G-Eazy - słyszeliśmy "The Beautiful & Damned" przed premierą, oto nasze wrażenia
"From the Bay like 40 and Dre, so Imma do it the major way" - nawija na nowym albumie G-Eazy. Nie da się ukryć, że ostatnie lata są dla rapera z Oakland jak sen, a jego kariera świeci dziś pełnym blaskiem. "The Beautiful & Damned" było płytą trudną i ważną - koniecznością udowodnienia, że Gerald nie chce być na scenie meteorem, tylko ugruntować swoją pozycję. Dzięki Sony Music Polska mieliśmy okazję osłuchać się z krązkiem przed premierą, oto nasze pierwsze wrażenie!
"Sam tytuł jest powiązany z zawartością- ukazać ma motyw ying/yang i dwoistość jego natury. Połowa krążka będzie imprezowa i turn-upowa, a połowa osobista i introspekcyjna." - pisaliśmy Wam w pierwszych zapowiedziach. I tak rzeczywiście jest, Gerald zawieszony jest pomiędzy szalonym imprezowym trybem życia i czerpaniem garściami z fali sukcesów, a chęcią odsapnięcia i wyciszenia się. Podział nie jest sztywny, ale album zaczyna się mocno imprezowo, z trapowymi perkusjami i wszechobecnym "ay-yeah" flow, a kończy 5-minutowym refleksyjnym "Eazy", stanowiącym mega osobiste spojrzenie na swoją rapową drogę.
Moim zdaniem konkretniej wypada ta druga część - przeskok Geralda w trendowe klisze trapowej nawijki opartej na zakończeniach "ay" i "yeah" za bardzo odbiera mu wyjątkowość i upodabnia do innych głośnych raperów, dobrze widać to po singlowym "The Plan", który jest solidny, ale brak błysku i replay-value, które spotykaliśmy przy singlach z poprzednich albumów. Dużo lepiej jest gdy Eazy wchodzi we własne buty - począwszy od otwierającego numeru tytułowego, a kończąc na ostatniej części albumu. Moralne dylematy, rozdarcie między pokusami a chęcią wyciszenia, szczere opowieści gościa, który na swój sukces mocno i wytrwale pracował - to urzeka najbardziej.
Oczywiście raper-model z Oakland nie zapomniał o radiowym hicie - tym razem następcą "Me, Myself & I" ma być nagrane razem ze swoją dziewczyną, również muzyczną gwiazdą Halsey 'Him & I", a w zanadrzu czyha "Crash & Burn" z inną młodą gwiazdą z Bay, Kehlani. Rolę klubowego bangera pełni natomiast mocarne collabo z A$AP Rockym i Cardi B w znanym już "No Limit".
Co jeszcze wyróżnia się i zapada w pamięć? Na pewno kolejny ukłon w kierunku sceny Bay Area i zaskakujące muzycznie zderzenie sił z E-40'm i Jay Antem - zaskakujące, bo tym razem daleko temu do brzmień hyphy czy mob music, a obie ikony Bay (przy wsparciu wschodzącego lokalnego talentu) postawiły na refleksyjną stronę. Na pewno melancholijne "Summer in December" i "No Less" czy oparte na chwytliwym southside'owo zwolnionym refrenie "But A Dream", przywołujące na myśl klimat "These Things Happen", a tracków-kandydatów można by wymienić jeszcze kilka.
"The Beautiful & Damned" to swoisty pamiętnik ostatnich dwóch lat i tego, co działo się w życiu G-Eazy'ego po wystrzale kariery spowodowanym "When It's Dark Out". Pamiętnik pokazujący i jasne momenty i te ciemniejsze. I grube imprezy i chwile refleksji. Materiał, w którym słyszalne są dwie rzeczy - Gerald nie przestaje otwierać się całkowicie przed słuchaczami i stara się unikać odcinania kuponów, ładując materiał po brzegi treścią i ukazując obie strony medalu. Album już jutro pojawia się w sklepach, także polskich, trzymamy kciuki za to, że przyjmie się podobnie do poprzednika, bo G-Eazy to jeden z tych gości, którzy swój sukces wyszarpali od zera i w pełni na niego zasłużyli.
Poniżej przypominamy też nasz wywiad z Geraldem: