ScHoolBoy Q "Oxymoron" - recenzja nr 1
Szczerze mówiąc, to w 2014 roku, czekałem tylko na premierę "Oxymoron". Okej, na nowe "Run the Jewels" i "R.A.P. Music" też, ale na nic tak, jak na nowego Schoolboya. Może dlatego, że premiera tego krążka przeciągała się w nieskończoność. Sprawę utrudniały kozackie single, które co jakiś czas wypuszczał Quincy. No bo jak tu nie spokojnie wyczekiwać płyty, gdzie każdy, ukazany numer brzmi niesamowicie? Wiadomo, że nie należy to do łatwych zadań, ale czasu trochę upłynęło, "Oxymoron" pojawił się na rynku i ...
... nie zawiódł! Co prawda nie jest to tak pompatyczne wejście z hollywoodzkim rozmachem jak w przypadku "good kid m.A.A.d city", ale nie ujmuje to jakości. Porównanie do Lamara, nie jest oczywiście bezpodstawne. W końcu sam Hailey nawinął w najlepszym na płycie "Break the Bank": Tell Kendrick move from the throne, I came for it". Wyraźny jest tu głód sukcesu i zdrowa rywalizacja między członkami Black Hippy.
Wiecie, ze ta płyta ma masę rapowych gości? Na pewno wiecie. Ale kiedy siadam do płyty, wciągam ją na raz i czasami mam wrażenie, że jest to stuprocentowa solówka Q. Tak mocnym i wyrazistym raperem jest Schoolboy. Ani przez chwilę nie mamy wrażenia, ze ktoś go spycha na dalszy plan. Czy to oldschoolowcy Raekwon, Kurupt (Kendrick odświeżył słuchaczom MC Eihta, a Q postanowił przypomnieć ludziom o Kurupt'cie) czy młodzi zawodnicy jak Tyler the Creator. Wspomniałem Wam w artykule biograficznym, że Q inspiruje się w nawijce Jayem-Z, ponieważ "każdy jego kawałek jest inaczej zarapowany". Ta sztuka udała się Schoolboyowi na jego nowym wydawnictwie. Nie ma tu dwóch podobnie nawiniętych kawałków. Gospodarz raz jest stonowany, raz nabuzowany, a jeszcze innym razem wkurzony. Wielki szacunek za to.
Co do liryki to nic się w tej materii nie zmieniło. Zanim jednak napiszę coś więcej, pozwolę sobie na pewne stwierdzenie. 99% Polskich raperów powinno być przywiązane do fotela łańcuchami, a w słuchawkach powinni mieć puszczone "Oxymoron". Wypuszczeni mogą być dopiero wtedy, kiedy zrozumieją, że można, poruszając się cały czas w tej samej tematyce, pisać wciąż ciekawe, absorbujące słuchacza teksty. Wracając jednak do tematu, to oczywiście mamy tu uliczne historie, handel narkotykami i kobiety. Brzmi to jakby raper był wyjęty z lat 90-tych, tak skonstruowane są kawałki (mowa tu m.in. o doborze słów, prostocie przekazu). Jednak tę wyświechtaną tematykę, członek TDE potrafi wprowadzić na całkiem ciekawe i kreatywne tory. Chociażby takie "His and Her Fiend", gdzie Q wciela się w rolę... Oxycontyny. Coś jak Nas w "I Gave You Power", z tą różnicą, że nie jest to teatr jednego aktora. Wokalistka SZA wciela się tu odbiorcę tabletki.
Lamar miał swoje "m.A.A.d city" , które podzielił na dwie części. Schoolboy poszedł podobnym śladem tworząc "Prescription/Oxymoron". Dlaczego wyróżniam ten utwór? Bo do osiągnięcia idealnego efektu został tu wykorzystany bardzo fajny element. Utwór składa się z dwóch części. Pierwsza to Schoolboy w postaci narkomana. Cechą charakterystyczną dla "Prescription" (ten efekt, o którym wspomniałem), jest występ córki Hanleya, która swoimi zdaniami dodaje klimatu i zwiększa sugestywność numeru. Dalsza część, to już typowy trap. Nie tylko z powodu muzyki, ale i drugdealerskiej liryki.
Muzycznie krążek nie zawodzi. Jest bardzo zróżnicowany. Mamy tu sporo trapowej nowoczesności, klasycznego brzmienia od Alchemista, szamańsko brzmiące "His and Her Fiend". a nawet reminiscencje Cypress Hill w "Blind Threats". Całość dopełnia kalifornijskie "Grooveline pt. 2" i Tylerowe "The Purge". Czy jest się do czego przyczepić? Ani trochę. Płyta choć różnorodna, to jest bardzo przemyślana i nie sprawia wrażenia sztucznego zlepku utworów. Muzyka jest bardzo melodyjna, łatwo wpadająca w ucho, ale bez silenia się na rotację w radiach. Tam gdzie mają być tłuste bity, są (Alchemist przecież nie zawodzi), a tam gdzie być nowocześnie, hi-haty i werble, same zachęcają do rytmicznego poruszania się.
O sile tej płyty, niech świadczy to, jak różnią się komentarze dotyczące jej highlightów. Wielokrotnie pod klipem do wspomnianego "Break the Bank" widniał post, w którym ktoś pisał, że "Fuck LA" jest numerem jeden na krążku. Ja swojego faworyta wskazałem wcześniej. Mój kolega pisze o "Studio" i "Los Awesome" jako faworytach. Tak więc jak widzicie, co odbiorca to inna opinia. No i jest jeszcze jedna ważna rzecz. Jay Rock kiedy nowa płyta?! Serio, ten koleś po raz kolejny udowadnia, że bycie w cieniu reszty Black Hippy jest nieuzasadnione. Wracając jednak do "Oxymoron", to trzeba nadmienić jedną wadę. Choć płyta daje poczucie, że za parę lat zostanie okrzyknięta klasykiem, to jednak nie ma tego epokowego rozmachu jak "good kid m.A.A.d. city". Słuchając jej nie odnoszę wrażenia, że jej zajebistość wychodzi poza ramy gatunku, nie pisze historii. Więc mogę postawić jej tylko (i aż) 5. Na dzień dzisiejszy jest to płyta roku i mam wątpliwość czy poza nagrywkami Killer Mike'a czy Ghostface'a, coś spoza ekipy Black Hippy będzie miało siłę konkurować z płytą Hanleya. Czyżby szykował nam się rok pod szyldem TDE?