Kid Ink "Almost Home" - recenzja
W ubiegłym roku nabrał rozpędu po wyborze do grona XXL Freshman. Singlem "Time Of Your Life" rozpalił letnie soundsystemy. Niezależnie wydanym albumem "Up & Away" (recenzja) podkręcił hype i zaznaczył obecność na listach sprzedaży. Potem wypuścił mixtape "Rocketshipshawty" (recenzja), podpisał kontrakt z majorsowym RCA Records (dawny Jive) i zapowiedział pełnoprawny debiut nakładem dużego labelu. Teraz Kid Ink jest więc "prawie w domu". A w jakiej jest formie tuż przed przypięczętowaniem całej drogi "from hell & back"?
"Już samo Sunset zjada całe Rocketshipshawty" napisał mi znajomy będący wielkim fanem kalifornijskiego newcomera. I coś w tym jest. Podczas gdy "Rocketshipshawty" brakowało błysku, polotu i zlewało się w jedno to "Sunset" jest kolejnym hitowym letniakiem, przywodzącym na myśl "starego dobrego Kid Inka" (ale to durnie brzmi w tym wypadku, czyż nie? #Oppa gimbnam style). Całe "Almost Home" to wprawdzie nieduża pigułka (#molly), ale pokazuje, że Kid wraca na właściwe tory. Racja, są tu dwa numery znane z ostatniego mixtape'u, wzbogacone gościnnymi zwrotkami "Bossin Up" (z Frenchem Montaną a.k.a. Mr. Haaa i A$AP Fergiem) i zremiksowane "Bad Ass" (z Meek Millem i Wale'em), ale w tym zestawieniu akurat urozmaicają sytuację, a nie wtapiają się w tłum. Mamy za to motywujące i chwytliwe "Fuck Sleep", melodyjne i dość radiowe "Was It Worth It" oraz energiczne "Money and The Power". Odkrywczych treści nie ma co szukać, tematycznie Ink wciąż krąży wokół tych samych wątków (hajs, ciężka praca, droga na szczyt, imprezy, kobiety) ale słucha się tego naprawdę dobrze.
Żaden to przełom czy szał, do "Daydreamera" daleko, ale fani dotychczasowej twórczości kalifornijczyka dostaną mały zastrzyk na czerwcową playlistę. Słychać tu bowiem to, co możemy uznać za największe atuty Kid Inka. Melodyjność, zgrabne balansowanie między rapem i śpiewem, leniwy letni klimat i umiejętność tworzenia muzyki, która wpada w ucho, świetnie sprawdza się przy cieplejszych temperaturach i po prostu buduje fajny nastrój. Mimo że człowiek, który pokazał światu Jennifer Jayleen Martinez raperem jest po prostu solidnym to pomysł na siebie i wyczucie całościowej stylistyki wyróżniają go ze zlewającej się w jedno masy i każą czekać na nadchodzący album z dużą ciekawością. Do domu już prawie dotarł, czekam na wyważenie drzwi z futrynami.