Wielokrotnie napotykam się na komentarze, które wszystkim mainstreamowym hitom chciałyby odmówić "rapowości". Bo "ten to nie rap, nawet jak rapuje, ale takie bity to nie rap" czy "marny pop, przecież mieliście go zabijać a nie promować", nie mówiąc już o nieśmiertelnym "kiedyś to był hip-hop, prawdziwe głębokie treści, nie to, co teraz".
Tymczasem przygotowując się do niedawnego wykładu o korzeniach hip-hopowej kultury, który miałem przyjemność poprowadzić na warsztatach z cyklu Podkowa Freestyleśna i przeglądając "najpierwsze" rapowe akcenty w historii muzyki dostrzegłem, że tak naprawdę postacie takie jak Pitbull czy Flo Rida są dużo bliżej terminu "prawdziwy, korzenny hip-hop" niż komukolwiek mogłoby się zdawać patrząc na dzisiejsze podziały i na to, z jaką zaciekłością atakują ich wielbiciele oldschoolu czy - szczególnie - trueschoolu. Zdziwieni wstępem? To już tłumaczę.
Tymczasem przygotowując się do niedawnego wykładu o korzeniach hip-hopowej kultury, który miałem przyjemność poprowadzić na warsztatach z cyklu Podkowa Freestyleśna i przeglądając "najpierwsze" rapowe akcenty w historii muzyki dostrzegłem, że tak naprawdę postacie takie jak Pitbull czy Flo Rida są dużo bliżej terminu "prawdziwy, korzenny hip-hop" niż komukolwiek mogłoby się zdawać patrząc na dzisiejsze podziały i na to, z jaką zaciekłością atakują ich wielbiciele oldschoolu czy - szczególnie - trueschoolu. Zdziwieni wstępem? To już tłumaczę.