Top 10 najlepszych kooperacji rapowo-rockowych - subiektywny ranking
Niedawno swoją premierę miał najnowszy album Tech N9ne’a, „Something Else”, z zawartą na trackliście kompozycją iście historyczną – oto członkowie jednego z najbardziej utytułowanych i najsłynniejszych zespołów w historii rocka nagrali utwór z jednym z najbardziej szanowanych raperów Ameryki. Piszę tu oczywiście o utworze „Strange 2013”, hip-hopowym remake’u „Strange Days” legendarnych The Doors, stworzonym we współpracy Techa z Fredwreckiem oraz… samym zespołem: Johnem Densmore’em, Robbym Kriegerem oraz Rayem Manzarkiem. Kawałek ten jest też ważny z innego powodu – to ostatni utwór, jaki Manzarek zdążył nagrać przed śmiercią (20.05.2013).
Wysłuchawszy „Strange 2013” (znakomity sztos swoją drogą), wpadła mi do głowy pewna myśl: a może by tak skompilować mały ranking utworów, w których obok MC pojawiają się artyści rockowi? Przecież remake Techa to nie pierwsza okazja, kiedy w studiu spotkali się raperzy i rockmani/metalowcy z zamiarem stworzenia tracku/ów łączących „the best of both worlds”. Nieraz słyszeliśmy, że obok MC udzielają się wokaliści, albo że hiphopowy beat okraszony został gitarowymi riffami czy prawdziwą perkusją – ba, istnieją przecież całe zespoły bazujące na łączeniu hiphopowych produkcji z żywym instrumentarium – choćby The Roots. Swoją drogą, Rootsi nagrali ostatnio kolejny kollabo-album, prawda? Owszem, do tego z nie byle kim, bo z samym Elvisem Costello (premiera 17 września), kolejną muzyczną legendą!
Widać więc, że kolaboracji rap-rock jest wiele… Są one na pewno zaskakujące i ciekawe, jednak czy wszystkie bez wyjątku są dobre? Nie, za nic w świecie. Istnieją kolaboracje RR fantastyczne, legendarne wręcz – a istnieją też takie, o których zapomnieć należy jak najszybciej, takie, które ewidentnie twórcom nie wyszły…
Chciałbym tedy zaprezentować w dwóch listach: top 10 najlepszych utworów powstałych ze współpracy raperów i rockmanów, oraz top 10 najgorszych tworów. Dziś więc – dziesiątka najlepszych. C’mon y’all, let’s rock this!
10. M.O.P. & Butch Vig – “How About Some Hardcore?” (z albumu “Loud Rocks”, 2000)
Bo jak rozpoczynać, to z grubej rury. “How About Some Hardcore?” – pytali Billy Danze i Lil’Fame na swym pierwszym albumie na rewelacyjnym bicie DR Perioda. Moc, moc, i jeszcze raz moc. Sześć lat później, na potrzeby rap-rockowej składanki Loud Rocks, panowie postanowili jednak swój utwór spotęgować jeszcze bardziej, angażując do współpracy Butcha Viga – znakomitego perkusistę, człowieka, który na stałe zapisał się w annałach rocka, produkując album Nevermind Nirvany. Vig przybył, zobaczył – i dodał do „HASH?” (fajny skrót, swoją drogą) niesamowicie uzależniający nomen omen rytm perkusji i MOCARNE gitary. Jeśli przy słuchaniu tego nie odczuwasz ochoty szaleńczego machania łbem, jesteś oficjalnie nie z tej ziemi. "How About Some Hardcore?” – Hell yeah, bracie. „HASH?” – Jeszcze lepiej!
