Criminalz (Spice 1 | Celly Cel | Jayo Felony) "Criminal Activity" (Przegapifszy #87)

Spróbujcie wyobrazić sobie sytuację, w której na jednym z największych i najbardziej chłonnych rapowych rynków tworzy się supergrupa, złożona z trzech uznanych artystów, potrafiących jeszcze parę lat wstecz sprzedawać w pojedynkę naprawdę duże ilości solowych dokonań, a jakby tego było mało – do współpracy zostają także zaproszeni topowi raperzy i producenci z regionu. Każdy z Was na pierwszy strzał pomyśli pewnie to samo, co ja przed laty reagując na wzmianki o tym przedsięwzięciu - projekt skazany na murowany sukces. Niestety nic bardziej mylnego i to właśnie komercyjna klapa tercetu Criminalz najlepiej obrazuje wydawniczy stan zachodniego wybrzeża i stosunek ówczesnego mainstreamu do kalifornijskiego gangsta rapu na początku nowego millenium.

Pomysł był dobry, na papierze wszystko wyglądało w porządku a i sama koncepcja była dosyć nowatorska, jak na tamte czasy. Czego zatem zabrakło, że dziś o płycie "Criminal Activity" nie rozpisujemy się kategoriami klasyka, a pozycji która mogła umknąć uwadze nawet dobrze zorientowanemu w dyskografii West Coastu słuchaczowi?

Ciężko wskazać jednoznaczną przyczynę, efekt końcowy jest wypadkową wielu elementów które po drodze nie zagrały. Oczekiwania były spore od pierwszego newsa, a przyjęta w poprzedniej dekadzie formuła wydawać by się mogło, nigdy się nie wyczerpie. Bierzesz trójkę prawdopodobnie najtwardszych raperów zachodniego wybrzeża lat 90-tych – każdą z uznanym już solowym dorobkiem (wszak Spice 1 miał do tego momentu kilka złotych płyt na koncie, a Celly Cel i Jayo Felony przynajmniej po jednym 'critically acclaimed' albumie za pasem) i zamykasz razem w studiu, by nagrali wspólnie kilkanaście numerów, angażując jednocześnie uznanych producentów jak G-Man Stan, spod ręki którego niejeden hit już wyszedł, by zadbali o odpowiednią oprawę muzyczną i dorzucasz kilka gościnnych występów od uznanych graczy na terenie Kalifornii (Yukmouth, Tray Deee) i nie tylko (Bun B). Całość zamykasz na selekcji finalnych 13-15 najlepszych utworów i rzucasz płytę-matkę do największych wytwórni, czekając która z nich zaproponuje najgrubszy czek za wydanie krążka pod swoim szyldem. Right?

Wrong. Nic z tych rzeczy nie miało finalnie miejsca. Raz że LP wypuszczono na rynek w sierpniu 2001 roku, tuż przed wydarzeniami 9/11, a to – mówiąc delikatnie, nie był dobry czas wydawniczo dla nikogo. Tym bardziej dla nurtu West Coast Gangsta Rap i płyty, której pełen przemocy lyrical content mógłby być (i pewnie w wielu przypadkach był) tłem niejednego drive-by. Dwa, ciężar producenta wykonawczego wziął na swoje barki Celly Cel i niestety jako 'Executive Producer' poległ w nowej roli na całego, nie potrafiąc wydobyć ułamka potencjału marketingowego grupy, która była reklamowana jako najlepsza od czasów uformowania się ekip N.W.A. i Geto Boys. Trzy – nawet pomimo tego, że album koniec końców wychodził niezależnie rękoma należącego do Celly Cela labelu Realside Records, nie uniknął kontrowersji i prawnych zawirowań. Wystarczy zerknąć na okładkę wydawnictwa i brakującą tam facjatę trzeciego z oficjalnych członków grupy, by jeszcze przed odsłuchem zauważyć że coś jest nie tak. W wyniku konfliktu interesów kilku wytwórni, rola Jayo Felony została więc na papierze zredukowana do pozycji gościa – pomimo tego, że słyszymy jego głos na 7 z 11 dostępnych na albumie utworów!

