Meek Mill "Dreams And Nightmares" - recenzja
Twój ostatni mixtape bije rekord ilości ściągnięć, docierając w niespełna dobę do 2 milionów osób, wydajesz się przeskakiwać momentami zainteresowaniem swojego szefa, który od kilku lat zgarnia tytuły najbardziej wpływowych ludzi w biznesie a Nas nazywa cię "jednym z ostatnich autentycznych głosów ulic". Czy w takiej sytuacji łatwo sprostać presji debiutu, gdy wszyscy oczekują kolejnych sprzedażowych rekordów i materiału na miarę płyty roku?
Pytanie retoryczne. A jak poradził sobie w powyższej sytuacji Meek Mill?
Wbrew pozorom - tytuł pasuje tu świetnie, obok "numerów marzeń", ścinających z nóg bitem, energią, charyzmą czy ładunkiem emocji dostajemy parę takich, przy których określenie "koszmar" siedzi jak ulał. I zaczyna się to już przy intrze, gdzie świetny i przyprawiający o ciary wstęp przechodzi w połowie w trapowe dudnienie, nie wyróżniające się niczym, poza tym, że przemienia atut Meeka w postaci mocnego wyrazistego głosu we wrażenie krzykacza przebijającego się przez agresywny podkład. Dalej jest podobnie. Genialne "Maybach Curtains" (gdzie Nas nie spycha gospodarza na drugi plan) czy naładowane emocjami do granic "Traumatized" albo mocarne "Young Kings". A obok tego będące kopią kopii z kopii rozmemłane i dodatkowo podkręcone autotune'em "Young & Gettin It" czy "Believe It" brzmiące jak odrzut z mixtape'u. Tak, selekcja i produkcja wykonawcza to to, co na tej płycie leży najbardziej.
A szkoda, bo wielkich momentów trochę jest. Wspomniane trzy numery, które robią ogromne wrażenie i idealnie potwierdzają zdanie Nasa, szczere i uderzające "Who Your Around", flirciarskie "Lay Up", bardziej uliczne "Polo & Shell Tops". Wszystko to pokazuje, dlaczego wokół Meeka zrobiło się w tym roku tyle zamieszania. Ogromna charyzma czy - jak to określił jeden z moich znajomych - petarda w głosie, które sprawiają, że z pozoru prostych i dobrze znanych historii słucha się z zaciekawieniem i zaintrygowaniem, nie pytając czy to prawda, bo "na plecach ją czuć". Wprawdzie sama stylówka czy flow nie należą do najbardziej giętkich i wyrazistych a nad różnicowaniem sposobów nawijki można by popracować (choć wejście na przyspieszeniu w "My Moment" u Dramy robi wrażenie), ale Meek nadrabia je innymi atutami. Gdy nawija o zemście na mordercy swojego ojca w "Traumatized" to ciężko nie mieć ciarek a gdy wchodzi w opcję "dreamchasingu" to jest w tym tak zaraźliwy, że aż chce się ruszyć dupę i iść po marzenia. Gdyby wybrać z tego EP-kę to rzeczywiście byłaby jedna z mocniejszych pozycji ad 2012.
A tak? Nierówny album z przebłyskami ogromnego talentu i charyzmy, do którego w całości wracać nie będę, ale do poszczególnych numerów jak najbardziej. W zestawieniu z rozbuchanymi zapowiedziami i oczekiwaniami tylko 3+, ale z pięknym widokiem na przyszłość, każącym twierdzić, że drugi lub trzeci legal może być juz strzałem, który na dobre zatrzęsie branżą. Mainstream pozyskał bowiem kolejną charakterną figurę, wnoszącą to, czego dziś mu najbardziej brak - autentyczność i jaja.