Ten Typ Mes "Trzeba Było Zostać Dresiarzem" - recenzja
Ten Typ Mes wraca z nowym albumem jednak zamiast zamachiwać się na przeciętność czy kandydować na szaleńca ogłasza: Trzeba było zostać dresiarzem. Zmienia także gości, wśród których jedynym rapującym jest Peja, a towarzyszą mu mocne nazwiska z innych muzycznych kręgów, od Olafa Deriglasoffa po Andrzeja Dąbrowskiego. Co z tego wszystkiego wynikło?
Album zdecydowanie różniący się od tego, co w ostatnich latach prezentował nam warszawski raper. Podczas gdy na wszystkich solówkach mocno stawiał na osobiste treści, wciągając nas w swoje życie, w swoją ideologię, buntując się przeciw obowiązującym normom i trendom i będąc "na poziomie szczerości, który zawstydza innych" tym razem... wychodzi trochę poza własną opowieść. Wycofuje się trochę na bok, zarazem bystro patrząc wokół siebie jak i w przeszłość i serwując nam portret obecnej rzeczywistości, widzianej przez mesowy pryzmat. Tak jak na poprzednich projektach opisywane otoczenie było albo kręgiem najbliższych znajomych Mesa, albo środowiskami, na które patrzył krzywo, tak teraz dominują historie zwykłe, codzienne, przedstawione z socjologicznym zacięciem i akcentem na polską specyfikę. Ten Typ zapowiadał, że będzie chciał ukazać "dresów i Januszy jako polski folklor" i słychać to wyraźnie. Peany zamiast wypasionych fur zbiera swojski Ikarus, wymarzoną scenerię w miejsce kalifornijskich plaż tworzy działka w środku miasta, bohaterem staje się warszawski taksówkarz a społeczne mechanizmy opisywane są na przykładzie "typowego Janusza", klubowego ochroniarza, spiętej dresiary, czy przeciętnych Polaków śniących o "hajlajfie".
Nie brak rzecz jasna i autorefleksji. Sporo rozważań wywołanych jest 30-tką na karku, "ponaglającą" do dojrzałości, każącą rozejrzeć się wokół i spojrzeć, gdzie są teraz obecni lub dawni znajomi. Trzeźwe spojrzenie na swoją twórczość i pozycję Mes serwuje nam w "Asie" nagranym z Andrzejem Dąbrowskim, odzierając się artystyczno-alkopoligamicznej zbroi, goniący czas słyszymy wyraźnie w "Ponagla mnie" a postępujące różnice perspektyw w związku z życiowymi wydarzeniami w "Nie skumasz jak to jest". Jednocześnie poza ponagleniem owa 30-tka wywołuje spojrzenie w tył - od tytułowego i przewijającego się w pierwszym singlu wspomnienia Tego Typa Dresa w brudnych Reebokach, poprzez przywołanie młodzieńczych motywów i zachowań, aż po sięgającą aż do młodości dziadka refleksję snutą w numerze "W autobusie z cmentarza"
Single zwiastowały gatunkowy odlot, jednak przy całej przekrojowości i sięganiu w przeróżne strony Mes twardo tkwi w hip-hopowym korzeniu. Obok połamanych, bardziej eksperymentalnych podkładów, takich jak "Nuda", "Co u żuka" czy "Tul petardę" (swoją drogą chyba właśnie te momenty, razem z "Januszem Andrzejem Nowakiem" wypadają najmniej okazale) mamy soczyste pulsacje z kalifornijskim posmakiem, jazzrapową głębię A Tribe Called Quest czy southową energię. Mamy leniwie brzmiącą "Ikarusałkę", chilloutowe, ale podkręcające tempo "Oni wciąż biegają" czy też żywsze momenty, pozwalające Mesowi bardziej powyginać i pogimnastykować flow. Poza typowymi technicznymi zabiegami i coraz lepszymi wstawkami śpiewanymi (szczególnie refreny z "Ikarusałki" i "Ponagla mnie" mocno wbijają się w głowę) mamy smaczki pokroju zagęszczenia szeleszczących głosek przy nawijaniu o... szeleszczących dresach w "Trzea było" czy tempo nawijki podkręcane razem z tempem bohaterów w "Oni wciąż biegają"). Podobnie "Nuda" wydaje się kazać Typowi ćwiczyć nie 4 flow na koncert, a 24 flow na zwrotkę. Całościowo robi to wrażenie, choć czasem kombinacji z formą w samym rapie wydaje się aż za dużo - i na tym tle ożywczy kontrast stanowi nawinięty prosto, z pazurem spontan "Auta", przy którym przed oczami mam właśnie młodego łysego Mesa w szerokich ortalionach. W całym arsenale sztuczek, artystycznych miksów, analiz i demonstrowania możliwości warsztatowych jedynie takich momentów, mocnych i surowszych w kwestii nawijki trochę mi tu brakuje.
"Trzeba było zostać dresiarzem" to album wyraźnie odróżniający się od poprzednich solówek Mesa. Zamiast buntu i stawiania się w opozycji do trendów i mód mamy tu raczej wsiąknięcie w to, co swojskie i bystre, pozytywnie zabarwione obserwacje polskiego folkloru i wyjątkowości. Wszystko wsparte porcją autobiograficznych strzałów i warsztatem, obejmującym pełen wachlarz flow i coraz bardziej chwytliwe refreny, a także gośćmi z różnych muzycznych bajek, przez co w efekcie dostajemy kolaż intrygujący i wart uwagi. Idealnie na wiosenną pogodę, gdy chce się nabrać trochę pozytywnej energii, a zarazem pobudzić szare komórki do refleksji. Cieszy więc, że tytułową refleksję Mes wysunął dopiero teraz, gdy na rozważenie jej na poważnie jest raczej za późno - rapowa scena jego nieobecność odczułaby bowiem dużo dotkliwiej niż osiedlowa. Ten Typ Mes > Ten Typ Dres a za nowy krążek żuk od psora dostaje 5 z małym minusem i świadectwo z trzema paskami.
Z tym kolarzem my fault - oczywiście, że chodziło o kolaż, wszystko przez te auta, taksówki i ikarusy ;)