Palcem po Rapie #3: CHILE - Roztańczona latynoska inwazja
Po przerwie wracamy do Was z cyklem "Palcem po Rapie" prezentującym sceny krajów z całego świata - to nasza hip-hopowa podróż dookoła globu! Dziś wakacyjnie korzystając z pogody udajemy się w regiony kojarzące się z latem i wysoką temperaturą...
Chile. Długa i wąska kiszka w górach Ameryki Południowej. Wyspa Wielkanocna, lamy, indianie i slumsy. Wielkie, pięciomilionowe Santiago i cała masa kilkusettysięcznych miast. I na tej żyznej glebie wyrosła również scena hip hop, która, co może wielu zdziwić, jest niesamowicie prężna i stara. Choć, pomimo, że PKB w kraju jest bodaj najwyższe w całej Ameryce Łacińskiej, to przecież gospodarka nie jest zbyt stabilna i wiele osób nie ma pieniędzy – stąd mnóstwo rzeczy dostępnych jest w drugim obiegu lub po prostu wyłącznie w internecie.
A wszystko zaczęło się już w... połowie lat '80. Hip hop wkradł się w umysły chilijskiej młodzieży dzięki mediom, które pokazały nowy wynalazek, zwany breakdance. Ziarno padło na podatny grunt i wielu chłopaków zaczęło tańczyć (ba, mają nawet swój film o krajowym breakdance, zatytułowany Estrellas De La Esquina!), choć transfer z maty na mikrofon i patefon trwał jakiś czas – pierwsze pionierskie grupy pojawiły się dopiero kilka lat później: Panteras Negras, czy La Pozze Latina, obie w zasadzie wciąż aktywne. Ci pierwsi nagrali do tej pory pięć albumów własnych plus kilka w kooperacji, ci drudzy zaś trzy – mieli kilkanaście lat przerwy w graniu razem, ale parę lat temu wrócili i nadal koncertują. Z tego zespołu wywodzi się jeden z najważniejszych DJów w całej Ameryce Południowej, czyli DJ Raff, produkujący dla wszystkich świętych na kontynencie, nie tylko rapperów, ale i wykonawców funkowych i rockowych. To prawdziwa gwiazda. Oczywiście, na początku pionierzy wyraźnie inspirowali się Run DMC, Public Enemy, czy Beastie Boys – jak wszędzie – ale pierwsze płyty miały już zalążki własnego stylu.
Lata '90 to prawdziwy boom – to, co zaczęły Czarne Pantery (Panteras Negras) i La Pozze Latina, kontynuowało wielu nowych wykonawców, często wywodzących się bezpośrednio z kręgów b-boy'ów. Były to Fuerza Hip-Hop, La Coalixion, Demo Sapiens, czy Hiphoplogia. Największy jednak sukces odniosła grupa Tiro de Gracia (na zdjęciu wyżej) ze swoim legalnym debiutem 'Ser Humano!!' z 1997 roku, produkowanym, a jakże, przed DJ Raff'a. Sprzedano go w liczbie kilkudziesięciu tysięcy sztuk, a Rolling Stone uznał album za jeden z 50 najważniejszych w historii chilijskiej muzyki w ogóle. Wychwalano nowatorstwo i różnorodność, wielorakość stylistyki, użycie sampli oraz tradycyjnych instrumentów, takich jak drumla, czy trutruka. Wydawcą hitu było EMI, więc i promocja zrobiła swoje, ale także dzięki temu przygotowano komercyjny grunt pod wydanie kolejnych rapowych płyt. Nowi ludzie zaczęli wychodzić z cienia: Makiza, De Kiruza, Belona MC, Los Tetas i setki innych, rymujących głównie po hiszpańsku, ale również czasem po angielsku, czy nawet... niemiecku (Tea-Time spędził dzieciństwo w Niemczech). Przełom wieków oznaczał wiele nowych produkcji i wręcz wybuch podziemnych wykonawców, którzy często, z braku kasy na sprzęt, rymowali do amerykańskich instrumentali. O ile oficjalne płyty można było kupić normalnie w sklepie, to scena napędzana była przez kolejne grupy, zalewające internet swoimi nagraniami. Swego czasu niezwykle popularnym programem był SoulSeek, dzięki któremu można było dotrzeć do chilijskich nagrań – tworzyły się tam całe pokoje wymieniające się tylko rapem z Chile. Przyznam, że był to czas, kiedy udało mi się ściągnąć około stu różnych płyt z Chile i naprawdę je lubiłem. SoulSeek przeminął, ale w dobie wciąż rozwijającego się internetu łatwo dziś dotrzeć do nowych nagrań, zwłaszcza, kiedy dysponuje się hiszpańskim.
Obecnie scena w Chile nie różni się wiele od pozostałych: z jednej strony wciąż nagrywają truskulowe głowy, sprzeciwiając się wynaturzeniom nowoczesnego rapu, a z drugiej coraz więcej wykonawców decyduje się na to, aby nagrywać trap i pokrewne klimaty: Ana Tijoux, Akapellah, Cazzu – ale o tym, czego szukać i gdzie, jeśli chodzi o chilijską scenę – w następnej części.