A muzyka? Jak zwykle broni się sama, choć trzeba przyznać że mogło z tego wyjść dużo mocniejsze collabo, patrząc przez pryzmat skillsów całej trójki. Brakuje  trochę płynności w przejściach pomiędzy numerami, słuchając albumu ma się wrażenie że powstawał on jakby etapami, przez co całość sekwencyjnie leży i brzmi bardziej jak niedopracowany zlepek kawałków. Pod kątem lirycznym jednak nie zawodzi, dostarczając to czego każdy mógł się spodziewać – czysty West Coast gangsta shit: ostre wersy i charakterystyczny dla całego tria wordplay, chociaż miejscami brakuje w tej wspólnej nawijce chemii. Każdy, kto zna jednak solowe dokonania tych trzech dżentelmenów wie, że Spice 1, Celly Cel i Jayo Felony rzadko kładą na bit kiepskie 16-tki, choć trzeba przyznać że z niektórych numerów zawartych na "Criminal Activity" bije momentami przeciętnością w kwestii liryki. Niekiedy rekompensuje to jednak solidne wsparcie gości, którzy nie zawodzą w swojej misji i potrafią dolać trochę ognia tam, gdzie bijący z płyty żar wydaje się ustawać. Całość, jak wspominałem, jest produkcyjnie obsługiwana przez duet G-Man Stan & Doyle, serwujący nam mieszankę piszczałek, mocnych bębnów i drżących basów, połączoną miejscami samplem z innych klasycznych nagrań westu ("Ambitionz Az A Rydah" ‘Paca, czy "187 Proof" Fetty Chico). Stanowi przez to bardzo fajny miks charakterystycznego dla Bay Area brzmienia Mobb z dodaną szczyptą starego i nowego G-Funku tu i tam, co wystarczy, by wyposażyć album w odpowiedni groove. Naprawdę wielka szkoda, że nad krążkiem nie spędzono większej ilości czasu, bo wrzucając na odsłuch takie numery jak rozkminkowe i pięknie płynące "Reminisce" oraz "My Life", oparte o klawisze "Puttin' In Work", "What They Hittin' Fo?", które buja jak podwózka dobrą Impalą, słychać że końcowa wydajność tego projektu mogła być zgoła odmienna.

Koniec końców, otrzymaliśmy jednak dość krótki krążek (gra ledwie 45 minut) z tak naprawdę 10-cioma nowymi numerami, nie licząc wstępu i kawałka "Boss Up", który wcześniej Black Bossalini umieścił na trackliście kompilacji "The Playa Rich Project". Dodając do tego legislacyjny chaos, związany ze statusem Bullet Loco jako oficjalnego członka grupy, oraz brak marketingowego zaplecza któregoś z majorsów, wydaje się zrozumiałe dlaczego album "Criminal Activity" mógł zostać przeoczony przez niejednego fana talentu każdego z uczestników tego projektu, a aspirujące do miana supergrupy trio Criminalz nigdy nie doświadczyło nawet ułamka sukcesu, którym mogli pochwalić się N.W.A. czy Geto Boys. Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności, płyta komercyjnie poradziła sobie jednak zaskakująco dobrze, lądując na 57 miejscu listy Billboard Top R&B/Hip-Hop Albums i dochodząc do 26 pozycji zestawienia Billboard Independent Albums.

Szkoda, że sprawy wydawniczo nie potoczyły się jednak inaczej i drugi album "Criminal Intent" (w okrojonym składzie Spice 1 & Jayo Felony) podzielił w 2007 roku niejako los prekursora, wyciekając do sieci przed premierą, co sprawiło że nigdy oficjalnie się nie ukazał… sami zainteresowani wyrażają co jakiś czas w wywiadach chęć nagrania trzeciej odsłony Criminalz, ale minie jeszcze pewnie przynajmniej kilka lat nim ujrzy ona światło dzienne. "Criminal Activity" warto jednak sprawdzić choćby dla tych kilku świetnych kawałków, które wymieniłem, a po przesłuchaniu całości zapewne dojdzie do Was taka sama refleksja, jaka pojawia się u mnie za każdym razem gdy odpalam ten materiał… what if? What if things were different? Szkoda, że nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie.

Gnur
Dzięki za polecenie Criminal Intent. Płytki z okreku 2k5-2k10 biorę w ciemno. Beztroskie czasy młodości :)
Paweł Miedzielec

Faktycznie dużo wtedy dobrego materiału wyszło, Criminal Intent również polecam jeśli lubisz gangsta shit, bo to materiał w głośnikach pizga zajebiście :)

Popkillah
Dzięki za tekst Mietek! Sztos forma, nie za długie ale też nie kilka zdań na krzyż :D btw. ostatni materiał od Spice 1, który słuchałem to Haterz Nightmare, chyba z 2015? Warto sięgać po kolejne projekty?
Paweł Miedzielec

Z nowszych rzeczy od Fetty Chico polecam ostatnie dwie solówki z 2019 i 2017 - "Platinum OG" i "Throne Of Game", petarda albumy!

Kobert
Ta płyta mi jakoś umkenała chociaż słuchałem dużo Spice Ona jak i Celly Cel także trzeba nadrobić ;)
Kobert
Ta płyta mi jakoś uciekła chociaż swego czasu słuchałem dużo Spice One i również Celly-Cell także trzeba nadrobić.
Paweł Miedzielec

Polecam, Heat 4 Yo Azz czy AmeriKKKaz Nightmare to nie jest, ale znajdziesz tam kilka bangierów:)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>