09. Necro feat. Sean Martin (Hatebreed), John Tardy (Obituary) & Dan Lilker (Nuclear Assault) – “Insaneology” (z albumu “The Pre-Fix for Death”, 2004)
Necro albo się kocha, albo nienawidzi. OK, przesadzam, Necro się tylko nienawidzi. Jednakowoż nie sposób nie szanować gościa, który wyrobił sobie własną, niepodrabialną stylówę i podąża nią konsekwentnie tyle lat. Swój Death Rap Necro oparł nie tylko na lirykach tak brutalnych i dosadnych, że mózg staje – The Sexorcist od zawsze podkreśla swoje upodobanie do brutalnego, surowego, bezkompromisowego metalu. Wiele razy Necro zaprosił do współpracy prominentnych muzyków sceny metalowej i hardcore’owej – i lista gości, z którymi nagrywał, naprawdę robi wrażenie. Znajdują się na niej choćby muzycy m.in. z Deftonesów, Lamb of God, Shadows Fall, Testament, a nawet z takich tuzów jak Black Sabbath (Vinny Appice!), Anthraxa (sam Scott Ian!) i Megadeth (Dave Ellefson!). Naprawdę miałem problem, który utwór z bogatego dorobku Necro wybrać – jednak koniec końców zwyciężyło potężne „Insaneology”. O Cthulhu, jak ten joint niszczy bez litości. Basem zajął się wszechstronnie uzdolniony Dan Lilker (podobnie jak wymieniony wyżej Scott Ian, jeden z założycieli Anthraxu!), niesamowite rzeczy na wiośle wyczynia Sean Martin, eks-gitarzysta Hatebreed, a na dokładkę mamy też histeryczny, przeraźliwy wokal Johna Tardy’ego z legendarnego Obituary. A jeśli ta trójca was nie wykończy – jest też gospodarz, wypluwający na majku skoncentrowane ładunki czystego ZŁA. Miazga, po której nikt nie ocaleje.
08. KJ-52 feat. Jon Micah Sumrall (Kutless) – “Are You Real?” (z albumu “Behind the Musik (A Boy Named Jonah)”, 2005)
„I rzekł KJ-52: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal death rapu”! …Bo nie możemy pozwolić, by zło zwyciężyło, prawda? Chrześcijański rap to terytorium jakoś często pomijane wśród fanów rapu… ja również przyznaję, że nie spoglądam w stronę Jerozolimy zbyt często (…więcej grzechów nie pamiętam). A szkoda, bo znaleźć tam można rzeczy naprawdę zacne – choćby ten znakomity track „chrześcijańskiego Eminema” rodem z Florydy. Świetna perka, bujający beat, rewelacyjny refren Jona Sumralla z zespołu Kutless - do tego naprawdę poruszający, szczery tekst, manifestujący wiarę KJ-52 w Boga. Świetna rzecz.
07. Cypress Hill & Tom Morello – “Shut’em Down” (z albumu “Rise Up”, 2010)
Klik, klik, klikkliklikkliklik…!!!! Uwaga, stwierdzono ogromne ilości czystego, nierozcieńczonego rockowego pierdolnięcia! To może oznaczać tylko jedno – Tom Morello jest w pobliżu. Byłemu gitarzyście RAtMu nieraz zdarzało się współpracować z „obywatelami MC” – jego mistrzowską grą na gitarze pobłogosławione zostały utwory m.in. Run DMC, Public Enemy, KRS-One’a i Bone Thugs-n-Harmony. Najbardziej jednak prominentnie Tom udzielił się na ostatnim albumie Cypress Hill, ziomali, którym rockowe brzmienia nie są obce – i okazało się to połączeniem doskonałym. Morello stworzył tu absolutną gitarową bombę (to solo w 2.30 urywa po prostu łby), na której B-Real i Sen Dog płyną… udanie, acz nie tak znowu rewelacyjnie, trzeba przyznać. Ale nie umniejsza to wcale poziomowi kawałka. Jest funkowo, jest epicko… cytując pewnego użytkownika YT: „IT’S TOM MOTHERFUCKING MORELLO WITH CYPRESS MOTHERFUCKING HILL”! ‘Nuff Said.
06. Ill Bill feat. Howard Jones – “Babylon” (z albumu “The Hour of Reprisal”, 2008)
Mamy na liście Necro, przyszedł więc zaś czas na jego brata. Jestem zadeklarowanym sajkofanem albumu „The Hour of Reprisal”, a w szczególności kawałka „War is My Destiny” (o którym pisałem jakiś czas temu) z Maksem Cavalerą – poważnie zastanawiałem się, czy nie wstawić go na listę… Gdy wtem przypomniałem sobie, że jest jeszcze jeden kawałek z tej płyty, który uwielbiam całym moim czarnym sercem. To otwierający cały album „Babylon” z gościnnym udziałem Howarda Jonesa, do niedawna wokalisty Killswitch Engage – jedyny utwór w tym rankingu nie wsparty żywym bandem ani zniewalającymi arpeggiami (choć beat T-Raya ma w sobie ten świdrujący, gitarowy motyw….). Beat w ogóle jest niesamowity, szczególnie sposób, w jaki przechodzi z subtelnego, kobiecego chóru do ciężkiej, mrocznej jazdy, na której Billy Idol zapodaje nie mniej mroczne i ciężkie liryki. A refren Jonesa? Po prostu miazga. Mocny, czysty wokal stanowi doskonałe uzupełnienie surowego i szorstkiego głosu Ill Billa. „Babylon”. Po prostu w stu procentach epicki track.
