Niektórzy widzą w nim jednego z największych w historii, niepodrabialnego oryginała, charyzmatyczną mieszankę Tupaca i Notoriousa B.I.G. Inni - przecenianego krzykacza z talentem co najwyżej do pakowania się w kłopoty. Mało kto budzi aż tak ambiwalentne odczucia, co Earl Simmons, znany szerzej jako DMX.
Już 11 września światło dzienne ujrzy siódmy longplay w dorobku rapera - Undisputed. Aż trudno uwierzyć, że artysta, który w ostatnich latach pojawiał się raczej na łamach pudelkowatych szmatławców, niż mediów poświęconych muzyce, a wypuszczony przez niego niedawno singiel "I Don't Dance" nie przekroczył nawet bariery pół miliona wyświetleń na Youtubie - pod koniec ubiegłego tysiąclecia był na absolutnym szczycie list sprzedaży. Liczby? A proszę bardzo - jego pierwsze trzy płyty sprzedały się w nieosiągalnym obecnie nakładzie piętnastu milionów egzemplarzy, łącznie sprzedał ich dwa razy więcej.
Ten fenomen tłumaczono w sposób mało skomplikowany - DMX pojawił się po prostu w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu. Po tragicznych śmierciach Tupaca i Biggiego, świat hip-hopu potrzebował ich naturalnego następcy, kogoś, kto będzie w stanie wypełnić tę ogromną lukę. Wtedy właśnie wyłonił się DMX - charyzmatyczny raper z trudną przeszłością, owiany intrygującą nutą tajemniczości.
Hip-hop miał nową, wielką osobistość. Nikt chyba wówczas nie przypuszczał, że za raptem kilka lat jego ksywka będzie się kojarzyć raczej z panczlajnem, niż muzykiem z czołowych miejsc Billboardu.
A jednak.
STEREOTYPY TRZY
W jednym z wywiadów dla amerykańskiej prasy, DMX powiedział, że daleko mu do miana stereotypowego rapera. Dużo w tych słowach prawdy, faktem jest jednak, że nie od wszystkich stereotypów zdołał uciec. Wychowywał się - jak nakazuje niepisane prawo hiphopowca - w trudnych warunkach, w dzielnicy, która być może nie posiada w sobie romantyzmu Brooklynu albo Queensbridge, ale jest równie nieprzyjemna - Yonkers. Ojca nie było, pieniędzy też nie. W dodatku matka zupełnie nie radziła sobie z wychowaniem swojego syna i pięciu córek. Dlatego Earl szybko wziął sprawy w swoje ręce. I tu kolejny stereotyp: szukając inspiracji i życiowych porad, a nade wszystko - pieniędzy, zwrócił się w stronę ulicy. Imponowali mu przede wszystkim handlarze narkotyków; podziwiał ich stylowe ciuchy, poupychane we wszystkich kieszeniach zwitki banknotów, a przede wszystkim brak poszanowania dla ogólnie przyjętych norm wartości. Jak nietrudno się domyślić, wówczas pojawiły się jego pierwsze problemy z prawem. Otrzymał kilka wyroków, między innymi za kradzieże i handel narkotykami, mniej więcej wtedy przyszedł również czas na pierwsze obserwacje. "Widziałem, co się z nimi stało. Z handlarzami, złodziejami... Ten poszedł do pudła, tamci dwaj zostali zamordowani... Musiałem się uwolnić z tego piekielnego kręgu" - mówił.
I to uwolnienie nadeszło - pomogła muzyka. Zaczynał jako beatboxer i DJ w pomniejszych klubach muzycznych, wkrótce chwycił również za mikrofon. "Szybko dostrzegłem, że całą uwagę skupiali na sobie raperzy - tłumaczył w wywiadzie z 1998 roku. - Powiedziałem do siebie: cholera jasna, trzeba być raperem! Raper to jest dopiero ktoś!"
