Machine Gun Kelly "Black Flag" - recenzja
Drake dopiero co zarapował, że chce wygrać ponownie jak "King James". J. Cole wspomniał, że czuje się jak LeBron przed zdobyciem pierścienia. LBJ kolejny pierścień zdobył, a zaraz po tym nowym materiałem zaatakował gość, który również nie uniknie porównań z gwiazdorem Heat, choć gdyby sam je wypowiadał to mógłby narazić się sporej rzeszy fanów.
23-letni Machine Gun Kelly zastąpił bowiem LeBrona w roli idola i dumy Cleveland, gdy miasto wyklęło go za przejście do Miami. W Polsce raperów, którzy dotarli do takiego statusu na skalę swojej miejscowości jest paru na krzyż - Peja, Liroy, O.S.T.R., może Te-Tris, KęKę i Bisz. A tutaj raper przed debiutem? W takim wieku? Jednak to nie przypadek - MGK to gość o niesamowitej charyzmie, który najnowszym mixtape'em mocno i dobitnie pokazuje, dlaczego ludzie regularnie wrzucają sobie jego wersy i hasła nie tylko do głowy, ale i pod skórę. Najlepszy moim zdaniem na ten moment raper urodzony w latach 90-tych a także "clevelandzki typ zwyczajny", który udowodnił jednak, że granic nie ma a walka o swoje czeka nas każdego dnia.
Ciężka przeszłość, bagaż doświadczeń, poczucie niesprawiedliwości, buntu, reprezentowanie społecznych nizin i walka o ich prawa. A zarazem zamiast ślepego narzekania - moc w parciu po swoje, zarażaniu motywacyjnym nastawieniem i pociąganiu za sobą tłumów. Dołóżmy do tego maszynowe wyrzucanie linijek, warsztat opanowany do perfekcji i umiejętność poruszania się po każdym bicie i już wiemy, dlaczego jedyne wady MGK'a, które widziałem w komentarzach to "nooo... jest biały i ubiera się jak punk a nie raper". Czy mamy do czynienia z mrocznymi numerami z pazurem, czy lekkimi motywatorami, czy braggowymi bangerami czy mocno osobistymi refleksjami - w każdej tej formule MGK ma do pokazania i zaoferowania wiele.
Czy wjeżdża na trapowym bicie w "Peso" czy na wyrwanym z przełomu lat 80-tych i 90-tych "Skate Cans", czy zalewa nas ultraszybką i zadziorną nawijką w "Breaking News", siada na mocnych gitarach w "Swing Life Away" czy idealnie zgrywa z leniwym refrenem Wiza w "Mind Of A Stoner", wciąż nie gubi poziomu i ani na chwilę nie obniża poprzeczki. Z nokautującą pewnością siebie wypluwa wersy o przedzieraniu się przez kolejne przeszkody, o własnych przejściach czy dojściu z samego dna do mainstreamu, zarazem pozostając normalnym (choć mocno wykręconym) gościem nie strugającym gwiazdy. Nawet we wspomnianym "Mind Of A Stoner" z Khalifą, które tematycznie wielu zakwalifikowałoby po samym rzucie oka na tracklistę dostajemy osobiste linijki uderzające do głowy. MGK wspomina o plakacie 2Paca na ścianie i idzie właśnie jego ścieżką - oddolnie, bezkompromisowo, wyważając każde drzwi i blokady, które napotka na swojej drodze. Jednak nie ogranicza się do społecznej i poważnej tematyki, a raczej wprowadza nas do swojego barwnego świata, pełnego szalonych akcji, grubych melanży, pięknych kobiet i chwytania za kark mglistych szans, wciąż zachowując zgodność z własnym sumieniem.
"Black Flag" to piękny wjazd z buta Kellsa po okresie delikatnego zwolnienia tempa i mieszanych opiniach dotyczących legalnego debiutu - m.in. z uwagi na to, że sporo numerów stamtąd już znalismy. Tutaj mamy 14 nowych (poza singlami) tracków, które walą po gębie świeżością, energią, treścią a zarazem formą. Dobrze widzieć, że ciężkie emocje w rapie wciąż można wylewać bez smutnego rozklejania się nad sobą, a raczej z jadem niczym rozwścieczony buldog. Gdy MGK pojawił się na horyzoncie ze swoim "Rage Pack" zastanawiałem się czy przystopuje to karierę 11 lat starszego Yelawolfa, który dopiero co wypłynął na szersze wody. Niespełna dwa lata później wątpliwości nie mam - Richard Colson Baker prze po swoje z taką mocą, że jeżeli równać go w górę z charyzmatycznym białym MC, który dotarł do czołówki z samego dna, nie gubiąc jaj, porywając tłumy szczerością, charakterem i będąc ich reprezentantem w świecie showbiznesu to już nie z tym urodzonym w roku 1979 a tym, który przyszedł na świat 7 lat wcześniej. Najlepszy jak na razie mixtape 2013 roku? Na pewno jeden z lepszych. Piątka.