Kick, push, kick, push, kick, push, kick, push, coast. W takim właśnie stylu wszedł (a może wjechał) na dobre do mainstreamu 24-letni wówczas Wasalu Muhammad Jaco, znany lepiej jako Lupe Fiasco. Skromny, inteligentny chłopak w okularach i bluzie z kapturem, opowiadający historię pewnego deskorolkowego zapaleńca. Wychowanek owianego złą sławą Southside, wyrastający jednak ponad przeciętność i nie ulegający przestępczym zapędom.
Typ, który z szarej rzeczywistości blokowisk potrafił wyłuskać to co najlepsze i stworzyć piękne, barwne, wciągające utwory o życiu. A także jeden z najlepszych rapowych debiutów pierwszej dekady tego wieku, płytę, którą w moim przekonaniu śmiało już możemy nazwać klasykiem.
W dniu 15 rocznicy premiery tego krążka przypomnijmy sobie, jak opisywaliśmy go w ramach cyklu Klasyk na Weekend.