Jak powiedział, tak zrobił. Dzięki coraz to większym sukcesom w lokalnych bitwach freestyle'owych, DMX wylądował w "Unsigned Hype" - słynnej rubryce pisma The Source, która skupia się na wyławianiu młodych zdolnych bez kontraktu w wielkiej wytwórni. W przypadku Simmonsa, taki stan rzeczy utrzymywał się ledwie przez moment; zaraz zgłosiło się do niego Ruffhouse Records, oficyna, do której należeli chociażby Fugees. Niedługo potem młody raper wydał swój pierwszy singiel - "Born Loser". Już wtedy słychać było cechy, dzięki którym za kilka lat sprzeda kilkadziesiąt milionów płyt - głód mikrofonu, charyzmę, niepodrabialny głos, dosadność tekstów. Jednak singiel nie zrobił wielkiej furory, ba, nie zrobił żadnej furory. Tak to tłumaczył sam raper: "Wytwórnia chciała umieścić mnie za plecami innych grup. A ja nie chciałem czekać. Fajnie, że ostatecznie zgodzili się unieważnić mój kontrakt."
W 1995 roku wydał - tym razem własnym sumptem - kolejny singiel, "Make A Move" (jego zremiksowana wersja pojawi się później na "... And Then There Was X"). Ten utwór również przeszedł bez większego echa, na domiar złego DMX trafił do więzienia za posiadanie narkotyków. Potem zniknął gdzieś na dwa lata, by zaraz po powrocie do muzyki odbudować swoją karierę dzięki serii mixtape'ów patronowanych przez DJ'a Clue. Wtedy też przyszło to, o czym marzył wówczas chyba każdy raper - podpisanie kontraktu z wytwórnią Def Jam, czyli miejscem kultu dla wielu hip-hopowych głów. Nic więc dziwnego, że to wydarzenie było potężnym kopem, który zapoczątkował wielką karierę DMX'a. Podobnie jak w obecnych czasach robi to chociażby 2 Chainz, Simmons budował hype przed swoim oficjalnym debiutem występami gościnnymi. I tak zwrotki DMX'a można było usłyszeć w utworach LL Cool J'a, Ice Cube'a, Mase'a czy swoich kumpli z grupy The LOX.
BUNTOWNIK Z WYBORU
Pomogło. Debiutancki "It's Dark And Hell It's Hot" sprzedał się w pierwszym tygodniu od debiutu w nakładzie ćwierć miliona egzemplarzy i zameldował się na pierwszym miejscu Billboardu, detronizując tym samym płytę Gartha Brooksa, popularnego piosenkarza country. Ale DMX nie spoczął bynajmniej na laurach: nie minęło pół roku, a na półki sklepowe trafił kolejny krążek podpisany jego ksywką - "Flesh On My Flesh, Blood On My Blood", który również wspiął się na szczyt list sprzedaży. Został drugim artystą w historii hip-hopu, którego dwa albumy zadebiutowały w tym samym roku na pierwszym miejscu Billboardu (podobnej sztuki dokonał wcześniej Tupac).
Nie było już ratunku - DMX stał się megagwiazdą. Słuchaczy fascynowała przede wszystkim jego umiejętność łączenia sfery sacrum ze sferą profanum. Na swoich płytach duchowe udręki mieszał z narracją o grzechach ulicy, modlitwy skierowane ku Bogu - z dosadnymi opisami przeróżnych zbrodni i wykroczeń, świętość - z nieczystością. To wszystko składało się na jedną, złożoną do granic możliwości osobowość. Mówiono o nim: Johnny Cash hip-hopu. Czasem ta złożoność wymykała się spod kontroli. Znana jest jego miłość do psów, daje jej upust na praktycznie każdej płycie. Na plecach ma nawet wytatuowane "One Love Boomer", hołd dla swojego pitbulla, który wpadł pod koła samochodu. Ale jednocześnie nie przeszkodziło to DMX'owi w byciu skazanym za... znęcanie się nad zwierzętami. To nie żart - policjanci niejednokrotnie znajdowali w jego posiadłościach zagryzione, wygłodzone psy przetrzymywane w nieludzkich warunkach. W utworze "Angels", DMX rapuje: "What you got goin' on inside you is a war/Between good and evil" - i trudno się z tymi słowami nie zgodzić.
