Festiwalowe zakończenie roku - Up To Date Festival 2016
Można już ogłosić oficjalne festiwalowe zakończenie roku na rodzimym muzycznym podwórku. Ostatnim przystankiem na mapie Polski był Białystok i odbywający się właściwie w trzech różnych miejscach w mieście Up To Date Festival. Na zapowiedzi będącej przedsmakiem poprzedniego weekendu skupiłem się głównie na artystach, których uznałem za opcję must see. I z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić jedno - nie zawiedli. Każdy, bez wyjątku zaprezentował się niesamowicie publiczności zgromadzonej w podziemnym parkingu Stadionu Miejskiego w Białymstoku. Organizacyjnie? Na Popkillerową 5, ale do rzeczy.
Parking podziemny, Aula Magna Pałacu Branickich oraz Opera i Filharmonia Podlaska gościły festiwalowiczów. OiFP już któryś raz z kolei, jednakże całkowitym nowum był Pałac Branickich i barokowa sala, w ścianach której rozbrzmiewały elektroniczne dźwięki Centralnego Salonu Ambientu. Kilkoro moich znajomych z czystej ciekawości udało się własnie tam i ich wrażenia mogły być tylko jedne - jak najbardziej pozytywne, zarówno pod kątem frekwencji, jak i doznań dźwiękowych. Zresztą, obawiałem się dość mocno sposobu, w jaki organizatorzy zagospodarują przestrzeń tak, by scenę Electronic Beats i Technosoul oddzielić od siebie, bez wzajemnego przenikania się muzyki. Rok temu Włodi, z którym rozmawiałem po koncercie stwierdził, że grając swój koncert słyszał wszystko to, co płynęło ze zlokalizowanej naprzeciwko niego scenie. W tym roku? Poezja. Dwie sceny oddzielone naprawdę grubą betonową ścianą + wygłuszenia po stronie części Technosoul zrobiły swoje. Dlaczego w skali od 1 do 6 na 5 oceniłem organizację? Po pierwsze - dwa stoiska z szamą bez opcji płacenia kartą to kiepska sprawa. Rok temu wyglądało to zdecydowanie lepiej. Cóż, a jeden z najważniejszych plusów, zaliczanych do tych wygodnych? Hotspoty WiFi rozstawione wokół stadionu! Nie spodziewałem się tak dobrze działającego internetu w sytuacji, gdy cała masa ludzi korzystała z niego.
Wracając do czysto muzycznych wspomnień, zacznę od nagłośnienia koncertów Łony, Mesa, Pezeta z Małolatem, Otsochodzi oraz Czeluści. Z bliska, jak i z dala od sceny przeżywało się koncerty bardzo dobrze. Dźwięki instrumentów, szczególnie perkusji, miło smagały uszy, a bas był przenikliwy, ale jednocześnie nie zagłuszał wokali. Krótko mówiąc - pod kątem technicznym było zajebiście. A występy? Po kolei. Na pierwszy ogień w piątek z przyjemnością wysłuchałem Czeluści. Chłopaki przygotowują się do wydania "Woluminu 2" i kilka numerów można było usłyszeć przedpremierowo. Ogień z głośników był gwarantowany, a słychać ich było już w samym przedsionku. Otsochodzi wraz z Szopeenem i Phunk'ill zaprezentowali się bardzo dobrze. Zarówno Janek, jak i jego młody kompan przejęli scenę i zawładnęli publicznością. Przekrojowo zagrane kawałki z "7" oraz "Slamu" zrobiły robotę. Szkoda tylko, że ich występ trwał jedynie 45 minut z zegarkiem w ręku choć wierzę, że Młody Jan odwiedzi Białystok z klubowym koncertem.
Łona/Webber & The Pimps porwali tłum, zgromadzony w liczbie przynajmniej dwukrotnej względem występu ich młodszego kolegi. To był mój pierwszy ich występ na żywo i zostałem wręcz oczarowany ograniem scenicznym, patentami na podtrzymanie relacji i uwagi publiczności, jak i samą muzyką. Żywe aranżacje były skrojone wręcz pod wokal Łony. Piękny koncert, a najlepsze były w sobotę. Ten Typ Mes ze zgrają swoich kompanów zaserwował przekrój swoich najlepszych numerów, zarówno solowych, jak i z 2cztery7. I to "Złe Nawyki", czy "Nie Daj Zrobić Się W Chuj" wybrzmiały na tyle niesamowicie, że w drodze powrotnej ze stadionu słuchałem ich z przyjemnością. Piotrek to koncertowy killer i jak sam przyznał - jeżeli ma grać koncerty, to tylko z bandem, bo szanuje słuchacza kupującego bilet, by nie musiał słyszeć podbitek wokali w tle. I ja to szanuję bardzo. Pezet z Małolatem zagrali tuż po nich. Nie muszę wspominać, że zgarnęli największą publikę w porównaniu do poprzednich występów? "Nie Jestem Dawno", "Szósty Zmysł", "Jestem Sam" i inne numery w mocnych, perkusyjnych aranżacjach sprawiły, że ludzie faktycznie wyszli z koncertu zlani potem. Pezet obrał nieco drogę na skróty pod kątem interakcji z ludźmi, uciekając się jedynie do klasycznego "podnieście ręce do góry/w powietrze". Przynosiło to zamierzony efekt, ale zdecydowanie lepiej wypadł w tym elemencie scenicznym konferansjer Stasiak, zabawiający ludzi anegdotami, niekiedy dowcipkując. Koniec końców, występ legendy warszawskiej sceny został odhaczony i spokojnie mogłem udać się domu.
Up To Date Festival 2016 okazał się jednym z najlepiej zorganizowanych w całej swojej historii. Dobór artystów, lokalizacja, organizacja - wszystkie elementy zagrały ze sobą na tyle, że uczestnik mógł czuć satysfakcję dobrze wydanych pieniędzy na karnet, bądź jednodniowe wejściówki. Za rok melduję się ponownie, gdziekolwiek event zostanie zorganizowany. Wschód Polski ma Up To Date, północ Giżycko i Ełk, a centrum Płock. Słuchacze mają w czym wybierać i mam nadzieję, że w przyszłym roku na swoją festiwalową mapę kraju dopiszą właśnie Białystok.