego życia, w którym oprócz celebracji życia, robienia $, czy palenia weedu, są jeszcze wielkie ambicje i ogromna miłość do syna. Zawarte w tekstach motywujące maksymy, mogłyby ocierać się o banały, jednak zważając na to, że powstały na bazie własnej historii rapera, nabierają mocy. Do mocniejszej części płyty zaliczam numery "iSay", "Elevated", "Zoney", czy "Bake Sale|, którego brzmienie automatycznie przywołuje myśl "Czy to przypadkiem nie jest numer z Rodeo?". Na plus zasługują również gościnne zwrotki od Juicy J, Ty Dolla $igna, czy wspomnianego Travi$a Scotta. Dla wielu z pewnością będzie to kolejna "płyta o jaraniu", ja jednak dostrzegam w tym materiale znacznie większy potencjał. Oprócz motywacji, spójności w wymiarze całego dorobku artystycznego, czy konsekwencji, wyraźnie maluje się nam obraz Khalify jako artysty, biznesmana i ojca jednocześnie. Wierzę, że album "Khalifa" to przyjemnym warm-up przed "Rolling Papers 2: The Weed Album". (4/6)
O zamieszaniu wokół Funk Volume pisaliśmy: http://www.popkiller.pl/2016-01-07%2Chopsin-funk-volume-jest-oficjalnie-...
A że pojawia się wiele świetnych albumów, które warto opisać i tego nie robimy? Oczywiście racja, bo jest ich multum i nie da się nadążyć ze sprawdzaniem, nie mówiąc już o recenzowaniu :) Polecam świetnie to opisujący felieton Daniela: http://www.popkiller.pl/2013-01-31%2Cjestes-na-biezaco-felieton
Wszyscy mamy też dodatkowo prace lub studia, więc jesteśmy ograniczani czasem, ja Wiza katowałem od premiery, ale trochę mi zajęło żeby znaleźć dłuższą chwilę i przysiąśc spisać recenzję :)