BURN Battle School Remixed - relacja

dodano: 2016-10-04 20:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 4)

24 września 2016 roku... Jestem pewien, że tę datę zapamiętam na długo. W krakowskiej Tauron Arenie odbył się wtedy ogromny event BURN Battle School Remixed - zorganizowane przez producentów owego "płonącego" energetyka kilkugodzinne święto hip-hopu. Głównym powodem, dla którego ja (i kamerzysta Tomek z niezawodnego The Distance Vision) jak najszybciej zarezerwowałem sobie bilet (darmowy - pula wyczerpała się bardzo szybko) - a potem zacząłem drążyć dziurę w brzuchu redaktorowi naczelnemu, aby czym prędzej ogarniał akredytacje dziennikarskie - były występy dwóch absolutnych legend hip-hopu. Busta Rhymes? Sam Ojciec Chrzestny Grandmaster Flash? Nie ma, że boli, obecność była obowiązkowa. 

Przed samymi koncertami, o godzinie 17.00, wzięliśmy udział w konferencji prasowej z udziałem Busty - jej pierwszą część możecie zobaczyć już na portalu, druga wlatuje już dziś. Busta przybył z lekkim opóźnieniem, przez co konferencja zakończyła się niemal dokładnie wtedy, gdy zaczęła impreza, a decki przejął DJ Mesia. Dziennikarzy zaprowadzono do specjalnego press-roomu (bezapelacyjnie najlepszego, najbardziej, rzekłbym "wykwintnego", w jakim miałem okazję być do tej pory...) i wytłumaczono zasady. Żadnych filmów, jedynie zdjęcia, które wolno robić z fosy przez trzy pierwsze utwory artysty - po tym czasie ochrona wyprowadza stanowczo z fosy.

Uzbrojeni w aparaty, ruszyliśmy więc na łowy (efekty możecie zobaczyć poniżej, fotorelacja jest autorstwa Jakuba Sandeckiego). Mistrzem ceremonii był roześmiany i energiczny Duże Pe, który między koncertami serwował klasyki polskiego hip-hopu z przeróżnych lat. A wszystko to na ogromnej scenie, ucharakteryzowanej na upstrzony graffiti blok i ulicę z Bronxu lat 70' (w komplecie z sygnalizatorem ruchu "Idź - Nie przechodź", a nawet z parą buchającą ze studzienek kanalizacyjnych...). W głębi areny postawiono ściankę, na której grafficiarze tworzyli dedykowaną eventowi wrzutę.

Z lekkim opóźnieniem, koło godziny 20.00 za wheels of steel wkroczył Grandmaster Flash. Kto oczekiwał oklepanego występu starego dziadka, dinozaura z zamierzchłych czasów - pomylił się srodze. Flash co rusz krzyczał do mikrofonu, rozkazując robić hałas, często opuszczał swoje stanowisko, by rozruszać tłum... Zupełnie, jakby grał w jednej z kultowych block parties na Bronksie, a nie w gigantycznej arenie przed setkami słuchaczy. Flash zapewnił niemal nieskończony strumień hip-hopowych klasyków, swoisty elementarz każdego DJ'a - kultowe utwory, z których sample stanowią podstawy legendarnych sztosów ("Apache" The Incredible Bongo Band!), nieśmiertelne utwory funku, disco czy popu (łezka mi się w oku zakręciła, gdy z głośników poleciało "Let's Dance" ś.p. Davida Bowie...) - by potem przejść do ataku hip-hopowymi evergreenami. Czego tam nie było! Dr. Dre & Snoop Dogg, House of Pain, The Fugees, Coolio, Cypress Hill... A także ten najważniejszy singiel - "The Message". Kapitalny występ.

Krótka przerwa - i na scenę wkroczył pulchniutki Ostry. Patrząc na koncert z trybun, zauważyliśmy, że to właśnie na jego koncert zgromadziło się najwięcej ludzi - i nie dziwota, bo kto jak kto, ale Ostry wie, jak rozkręcić niezapomniane imprezy... To facet, który ma za sobą tysiące koncertów - a wciąż bije z niego radość, jakby był to jego pierwszy. Gadał z publicznością, sypał żarcikami, ironicznie komentując swój wygląd ("Zapraszam na gimnastykę z wujkiem Ostrym"!), szczerze i z wdzięcznością mówiąc o swojej rodzinie  - i grając hit za hitem. "Psychologia tłumu", "Mały szary człowiek", "Po drodze do nieba", "Kto gasi światło"... nie zabrakło także "Kochanej Polski". Pod koniec koncertu Grandmaster stanął za DJ'em, słuchając koncertu z wyraźną aprobatą na twarzy... Ostry, widząc go, zawołał do niego: "I wish You were my dad"! Coś pięknego.

