Taco Hemingway "Cafe Belga" - recenzja
Uśmiecham się przypominając sobie jak wrzucałem "Trójkąt Warszawski" na facebookowego walla, pisząc że jeśli autor epki doszlifuje flow to roz... no, że jest skazany na sukces. Albo jak na profilu Marcina Flinta chwilę potem, wśród powszechnych opinii o “chwilowym strzale nowego fenomenu" broniłem go tylko ja i... Tytus - późniejszy wydawca Taco Hemingwaya. Minęło niewiele od tego czasu a TH na tegorocznym rodzimym “Watch The Throne” rapuje do spółki z Quebo, że to “już movement a nie muzyka”. Na szczęście, nie tylko.
Taco to deficytowy dziś rap (nie tylko na naszym podwórku) nie tyle o życiu, co o przeżyciu. Wciąż od debiutu pisze ZNA – KO – MI - CIE. To jeden z niewielu raperów na rodzimym rynku, który potrafi mnie czymś jeszcze w tej materii zaskoczyć (wrażliwość + zmysł obserwacji + szerokie horyzonty). Nieważne czy mówimy tu o błyskotliwym skojarzeniu, porównaniu czy przenikliwej- choć z pozoru banalnej i oczywistej - obserwacji. Nawet odgryzając się tym przybijającym mu fanów w wieku dziecięcym, robi to oryginalnie grając obrazami a nie bluzgami czy szyderą. Poza umiejętnościami czysto lirycznymi - technika składania podwójnych, która bez mała dwie dekady temu z miejsca umieszczałaby chłopa w szeregach Obrońców Tytułu. Flow? Już na “Somie” płynęło jak należy. Na “Cafe Belga” porzucił na szczęście średnio udane próby bycia miksem Kendricka z Chance The Rapperem na rzecz bycia sobą, serwując nam swoje (SWOJE!) “slow flow #Giggs”. Mógłbym rozwodzić się nad muzyką – chyba najlepszą jaka trafiła mu się kiedykolwiek – ale doskonale wiemy, że chodzi tu głównego bohatera, którego słuchałoby się (by przywołać kultową recenzję Q-Tipa w Klanie) - nawet pod “klepanie fiutem o parapet”. Bez dwóch zdań “Cafe Belga” to najlepszy materiał Taco od czasu debiutu. I w końcu na miarę jego talentu.
Najfajniejsza w tej bajce pt "Taco Hemingway" jest puenta. Że nawet w dzisiejszych czasach socialmediowej rzeczywistosci alternatywnej, wszystko może zaczynać się i kończyć na muzyce. Amen. Pisz dalej swoją historię chłopaku. Należy Ci się jak mało komu - no i brawa za bycie tytanem pracy tak poza wszystkim!. Kibicuję nadal!
PS. Ciekawą klamrą kariery Taco może być ostatni na albumie anglojęzyczny "4 AM in Girona". Kiedyś jako zupełnie nieznany raper, TH zaczynał swoją przygodę rapując w języku Szekspira co nie pozwalało przebić się do szerszej publiczności. Dziś, stojąc w zuuupełnie innym miejscu, byc może symbolicznie rozpocznie marsz ku przebiciu się tam, gdzie nie udało się jak na razie żadnemu polskiemu raperowi.