"Ludzie potrzebowali buntownika - tłumaczy B-Real, frontman Cypress Hill. - I w taki właśnie sposób postrzegano DMX'a."
DMX był powiewem nowej jakości, jaskrawym kolorem na czarno-białej mapie mainstreamowego hip-hopu, który lirycznie coraz bardziej przypominał magazyn "Glamour". Chropowaty głos, dosadność tekstów, charakterystyczne produkcje od Swizz Beatza czy Damu Grease'a - to wszystko imponowało. A przede wszystkim - imponowały prawdziwość i wiarygodność, które zarówno wówczas, jak i obecnie, w czasach, kiedy szczyty popularności osiąga były policjant rapujący o handlu kokainą, są towarem deficytowym. "Jestem prawdziwy - zapewnia DMX. - Ludziom się to podoba. Nigdy nie wcisnąłem im kitu, nigdy nie zrobiłem z nich idiotów."
Pod koniec lat 90. DMX nie uniknął porównań do zmarłego niedawno Tupaca. B-Real: "Był jego naturalnym następcą. Posiadał energię i charyzmę, które charakteryzowały również Paca." Porównania tego rodzaju dla wielu raperów byłyby zaszczytem, nie dla DMX'a. "Ludzie nie wiedzą o czym mówią - zaznaczał. - Nie jestem żadnym drugim Tupaciem, jestem pierwszym DMX'em."
Mimo wszystko - wiele ich łączyło. Na przykład obaj byli aktorami, i to całkiem dobrymi. O ile pierwszy film z udziałem DMX'a - wyreżyserowany przez Hype'a Williamsa "Belly", gdzie wystąpili również Nas czy Method Man - okazał się komercyjnym niewypałem, o tyle na "Romeo musi umrzeć" czy "Mrocznej dzielnicy" sale kinowe były zapełnione, a sam Simmons wszedł do wąskiego grona raperów, którym powiodło się nie tylko w muzyce, ale i filmie. O tym, że cieszył się niewyobrażalną wręcz popularnością niech świadczy fakt, że w 2003 roku przeszedł do historii jako pierwszy muzyk, który pięć razy z rzędu debiutował na szczycie list Billboardu. W tymże roku film z jego udziałem - "Od kołyski aż po grób" (w reżyserii Andrzeja Bartkowiaka) zarobił niespełna 60 milionów dolarów.
Wydawało się, że zbudował niemożliwe do podbicia imperium. Nic z tego.
Nawet w okresie swojej największej popularności, DMX stale zmagał się z prawem. A to posiadanie broni, a to pobicie ochroniarza, a to oskarżenie o gwałt na striptizerce. Czasem wyglądało to wręcz absurdalnie: na przykład wtedy, gdy w Trinidadzie i Tobago trafił za kraty z powodu używania wulgarnego języka albo wtedy, gdy udawał policjanta i straszył mandatem kogoś, kto zdaniem Simmonsa jechał zbyt wolno samochodem. Gdyby skopiować z Wikipedii spis (niepełny!) jego wykroczeń i skopiować do Worda, zająłby on półtorej strony.To może bawić, z pewnością nie bawią jednak jego niekończące się problemy z narkotykami. Zażywał je jeszcze przed rozpoczęciem wielkiej kariery, ona te skłonności tylko wzmożyła. Wielokrotnie lądował w ośrodkach odwykowych, a opuszczał je tylko i wyłącznie po to, by zaraz do nich wrócić. Dlatego najpopularniejszym wyjaśnieniem jego upadku są właśnie narkotyki. Ot, jedna z wielu gwiazd zniszczonych przez dragi - nie on pierwszy, nie ostatni.
Ale sam DMX ma na ten temat odmienne zdanie. Owszem, przyznaje, że narkotyki na pewno mu nie pomogły, ale za główny powód swojego gwałtownego spadku, podaje... Jaya-Z.
"Pieprzyć Jaya-Z!"
Poznali się - o czym mało kto wie - już na początku lat 90. Mieszkali w różnych dzielnicach (DMX w Yonkers, Jay w Brooklynie), ale spotykali się regularnie na bitwach freestyle'owych. Już wtedy za sobą - delikatnie mówiąc - nie przepadali. "X był niepodzielnym mistrzem bitew - mówił Irv Gotii, producent, który miał okazję poznać obydwu panów. - Ale wtedy pojawił się Jay. X go nienawidził, bo jak sam mówił, w kilku bitwach jego zwycięstwo nie było wcale takie oczywiste."
Niemniej, w końcu zostali przyjaciółmi. Trafili pod skrzydła tej samej wytwórni, współpracowali ze sobą przy nagrywaniu utworów, ruszyli razem w Hard Knock Tour, jedną z największych amerykańskich tras koncertowych 1999 roku. DMX: "Byliśmy dobrymi kumplami. Może nie przyjaciółmi, ale kumplami - jak najbardziej. Jay zapraszał mnie do swojej posiadłości, gdzie od czasu do czasu nagrywaliśmy jakąś nową muzykę, ale zdecydowanie częściej piliśmy i graliśmy w bilard. Po prostu dobrze się bawiliśmy."
Sielanka dobiegła końca pięć lat później, gdy Jay-Z został CEO wytwórni Def Jam. "Hova dostał tę robotę, zadzwonił do mnie i powiedział, że teraz wszystko będzie w porządku, swojak jest w zarządzie - tłumaczył DMX. - No więc nagrałem album, Jay pomógł mi w wyborze singla, nakręciłem teledysk. I co się stało? Jay wyjechał na wakacje, a gdy wrócił, stwierdził, że nie wie, co dalej z moim krążkiem. Wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Starał się po prostu wyeliminować konkurencję."
DMX zmuszony był opuścić Def Jam, a pod swoje skrzydła przygarnęła go oficyna Sony. W 2006 roku wydał swój szósty, póki co ostatni, album - "Year Of The Dog... Again". Zamieszanie z wytwórnią miało swój wydźwięk na listach sprzedaży - był to pierwszy krążek w karierze rapera z Yonkers, który nie zadebiutował na samym szczycie Billboardu. Choć jak mówi dość popularna pogłoska, do pierwszego miejsca zabrakło mu... stu sprzedanych egzemplarzy. Można być pewnym, że ludzie z Cash Money nie doprowadziliby do takiej sytuacji.
W listopadzie 2010 roku DMX grał koncert w małym miasteczku gdzieś w Arizonie. Ktoś z widowni wykrzyczał: "co z Jayem-Z?". Raper odpowiedział krótko, acz dobitnie: "pieprzyć Jaya-Z!". W wywiadach powtarzał mniej więcej to samo, często dodając, że Jay "nie ma duszy". Ponoć mniej więcej w tamtym okresie Hova zadzwonił do Swizz Beatza - przyjaciela obu raperów - tłumacząc, że X niepotrzebnie wypowiedział te słowa, bo on sam chciałby zakończyć beef i nagrać wspólny kawałek. Simmons nie chciał nawet o tym słyszeć. "Mówić to sobie można. A gdzie konkrety?" - pytał.
CO DALEJ?
Od wydania swojej ostatniej płyty aż do teraz życie DMX'a odbywało się pomiędzy celą więzienną a kliniką odwykową. Gdy wydawało się już, że lada moment raper powróci do swojej muzycznej kariery, zaraz sięgał po alkohol albo narkotyki, ewentualnie jechał bez prawa jazdy, i ponownie wracał do więzienia. Obiecująco wyglądał na przykład rok 2010. Na rynku miały się wtedy pojawić aż dwa nowe wydawnictwa: jedno stricte rapowe, drugie natomiast - utrzymane w stylistyce gospel. Mimo że - według słów Simmonsa - oba albumy zostały ukończone, ostatecznie nie doszło do ich wydania. Żadna wytwórnia nie chciała najprawdopodobniej brać odpowiedzialności za rapera o tak burzliwym charakterze. I coraz bardziej wątpliwej renomie. Jego ksywka zdecydowanie częściej pojawiała się wówczas w kontekście kryminalno-skandalicznym, rzadko kiedy informowano o jego dokonaniach czysto muzycznych. Media interesowały się raczej skandalami z DMX'em w roli głównej; szeroko cytowane były na przykład słowa Tashery Simmons, wieloletniej partnerki rapera, która zdradziła, że w trakcie ich związku, DMX spłodził kilkoro dzieci innym kobietom.
Nastawienie mediów zmieniło się nieco wraz z nastaniem tego roku. Wprawdzie portale internetowe wciąż informują o jego wyskokach (np. ostatnio o kontuzji, której nabawił się, jeżdżąc na quadzie), ale przeważają raczej informacje związane stricte z muzyką. A jest o czym pisać. W maju pojawiła się darmowa EPka rapera - "The Weight In", a wielokrotnie odkładany krążek "Undisputed" doczekał się ostatecznej - miejmy nadzieję - daty wydania, tj. 11. września. Poznaliśmy już również promujący płytę singiel - "I Don't Dance" z gościnnym udziałem Machine Gun Kelly'ego.
Ale co chyba najważniejsze, zmieniło się również nastawienie samego DMX'a. W wywiadach powtarza, że teraz liczą się dla niego tylko dwie rzeczy: muzyka i zjednoczenie ze sobą dziesięcioro potomstwa. I choć na forach internetowych wciąż roi się od opinii, że ponowne zamknięcie DMX'a jest tylko kwestią czasu, raper stanowczo odpowiada: "Zrozumiałem, że chcę i potrzebuję zmiany. Ostatnimi czasy, gdy wychodziłem z więzienia, jedyne, o czym myślałem, to alkohol. Teraz myślę tylko i wyłącznie o muzyce, i na niej się skupiam."
Trzymamy za słowo, hip-hop potrzebuje kogoś takiego jak DMX, bezkompromisowego zawadiaki, który potrafi prosto z mostu wypalić, co myśli o Drake'u, Ricku Rossie (ponoć proponował DMX'owi kontrakt z jego Maybach Music Group) czy Jayu-Z. I nawet jeżeli "Undisputed" nie dorówna jego wcześniejszym muzycznym dokonaniom - trudno. Ważne, że DMX powraca do muzyki. Chyba.
W zeszłym miesiącu reprezentant nowojorskiej ekipy Griselda, Benny The Butcher po raz pierwszy pojawił się w Polsce w ramach swojej światowej trasy...
>przyjacielami
chłopaki, ogarnijcie to bo wstyd
Propsy za artukuł, za wykonanie jak i wogole za chęc napisania o DMX-ie.
Mnie ciekawi czy naprawde Jay-z byl takim skurwielem aby utrudnić DMX-owi utzrymanie sie na szczycie ale tego sie niedowiemy.
Czekam na płyte i mam nadzije że go nie zamknąnarzie za nic ;P chyba ze bedzie niska spzredaz to dla komercji coś nabroi ;D
Dzięki za artykuł. Dobrym bonusem, albo prologiem jak kto woli jest film Behind the Music - DMX http://www.youtube.com/watch?v=4CmUuJxvojI&feature=related [bez reklam]. Pokazuje postać tego ponad czasowego rapera trochę szerzej, aczkolwiek tylko do 2006. Jaka będzie płyta, to czas nie długo pokaże. Nie pasują mi te skatowane psy do tego wszystkiego, ale kto wie, może to przez ten jebany crack.
czekam na tego wariata - debiut to mój osobisty KLASYK!!
