Flint "Zła sława" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2014-12-18 17:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 1)

Powiem wam to od razu - "Zła sława" to póki co najlepsza płyta Flinta. Szczera do bólu i zgorzkniała, choć nie pozbawiona humoru. Nowoczesna, ale mentalnie wciąż jedną nogą w świecie oldschoolu. Osobista, lecz z dużym dystansem do autora i jego - niemałych przecież - osiągnięć. Oto jedna z najprzyjemniejszych niespodzianek tego roku.


Przypominając sobie moją recenzję ubiegłorocznego "Starego, dobrego Flinta", mam wrażenie, że nowy, lepszy Flint uniknął dawnych wad, a zarzuty, jakie pojawiły się w kilku tekstach na temat poprzedniczki, wziął sobie do serca (numer "K.O." przepięknie, choć raczej niezamierzenie, nawiązuje do starej recenzji Flinta-dziennikarza, w której konstatował on, skądinąd słusznie, że Flint-raper nie posiadł wówczas umiejętności odpowiedniego "wyruchania podkładów"). Teraz jest już szybciej, mocniej, odważniej. "Zła sława" to przede wszystkim popis lirycznych umiejętności autora, doskonały balans pomiędzy schludnym zwerbalizowaniem wersów a pierdolnięciem.

Flint stroni od nazywania tego krążka płytą konceptualną, ale faktycznie spójność poruszanych tematów sama narzuca to skojarzenie. Bynajmniej nie ma w tym nic złego. Ten diss na świat, życie, hip-hop, siebie lub wszystkich innych, zwyczajnie porusza swoją szczerością (Kiedyś nagram diss na wszystkich, i to będzie mój najlepszy track, rapuje, a następnie nawet urzeczywistnia ten wers, przynajmniej częściowo). Autor nie stroi dobrej miny do złej gry; czasami faktycznie się uśmiecha, lecz są to te rzadkie momenty, kiedy ów uśmiech jest niewymuszony, przez co nie gryzie się z ogólnie przygnębiającym (ale nie przytłaczającym, gdyż gniew zdaje się być w tym przypadku cechą jak najbardziej pożądaną, jest wyrazem ambicji, głodu i sprzeciwu wobec niedoli) klimatem płyty. Dlatego też bardzo dobre "Jestem skończony" pojawia się obok szalenie pozytywnego "Mój pies", a słuchacz nie czuje żadnego zgrzytu.

Jeżeli dostrzegam jakiś problem, to raczej w produkcji. Niemniej podyktowany jest on moją osobistą niechęcią do dubstepu, wiertar i innych nowoczesnych wtrętów. Nie mogę jednak nie docenić poziomu ich wykonania; wręcz przeciwnie, wszystko dudni aż miło, Flint od zawsze miał zamiłowanie do potężnych bębnów i mocnych dźwięków (wystarczy przypomnieć sobie produkcję na "Czarnym charakterze"), ale nareszcie zdaje się na nich nie ginąć (znów wracamy do klasycznej recenzji Marcina Flinta). Może jeszcze nie włada nimi jak szef, ale najważniejsze, że nie odstępuje im na krok. Przyspiesza, zwalnia, intonuje, panuje nad swoim głosem, który przecież nie należy do najprzyjemniejszych dla ucha. Przyczepiłbym się za to do refrenów, które zazwyczaj okazują się prostymi hookami. Być może to miał być z założenia prosty, hip-hopowy materiał, jednak zawsze uważam, że jeżeli mamy zapamiętać dany refren, to niech on będzie chwytliwy, nie banalny.

Zbierając do kupy wszelkie za i przeciw, muszę polecić wam tę płytę. Przepełniona emocjami, sprawdza się zarówno jako kompilacja bangerów jak i coś do posłuchania na wczuwce. Najważniejsza jest dobra zabawa, a tej "Zła sława" zapewnia nam pod dostatkiem. Ode mnie 4+, ale jeżeli lubicie wiertary to możecie nawet dodać te pół oczka. Nie przegapcie.

Tagi: 

Paweł
Zajawa na chłopa od radosnego futbolu, mocno wierze że w końcu dosięgnie go sukces...

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>