G-Eazy "When It's Dark Out" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2015-12-22 17:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 2)

Debiutem G-Eazy wbił się z buta nie tylko na scenę muzyczną, ale i w przestrzeń publiczną. Reprezentant Bay Area zyskał uznanie krytyków, fanów, a także świata mody (wraz z Anją Rubik reklamował bowiem należącą do Justina Timberlake’a markę William Rast) a grono jego słuchaczy stało się szerokie i ponadgatunkowe. "These Things Happen" to także jedna z tych płyt z 2014 roku, do których wracam najczęściej - łącząca charakterystyczne kalifornijskie brzmienia i naleciałości z newschoolową chwytliwością i melodyką oraz refleksyjno-osobistym spojrzeniem kojarzącym się z tekstami takich artystów jak Drake. Dlatego też na "When It's Dark Out" czekałem z dużymi nadziejami. Czy G-Eazy kontynuuje podbój rynku czy może grzęźnie w pułapce drugiego albumu?

Tak jak "These Things Happen" było albumem sentymentalnym, melancholijnym, nazwijmy to zimowym, tak kluczem do "When It's Dark Out" jest tytuł - sporo tu mroku, nastrojowych refleksji, owianych nocną aurą lub klimatem grozy. Noc jest polem, w którym dzieje się wszystko - od budujących napięcie opowieści, po trasy koncertowe, występy, aftery i rosnącą popularność. Opisując to, co zmieniło się w jego życiu gdy przeszedł od etapu "overlooked" do "overbooked" Gerald skupia się też na negatywnych stronach, wątpliwościach, wadach, otwiera na oścież (sam przyznał, że o części rzeczy, które wyrzucił z siebie w emocjonalnym "Everything Will Be Ok" nie wiedzieli nawet jego najbliżsi przyjaciele), głośno zastanawia czy hype byłby taki sam gdyby nie biały kolor skóry... a równocześnie w świetnym klubowym "Calm Down" odważnie nazywa się najlepszym białym MC od czasu "tego z tlenionymi włosami".

Pierwszym singlem było "You Got Me", które sugerować mogło zatracenie w melanżowym trybie życia - mnie personalnie też rozczarowało, bo to wprawdzie konkretny imprezowy banger, ale nie wnoszący nic świeżego czy ponadprzeciętnego i taki jakich w roku wychodzą setki. W kontekście całości wplata się jednak w opowieść będącą szybkim i intensywnym tripem na kolejce górskiej między skokami emocji. Od euforii po zmęczenie, od poczucia spełnienia po zagubienie w nowej sytuacji.

Nie ma jednak mowy o zagubieniu przy pracach nad płytą - to krążek różnorodny, zawierający zarówno ukłony do fanów świeżych bangerów, jak i idących w r&b i soul, rozbudowanych kompozycji ("For This", "Nothing To Me") czy miękkiego radiowego rapu ("Me, Myself & I"). Nie brak też korzennych naleciałości z Bay Area, zarówno pod względem brzmienia jak i gości - najlepszym przykładem jest tu świetne "Of All Things" z Too $hortem, mieszające dwa pokolenia gwiazd regionu oraz dwa rodzaje raperskiej charyzmy i bezczelności, tworząc numer, który z miejsca zamyka gęby. Sporo tu osobistych wynurzeń ("Everything Will Be Ok"), ale bez popadania w płaczliwość, a pewność siebie niesie i odpowiednio balansuje "smutniejsze" fragmenty.

Czy więc G-Eazy wpadł w pułapkę drugiej płyty? Nope. Raczej przypieczętował wejście w mainstream, postawił na scenie pewnie drugą stopę i potwierdził, że nigdzie się nie wybiera. A dobitnie udowadniają to wyniki sprzedaży - "When It's Dark Out" w pierwszym tygodniu znalazło 130 tysięcy nabywców w USA, co dwukrotnie przebiło mającego premierę tego samego dnia Ricka Rossa. These things happen... when you have a talent. 4+.

raulowski
Spoko ostatnio recki, może teraz nowej płyty Pusha T ? Pozjadał na koniec roku, chyba tylko Kendrick w tym roku wyżej, ciekaw jestem twojego zdania :) Pozdro
cykabwoy
Fajna recenzja, zwłaszcza ostatnie zdanie. :) Pozdrawiam!

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>