05. Del tha Funkee Homosapien & Dinosaur jr. – “Missing Link” (z albumu “Judgment Night – Music from the Motion Picture”, 1993)
Jest sobie taki thrillerek nakręcony w 1993 roku o nazwie „Sądna noc” z Emilio Estevezem i Cubą Goodingiem jr…. Nie chcę jednak pisać o samym filmie, ale o soundtracku do niego, bo ten jest iście zdumiewający. To wypełnione po brzegi kolaboracjami RR płyciwo to sen spełniony każdego muzycznego nerda. Tu panowie z Onyx spotykają się z Biohazardem (w mocarnym tytułowym tracku), Cypress Hill z Pearl Jamem, Slayer z Ice-T (!!!!), Sir Mix-a-Lot z Mudhoney (?!)… a wreszcie Del tha Funkee Homosapien, późniejszy Deltron Zero, z legendami alternatywnego rocka Dinosaur jr. Rozentuzjazmowany, energiczny Del radzi sobie świetnie – ale to Dinosaur jr. rządzą całym trackiem, dostarczając fe-no-me-nal-ne-go, opartego na nieco funkowym riffie podkładu. Świetny jest też hipnotyzujący refren J Mascisa, a końcowa solówka po prostu niszczy. Ogień, ogień, po trzykroć ogień.
04. R.E.M. feat. Q-Tip – “The Outsiders” (z albumu “Around the Sun”, 2004)
Poprzednie kawałki na tej liście to ultra-bangery, eksplodujące mocą, niszczące wszystko na swej drodze… Ale tutaj – stop. „The Outsiders” to inna bajka. To pieśń refleksyjna. Subtelna. Nostalgiczna i przejmująca. Nigdy nie byłem wielkim fanem R.E.M. (mały hint – “zepsuł” ten znajdzie się też w części drugiej tego rankingu…), ale uwielbiam melancholijne rockowe ballady – a „The Outsiders” przypomina mi, dlaczego. Gitary, niespieszne tempo, poruszający wokal Michaela Stipe’a – wszystko tu tworzy magiczną atmosferę. Kawałek ten byłby świetny nawet bez Q-Tipa – ale The Abstract odnalazł się w „The Outsiders” rewelacyjnie, dając świetną, acz nieco krótką zwrotkę, i w żadnym razie nie burząc atmosfery. Końcowe wersy Q-Tipa – powtarzane „I am not afraid, I am not afraid” – autentycznie poruszają…
03. Beastie Boys & Kerry King (Slayer) – “No Sleep till Brooklyn” (z albumu “Licensed to Ill”, 1986)
Kto nie zna, niech zapadnie się pod ziemię. Natychmiast. OK… Co można napisać o „No Sleep ‘til Brooklyn”, czego jeszcze nie napisano? Nie mam pojęcia – wiem tylko, że ten kawałek MIAŻDŻY. Ale czemu się dziwić, jeśli za partie gitarowe – ten prosty, ale niewiarygodnie skuteczny i uzależniający motyw (oparty na legendarnym T.N.T. AC/DC) , jak i roztapiające mózgi swą zajebistością solo – odpowiedzialny jest sam Kerry King (który na dodatek miał jednak kiedyś włosy)? Dodajmy do tego fantastyczną, nieokiełznaną energię i entuzjazm Beastie Boysów oraz świetny teledysk, parodiujący glam-metalowy szał lat 80. - i mamy klasyk trwalszy niż ze spiżu, absolutnie nieodzowny składnik każdej imprezy. Potęga.
