Juvenile "400 Degreez" (Klasyk Na Weekend)
Gdyby spytać się słuchaczy, która płyta Cash Money rozeszła się w największej liczbie egzemplarzy, wielu odpowiedziałoby: "Pewnie Tha Carter III Weezy'ego". Nie. Imperium Birdmana ma w swoim katalogu coś, co podobało się ludziom bardziej niż najchętniej słuchana pozycja Lil Wayne'a. Jest to właśnie dzisiejszy "Klasyk Na Weekend". Przed Wami trzeci krążek pochodzącego z Nowego Orleanu Juvenile'a, "400 Degreez". Zapraszam.
"400 Degreez" poznałem kilka lat temu. Było to dwa, może trzy lata wstecz. Nigdy nie byłem fanem tego typu muzyki, a w szczególności Manniego Fresha. Fakt, Carter I był całkiem zgrabnym krążkiem, ale dla mnie osobiście było zbyt dużo "takich sobie" bitów. Omawiany dziś "Klasyk" jest żywym koszmarem dla hiphopowych tradycjonalistów i "truskuli". Wiem, bo sam taki kiedyś byłem i wiem, że w liceum tej płyty bym nie ruszył nawet kijem. No bo co my tu mamy? Hajs, dziwki, trochę ulicznych odniesień i drogich samochodów. No i złoto, które wręcz wylewa się z okładki (pomieszane z płomieniami). Wszystko to podane na cykająch podkładach. Przerażające, ale...
... uważam, że do takich produkcji trzeba dojrzeć. Trzeba złapać dystans i otworzyć głowę. Album wygenerował dwa, spore hity: "Ha" (w trzech wersjach: Juve solo, z Hot Boys i z Jiggą, który zamyka krążek) i "Back That Azz Up". Bit do tego drugiego znalazł się nawet na 14 miejscu na liście najlepszych podkładów wszechczasów, magazynu Complex. Co prawda, uważam to za lekką przesadę, ale nie można odmówić jakości temu bangerowi.
Muzyką na "400 Degreez" zajął się w stu procentach, nadworny producent wytwórni w tamtym okresie, czyli wspomniany wcześniej Mannie Fresh. Według mnie, pokazał on wtedy maksimum swoich umiejętności. Wydany, równo rok później, debiut Lil Wayne nie mógł poszczycić się tak dobrym brzmieniem. Fresh zaprezentował na trzecim krążku Juvenile'a wachlarz różnych możliwości, nie tworząc schematycznych, elektronicznych bitów. Mamy tu więc syntetyki typowe dla Manniego, letniaki brzmiące bardziej tradycyjnie, czy kojarzące mi się z Music Instructor, "400 Degreez", z głosem "robota" w refrenie. Produkcje są praktycznie w całości robione przez Fresha, a sampli użył tylko w dwóch kawałkach. Jednym z nich jest "Ha", gdzie samplował utwór gospodarza z poprzedniego krążka, a także trzeci singiel "Follow Me Now", czerpiący z dorobku Tito Puente, a dokładniej z utworu "Oye Como Va". Dla nieświadomych, Tito to muzyk, parający się mambo i latynowskim jazzem.
Juvenile nie był może nie wiadomo jakim mistrzem mikrofonu. Sprawiał miejscami wrażenie jakby męczył się rapując. W porównaniu do takiego Jaya, wypadał tak sobie. Nie posiadał tak giętkiego flow, czy pewności siebie jak nowojorczyk. Miał jednak jakąś magię w sobie, która przyciągała do tej płyty. Paradoksalnie jego leniwe flow i niezbyt mocny głos nie nudziły słuchacza. Może to również zasługa jego znakomitego ucha do bitów Manniego.
Na sam koniec dodam, że "400 Degreez" to nie tylko rewelacyjna sprzedaż (5 milionów kopii), ale również wielki wpływ na późniejszy rap. Po pierwsze Lil Wayne, który w hołdzie dla swojego kolegi z Hot Boys, nazwał swoje, trzecie wydawnictwo "500 Degreez". W końcu Jay-Z, dla którego omawiana dziś płyta była inspiracją przy nagrywaniu "Vol. 3 Life and Times of S. Carter". Sami więc widzicie, że warto zapoznać się z tym krążkiem. Szkoda tylko, że Birdman zaczął olewać trochę Juvenile'a, bo sądzę, że gdyby kontynuowano promocję kolejnych krążków jak tego, czy następnego, to dziś Juve mógł wciąż znaczyć w środowisku więcej niż Lil Wayne. Polecam!
Poniżej klipy promujące to zacne dzieło.
Juvenile "Ha"
"Back That Azz Up"
"Follow Me Now"