Flint "Stary, dobry Flint" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-11-21 16:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 3)

Flint już nie raz i nie dwa udowodnił swoją wartość: ma na koncie mistrzostwo WBW, udany beef z Bośniakiem oraz kilka pozytywnie odebranych albumów. Dlaczego zatem nie udało mu się jeszcze przebić do szerszego grona odbiorców, a jego popularność jest raczej dyskusyjna? Przecież to MC, który – przynajmniej na papierze – jest kompletny. Najnowszy krążek Flinta został wydany przy pomocy Koka Beats, i o ile na efekty marketingowe tej współpracy trzeba jeszcze nieco poczekać, to zawartość krążka możemy ocenić już dzisiaj.

Warszawski raper zawsze utrzymywał stabilny poziom swoich produkcji i raczej nie zwykł popełniać większych artystycznych błędów. Był pracowity, konsekwentny i nieustannie głodny mikrofonu. Podobnie jest i tym razem – kupując „Starego, dobrego Flinta” możecie liczyć na słuszną dawkę niezłego rapu na dobrych bitach. To tak w skrócie, bo jeżeli się przyjrzymy całości nieco bliżej, to okaże się, że paradoksalnie ta poprawność jest największym przekleństwem tego wydawnictwa. Oczywiście ciężko jest mówić o rozczarowaniu podczas gdy wszystko - w mniejszym lub większym stopniu - gra jak trzeba. Z drugiej strony trzeba przyznać, że słuchając którejś z kolei niezłej zwrotki na kolejnym niezłym podkładzie, odczuwamy lekkie znużenie. Mi osobiście brakuje tu szaleństwa, podjęcia większego ryzyka, tak pod względem warsztatowym jak i lirycznym. Zaangażowanie do pracy nad albumem „prawdziwych” muzyków jest bardzo miłym początkiem, ale to wciąż za mało. Dostajemy podręcznikowo dobre bity, których słucha się z przyjemnością (a niektórych, tak jak "Sieję dobro, sieję zło" czy "Kobiety", z naprawdę wielką), ale za rok nie będziemy wspominać zbyt wielu z nich.

Jeżeli chodzi o rap, Flint prezentuje nam proste, nieprzekombinowane, zadowalające flow. Za to technicznie nie wychyla się przed szereg. Ponadto bywa, że brak mu charyzmy, na co dowodem są goście, którzy może nie przyćmiewają gospodarza, ale potrafią podczas swoich zwrotek odwrócić od niego uwagę. Pamiętajmy jednak o tytule krążka, który sugeruje konkretną spójność artystyczną w brzmieniu oraz tekstach. Flint w wywiadzie dla Rap Sesji przyznał, że pragnął zmierzyć się z klasycznymi tematami hip-hopowych utworów, a co za tym idzie, usłyszymy kilka wersów o rapie, parę zwrotek o kobietach czy też opowieści prosto z osiedla... Autor podjął pewne ryzyko, biorąc na warsztat tak wysłużone tematy, ale rozprawił się z nimi całkiem zgrabnie. Choć trzeba przyznać, że najciekawsze są te złośliwe i nierzadko autoironiczne wersy Flinta, których chciałoby się więcej: "Odpalam brykę, skrobię szybę czyimś demo/I wyrzucam to gówno, bo w schowku mam ze 100 sztuk tego". Takie linijki w intrygujący sposób nakreślają charakter rapera. Czujemy większą sympatię, słysząc człowieka o skrajnych - a tym samym ludzkich - emocjach i cechach.

Szkoda, że Flint nie poszedł nieco dalej w tym kierunku, ponieważ wydaje mi się, że to właśnie bezbarwność jest największą bolączką "Starego, dobrego Flinta". Jednak czy sięga ona takiego poziomu, by przekreślić ten album? Myślę, że nie. To przyjemna płyta i jestem skłonny ją Wam polecić. Zwłaszcza teraz, gdy nie pojawiło się na scenie zbyt wiele lepszych pozycji. Ode mnie trójka z plusem i czekam na kolejny krążek.

Kamil1989
Bun B - Trill O.G. Dlaczego nic o tym nie piszecie?
Anonim
Muszę przyznać, że miałem dokładnie te same odczucie. Rap jak najbardziej poprawny, ale właśnie bez mocniejszego wyrazu.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>