02. Run DMC feat. Steven Tyler & Joe Perry (Aerosmith) – “Walk This Way” (z albumu “Raising Hell”, 1986)
Starałem się jak mogłem. Naprawdę. Nie ma żadnej zabawy w tworzeniu rankingu, w którym topowe miejsca są wiadome od razu. Bowiem gdy ktoś spyta o połączenie rocka z rapem, automatycznie pierwszym kollabo, jakie przychodzi do głowy, jest słynne spotkanie na jednym tracku Run DMC i Aerosmith. Chciałem, aby ta lista nie była przewidywalna, więc postanowiłem zrobić wszystko, aby ten track nie znalazł się w rankingu…. Jednak nie mogłem. Ten kawałek jest TAK dobry. Tzw. chemistry on track wszystkich zaangażowanych jest po prostu niesamowita – gitara Joe’a Perry’ego doskonale odnalazła się na beacie Jam Master Jaya, a wrzaski Stevena Tylera w refrenie brzmią doskonale. To nie tylko utwór znakomity, ale także ważny z historycznego punktu widzenia – to właśnie „Walk This Way” pomógł przebić się hip-hopowi do mainstreamu, szturmem wdzierając się na listę Billboard Hot 100 (zajmując 4 pozycję), i udowadniając, że mariaż elementów hip-hopowych i rockowych jest możliwy i może przynieść oszałamiające rezultaty. Żeby tego było mało, „Walk This Way” zilustrowany został kapitalnym teledyskiem. Nie dodaję już nic, bo jestem zajęty salutowaniem z szacunku.
01. Public Enemy & Anthrax – “Bring the Noise” (z albumów Public Enemy – “Apocalypse ’91 – The Enemy Strikes Black”, 1991; Anthrax – “Attack of the Killer B’s”, 1991)
Tak jest – tylko jeden kawałek mógł odebrać Run DMC koronę i tytuł “najlepszego kollabo RR”. Pal licho przewidywalność - remake „Bring the Noise” z udziałem kapeli Scotta Iana to kawałek bezbłędny – po prostu. Gnający na łeb na szyję metalowy podkład – te mocarne bębny, te niesamowicie szybkie gitary - pod rymy Chucka D i wstawki Flavor Flava, które przeszły już do legendy (….YEEEEEEAAAAAH BWWWOOOOOIIIII!), niesamowita, niewiarygodna wręcz energia i chemia wszystkich grających, zaskakująco dobry rap Scotta Iana – i ten REFREN, rzeczywiście karzący – nie, zmuszający – do ogarnięcia dupska, pójścia w szaleńcze pogo i przyniesienia ze sobą tyle hałasu, na ile starczy sił. A nawet więcej. Nieśmiertelny klasyk, odpowiednik platynowego wzorca z Sevres dla kolaboracji rapowo-rockowej/metalowej.
Dzięki wszystkim za komentarze! Paaanowie wesss i 50.... ;-) Zwracam uwagę na zwrot "subiektywny ranking". To nie lista najsławniejszych/najbardziej utytułowanych kooperacji RR, tylko dziesięć utworów, które w MOJEJ OPINII są najlepsze w tej kategorii... Gusta są jak wiadomo co, każdy ma swoje upodobania i ulubione utwory - powyżej macie 10 moich typów. Nie podoba Wam się - spoko, peace'n'love, rankingi mają to do siebie, że nie każdy się z nimi zgadza. Jeśli macie obiekcje, piszcie, z przyjemnością poznam Wasze typy :-).
Szczerze mówiąc, kooperacje Korna z raperami (a jest ich kilka) jakoś szczególnie porywające nie są. Ba, jedna z nich znajdzie się w drugiej części rankingu - może zgadniecie, która :-) ? Tracki z Kjubem są OK, ale daleko im do powyższej dziesiątki.
Co do Blakroca - owszem, to fajna płytka, ale nic poza tym. Choć przyznaję, że poważnie rozważałem, czy nie umieścić na liście "Ain't Nothing Like You (Hoochie Coo)". I prawie to zrobiłem, ale przeszkodził mi w tym przysypiający na majku Jim Jones.
A, w rankingach ograniczam się do sceny USA, bo siedzę w niej dłużej i interesuje mnie ona bardziej - powinienem był o tym wspomnieć w artykule, my bad.
Strony