Przed występem Busty mieliśmy okazję zobaczyć reprezentację jeszcze jednego elementu hip-hopu - showcase breakdancerów BURN Battle School. Naprzeciwko siebie dwie drużyny - Polska vs. "reszta świata". Przez ok. 20 minut patrzyliśmy w niemym podziwie na najbardziej szalone taneczne wygibasy, jakie można sobie wyobrazić... Szpagaty, stanie na głowie - nawet gdybym znał słowniczek breakdancerów, nie potrafiłbym słowami opisać, co oni tam wyprawiali. Dodać do tego konferansjerkę organizatorów BURN Battle School, Vladeego i MC Trixa - prawdopodobnie najbardziej kipiącego zajafką wariata na tej ziemi - i mamy doprawdy niezwykłe doświadczenie.

Wkrótce potem nadeszła pora na gwiazdę wieczoru. Potężny Busta, wsparty przez DJ'a Scratcha za deckami, wszedł dostojnie na scenę i bez zbędnych ceregieli zaczął atakować klasykami, począwszy od "Everybody Rise". Były momenty, gdy walczył nieco z jakby niemrawą publicznością - ale im dalej, tym rozkręcał imprezę coraz bardziej. Przy "I Know What You Want", czy zwłaszcza megaenergicznym "Break Ya Neck" publiczność szalała. A było jeszcze "Everything Remains Raw", "It's a Party", "Put Your Hands Where My Eyes Can See", "Woo-Hah!", moje ulubione "Holla" (szkoda, że nie w całości), dwie wersje zwrotki z "Look at Me Now" Chrisa Browna - w tym mocny, reggaeowy remix, przy któym Busta popisał się znakomitym speed-rapem... Było też sporo momentów celebracji - jak oznajmił Busta, trzymając w dłoni okazałą butelkę szampana - 24 września 1991 roku to symboliczna data poczatku jego kariery (mimo że nagrywał już wcześniej, jako członek Leaders of the New School). To wtedy światło dzienne ujrzał album A Tribe Called Quest, "The Low End Theory", z kultowym singlem "Scenario"... Busta, tryskając szampanem w publiczność, oficjalnie świętował okrągły jubileusz (a publiczność odśpiewała mu sto lat) - a przy okazji uczcił pamięć niezapomnianego Phife Dawga. Odrobinę wcześniej oddał hołd bliskiemu przyjacielowi, "najlepszemu producentowi, z jakim miał okazję współpracować" - J Dilli. Z fotografiami Jaya na ekranie nad sceną, Busta i Scratch zagrali serię utworów na podkładach Jaya, począwszy od "Genesis"... Magiczny moment.

Cały ten event przepełniony był swoistą magią. Tego wieczoru liczył się tylko hip-hop i jego cztery filary, jego przeszłość i przyszłość. Jak wołał jeden z rozradowanych dziennikarzy - Marek Marczak z glamrap.pl, którego pozdrawiam - rzadko się zdarza, żeby czuł się na jakimś koncercie tak "uhiphopowiony". Znakomity event, podziwu godna organizacja, świetna atmosfera - gdybyśmy stawiali oceny, byłaby mocna pięć z plusem. 

Poniżej - fotorelacja Kuby Sandeckiego. Fotki autorstwa The Distance Vision znajdziecie na ich facebookowym fanpage'u.

 

Galeria

Usagi Yojimbo
Dja Scratcha nie było z Bustą. Był DJ Scratchator
dj
Dja Scratchatora nie było z Bustą. Był DJ Scratchatoreks
skracz
..Zbladł coś ten DJ Scratch, panie W.
Jackazz
Niby wszystko zajebiście było,ale jednak to nie ten Busta mający niewyczerpane pokłady energii wariat,zagrał bujające klasyki,ale najlepszą rapową formę to ma niestety już za sobą...

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>