Kolejny muzyk zniszczony przez iluminatów (czyt. Jay-Z)
świetny artykuł, naprawdę wielkie, wielkie gratulacje :)
Spoko artykuł ale troche info prosto z gazet i telewizji nie do końca prawdziwych ale to szczegół... Moim zdaniem DMX dobrze zrobił, że olał oficerów, drejków i lil wejnów (nawet ich poleciał w radiu) bo na tym by ucierpiał jego wizerunek prawdziwego człowieka a jak wiadomo panowie wspomniani wcześniej to banda udawanych pajaców kreowanych na gangsterów (kto tego w ogóle słucha chyba tylko idioci). Co do nowej płyty to na prawdę zasługuje aby znaleźć się ponownie na szczytach list, na pewno duże grono słuchaczy z PL sie do tego powinna przyczynić kupując to LP. Spodziewałem się energii na trackach po tak dużej przerwie spowodowanej takimi życiowymi zawirowaniami i nie zawiodłem się. Szkoda tylko, że sporą część kawałków znamy już nawet od 2009 roku tyle tylko że w kiepskiej jakości były udostępnione w necie... Wiadomo illuminati hehe (Fuck Gay-Z)... Album poprzedzony był ciekawą epką to prawda, na której m.in. DMX wraz ze Snoop Dogiem odkurzyli klasyczny bit Dr. Dre, gdzie X składa m.in. hołd dla Ś.P. Big Nate Dogga (wielka Szkoda że nic razem nie nagrali za życia)...
A propos dwupłytowego albumu, który miał się ukazać ponad dwa lata temu bodajże, to według słów Dmxa ta płyta się ukaże niedługo i będzie można ją dostać w fizycznej wersji (na ile X był świadomy tego co mówił nie wiadomo haha) a jest na co czekać bo spora część kawałków była nagrana na bitach zajebistych producentów i sporo refrenów głównie na wersje gospel dorzucił Tyrese Gibson. Zresztą w internecie krąży bootleg pod nazwą Walk With Me Now & You'll Fly With Me Later, na którym znajdują się kawałki przeznaczone na to wydawnictwo (warto sobie sprawdzić). Pozdrawaim, spoko się czytało nawet...
Czy ktoś wie kiedy w Polsce premiera i gdzie będzie można kupić krążek ???
DMX na zawsze props oby jaranie Cracku nie zniszczylo go tak jak Ś.P. ODB`iego
"to dla komercji coś nabroi" - ale ty jestes pojebany Easy. Może zniszczy samochod "dla komercji"? moze kogos zabije "dla komercji"? moze popełni samobójstwo "dla komercji"?
DMX - Who's Next - zajebisty numer z mixtejpu DJ Clue'e.
P.S. Propsy dla DMX'a za to, że jako jeden z niewielu mainstreamowych raperów nie wstydzi się rapować o Bogu i Jezusie, o swojej duchowności a nie tylko o materialnych nic nie wartych gównach.
Prawda jest taka, że więcej niż połowa "przestępstw" to są nakręcane przez media i tzw, illuminatów(satanistów rządzących przemysłem muzycznym)bajki i wymysły/wrabianie za sprzeciwienie się im i właśnie to o czym wspomniał autor w artykule - posiadanie własnego zdania i to, że jest charakterny. Płyta wychodzi już jutro na pewno ją sprawdzę i liczę na konkretny materiał. DMX zawsze na propsie.
Ten track rozpierdala kocich raperów - ALREADY.
Cat dmx nie rapuje o kotach, w gang slangu oznacza to że osoba jest tchórzem.
@WEST - podzielam sporą cześć komentarza.
@autor - przeczytaj artykuł po napisaniu albo sprawdź zawierane informacje przed jego publikacją, bo nie wiem czym to było spowodowane, ale parę chochlików, jak np. imię żony (TASHERA!) DMXa, Ci się wkradło. Mimo to, ogólny props za artykuł!
No i oczywiście - SPRAWDŹCIE to gówno.
Undisputed!
...Y'All niggas whisper, X is a crackhead
Aight fuck it, i'mma just crack heads...
"A przede wszystkim - imponowały prawdziwość i wiarygodność, które zarówno wówczas, jak i obecnie, w czasach, kiedy szczyty popularności osiąga były policjant rapujący o handlu kokainą, są towarem deficytowym."
O kim mowa?
@niezorientowany - być może autorowi znów się coś pochrzaniło i miał na myśli delikatnie opuchłego byłego pracownika więziennictwa, którego inicjały są takie same jak ekipy DMX, który lubi rozbijać się Maybachem... ?
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.