Magierski & Tymon feat. Mały 72 "Oddycham smogiem" (Przegapifszy #79)
Istnieją takie albumy, którymi raperzy stawiają sobie nienaruszalny pomnik. Tak było z „Muzyką poważną”, tak było z „Eternią”, tak było z „Gdzie jest Eis?”. I jeśli mowa o wrocławskim weteranie, Tymonie, słuchacze przez bardzo długi czas postrzegali w taki sposób album „Zmysłów 5” z 2002 roku.
Było wiele powodów, by tak myśleć. Odejście od humorystycznej treści znanej ze wcześniejszego „Świntuszenia” i z części lokalnego klasyka, „Szelmy”, zaowocowała pozycją znacznie dojrzalszą tematycznie. Trudno nie było dostrzec progresu we flow – większa płynność przełożyła się na to, że charakterystyczny „kozi” głos przestał już utrudniać odbiór. Wciąż jednak lata nawijania nie przekładały się na umiejętności w sposób zadowalający. Owszem, umiejętność zatajenia wady wymowy poprzez pisanie tekstów bez głoski „R” imponowała. Jednak wręcz perwersyjnie przerysowane, a przez to nienaturalne podkreślanie końcówek wersów nie pomagało Tymonowi w zdobyciu odbiorców.
I kiedy kilka lat później pojedyncze występy gościnne oraz wyciekające nagrania z zespołem Miloopa zwiastowały wypracowanie stylu rapera do perfekcji, nagle wszystko ucichło. Wydawało się, że Tymon, odnoszący sukcesy jako dziennikarz w branży elektronicznej, porzucił zupełnie świat muzyki. Niedoczekanie.
Ku zaskoczeniu fanów, w październiku 2007 Asfalt Records zapowiedziało „Oddycham smogiem” – wynik współpracy Smektały z dwoma producentami: Magierskim (czyli Magierą z duetu White House) oraz Małym72, która wyjść miała jednak dopiero na wiosnę 2008. I zdecydowanie opłacało się tyle czekać.
Bo flow Tymona w końcu zaskakiwało prawdziwą płynnością – artystę trudno nazwać „wymiataczem flow”, ale wystarczy porównać takie „Biuro” z dowolnym utworem ze „Zmysłów 5”, aby zauważyć, że raper wyzbył się największych wad swojego stylu. W końcu brzmiał w pełni naturalnie, a dawkowanie przerw między wersami, czy przedłużenia linijek, by wyjść kilkoma słowami poza takt, ukazywały swobodę, jakiej nabrał przez sześć lat wrocławianin. Nieco zaskakująca mogła wydawać się za to prostota tekstów Smektały – zupełny brak one-linerów, niezbyt skomplikowane rymy (niekiedy wręcz sprawiające wrażenie nieco wymuszonych), trudno doszukać się niesamowicie błyskotliwych obserwacji. Wynika to jednak z charakterystyki albumu. Tymon tkwi blisko rzeczywistości – jest jednym z przechodniów, biegnących w sobie znanym kierunku, zauważającym zapętlanie trybów wielkomiejskiego środowiska. Stąd wynika chęć buntu i może dlatego tak pragnie miłości, bo ta jest jedynym wybawieniem od „oddychania smogiem”. Kiedy inni raperzy poświęciliby danej sprawie dwa wersy, Smektała traktuje go jako jeden z dłuższych wątków w utworze, wyczerpując do momentu, w którym wydaje się, że nie miałby już nic więcej do dodania. Przy czym zupełnie nie męczy. Oczywiście można by było pokusić się o stwierdzenie, że pomaga w tym długość materiału (niecałe 30 minut), z czego aż jedna trzecia to utwory instrumentalne. Z tym, że po przesłuchaniu całości „Oddycham smogiem” pragnie się więcej. A to już chyba o czymś świadczy.
Nie należy zapominać jednak o pozostałych bohaterach albumu. „Oddycham smogiem” ukazuje, jak bardzo hip-hopowa stylistyka ogranicza Magierę. Z pomocą Małego72, reprezentant White House Records zafundował nu-jazzowe, ciemno brzmiące produkcje momentalnie przywołują skojarzenia z produkcjami, wypuszczanymi przez Ninja Tune. Otwierający album, instrumentalny „Track12 (Szumoszmeryszepty)” mógłby uchodzić za utwór wczesnego The Cinematic Orchestra. To ta sama umiejętność wkładania emocji w utwory, podkreślania żywych instrumentów elektronicznymi motywami i uzupełniania tła tak, by działało na korzyść klimatu utworu. Dlatego też nie dziwi gościnny, producencki udział Igora Pudło ze Skalpela w „Hipisie (W międzyczasie)”. Były reprezentant londyńskiej wytwórni z potraktowanym downtempowo orientalnie wybrzmiewającym motywem, wzmocnionym dynamicznie ciętymi samplami i wyłaniającym się saksofonem, idealnie wpisał się w klimat albumu. Albumu, opartego na melancholijnie brzmiących produkcjach, powolnych tempach, żywej perkusji (chociaż nawet gdy wybrzmiewa z automatu, programowana jest w taki sposób, aby tworzyć takie wrażenie) ze słabością do dźwięków wibrafonu i ksylofonu. Aż szkoda, że kolejne części „Kodexu” są pozbawione tego typu klimatów. Bo nie da się ukryć – „Oddycham smogiem” to produkcja światowej klasy.
Jednak z bohaterów albumu to właśnie Tymon poświęcił się braniu udziału w produkcjach, będących polskimi produktami eksportowymi. Raper pracuje aktualnie w Techlandzie, będąc producentem gry „Dying Light”, osiągającej na całym świecie spory sukces. Co prawda, na początku 2014 wziął udział we wspólnym wrocławskim utworze pod banderą White House’u, jednak póki co wygląda na to, że to jednorazowy powrót. Wolałbym się mylić. Szczególnie, że "Oddycham smogiem" to jedna z najciekawszych pozycji, jakie miał do zaoferowania polski hip-hop.