Wydawało się, że ten duet nie ma prawa dogadać się muzycznie. Banner to autor ostrego, minimalistycznego brzmienia w typowo southowym stylu. 9th'a znamy z ciepłych soulowych sampli i mocno niepołudniowego brzmienia.
Jednak postanowili połączyć siły i wspólnie stworzyć swoją odpowiedź na takie płyty jak Jaylib. A raczej odpowiedź na obecny stan czarnej muzyki, uznając, że po śmierci Michaela Jacksona zniknęła z niej dusza. Jak wyszło?
Naprawdę zaskakująco dobrze. Wydaje się, że łącząc przeciwności znaleźli złoty środek. Bity Bannera często mnie irytowały przez swój zbytni minimalizm, surowość i udziwnienie - by przywołać choćby jedyny track z "Tha Carter III", który skipuję czyli "La La La". Bity Wondera irytowały mnie często swoim rozmemłaniem, wtórnością, wciąż tymi samymi bębnami i brakiem charakteru. Tutaj nie uświadczymy żadnej z powyższych wad. Banner wniósł pazur a 9th ciepło i głębie i razem dopasowali się jak puzzle.
Myli się jednak ten, kto myśli, że akcenty rozłożone są pół na pół. David więcej rapuje a Wonder więcej produkuje. Dlatego całościowy wydźwięk w kwestii muzycznej jest raczej ciepły, a wokalne popisy takich postaci jak Erykah Badu, Marsha Ambrosius czy Anthony Hamilton dodają jeszcze więcej klimatu. Soczysta trąbka w "Be With You" daje kolorytu a połączone z beatboxem motywy country w "Stutter" wypadają naprawdę udanie. Całość prezentuje się dość klasycznie, ale i świeżo, sprawnie wplatając różne muzyczne wpływy i nie ograniczając się do prostych pętli.
Jak jest rapowo? Jeśli spodziewaliście się po Bannerze płytkich nawijek o niczym to bardzo pozytywnie się rozczarujecie. "Kiedy skończy się czas
południa chcę wiedzieć, że wnieśliśmy coś więcej niż złote zęby" -
nawija w ostatnim numerze, wychodząc naprzeciw tym, dla których
south=zło. David stwierdził, że chciał tym razem skupić się przede wszystkim na rapie a nie na produkcji, zrobić coś głębszego niż poprzednie solówki i udowodnić ludziom, że także jako MC potrafi wyróżnić się z tłumu i przekazać coś ważnego. Misja zakończona powodzeniem. Obok luźniejszych pozycji, wprawiających nas w dobry nastrój (singlowe "Slow Down") mamy też głębsze rozkminy i poważniejsze tematy, wyraziście rzucone na bit. Szczególnie polecam protest-song "Something Is Wrong" gdzie Banner w mega emocjonalny sposób wyrzuca to, co w nim siedzi. Wypowiadając wojnę miałkości i płytkości robią to więc na każdej płaszczyźnie.
"Death Of A Pop Star" to bez wątpienia jedna z ciekawszych pozycji ubiegłego roku. Łącząc surowość i pazur Bannera z ciepłem i głębią 9th Wondera obaj panowie dostarczyli nam chyba najlepszy krążek w swoim dorobku. Krążek, który wychodząc naprzeciw schematom ma szanse połączyć wiecznie gryzących się słuchaczy dwóch rapowych podgatunków - jeśli tylko oni sami będą tego chcieli. Czwórka z plusem.